Maczuga na migrantów [OPINIA]
Zapowiedź referendum na temat zgody na relokację nielegalnych migrantów w Polsce to polityczna hucpa. Jej jedynym celem jest dostarczenie PiS dodatkowych głosów w wyborach parlamentarnych. A szkoda, że rządzący tak podeszli do tego tematu, bo jest on naprawdę istotny i zasługuje na rzetelną debatę. Samo PiS ma zaś wiele przekonujących argumentów.
Dziś Prawo i Sprawiedliwość może wygrać wybory przy sytuacji za naszą granicą, przy wojnie wyłącznie tematem bezpieczeństwa - stwierdził kilka dni temu Marcin Mastalerek, były rzecznik PiS, obecnie związany z prezydentem Andrzejem Dudą.
Jarosław Kaczyński z ekipą ochoczo to spostrzeżenie podchwycili. I chcą obronić Polskę przed zalewem "agresywnych, obcych kulturowo i wrogo do nas nastawionych grup".
Polacy zaś, jak zapowiedział Kaczyński, mają w referendum podjąć decyzję, czy chcą bezpiecznej Polski wolnej od imigrantów, czy chcą "mieć krew na ulicach".
Tak wiele pytań
Referendum ma sens w sprawach, w których można świadomie podjąć decyzję. Tymczasem sprawa mechanizmu relokacji migrantów jest na tyle niejasna, że ciężko dziś wyobrazić sobie masowe decydowanie w tej sprawie.
W portalu Money.pl przeczytałem o migrantach, w "Gazecie Wyborczej" przeczytałem o imigrantach, a w Onecie - o uchodźcach.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Strach Kaczyńskiego. "Bardzo niewygodne dla PiS"
Pojęcia imigranta i uchodźcy nie są zaś przecież jednoznaczne. I nawet jeśli w unijnych planach kwestia ta jest jasna (chodzić ma o migrantów), to warto zadbać o precyzję.
Sprawa kolejna: czy w ogóle jest mowa o przymusowej relokacji migrantów? Rzeczniczka Komisji Europejskiej przekonuje, że nie, bo państwa będą mogły pomagać na trzy sposoby. Jeden to rzeczywiście przyjęcie migrantów przez kraj członkowski UE. Drugi - zapłata za każdego nieprzyjętego migranta w wysokości 22 tys. euro. Ale jest też trzecia możliwość - tzw. wsparcie operacyjne, czyli dostarczenie państwom, w których migranci się znajdą, np. namiotów, wyżywienia bądź wysłanie ekip medycznych.
Czytaj również: "Nie nadążamy za prezesem". Kaczyński chce ratować kampanię
Tu pojawia się pytanie: czy gdy państwa zdecydują się na wsparcie operacyjne, decydenci unijni i tak nie narzucą im obowiązku przyjmowania migrantów?
Rzecz następna: co z przyjętymi przez Polskę Ukraińcami? Mówimy przecież o kilku milionach uchodźców, którzy uciekali przed wojną. Wiele wskazuje na to, że ten wkład Polski nie zostanie wzięty pod uwagę przy stosowaniu mechanizmu relokacji migrantów. Ale czy wiemy to już na pewno, czy dyskusja na ten temat jest zamknięta?
Czy w całej unijnej procedurze Polska, kraj zmagający się w kwestii migracji z dużymi wyzwaniami - i w większej mierze ze strony Ukrainy, i trochę mniejszej ze strony Białorusi - zostanie potraktowany identycznie jak państwa, które nie stanowią migracyjnego "pierwszego frontu"?
Różni ludzie, różne sytuacje
Uważam, że referendum w sprawie zgody - lub prędzej niezgody - na stosowanie w Polsce systemu relokacji jest motywowane wyłącznie politycznie. Zarazem jednak nie zgadzam się z jednym z naczelnych argumentów używanych w ostatnich godzinach przez przeciwników referendum.
Otóż wiele osób, w tym choćby Krzysztof Bosak z Konfederacji, zarzuciło PiS-owi, że jest ono niekonsekwentne, bo od dawna do Polski wpuszczanych jest wielu imigrantów z innych kontynentów.
Ekonomistka Alicja Defratyka wskazała na Twitterze, że w 2022 r. ponad 136 tys. imigrantów z krajów muzułmańskich otrzymało zezwolenie na pracę w Polsce. Co oznacza, że w 2022 r. ponad 40 razy więcej osób z krajów muzułmańskich otrzymało pozwolenie na pracę w Polsce niż za rządów PO-PSL w 2015.
Szkopuł w tym, że Bosak, Defratyka i wiele innych osób porównują nieporównywalne.
Imigrant, który legalnie przybywa do Polski i otrzymuje pozwolenie na pracę, to ktoś inny niż tzw. nielegalny migrant (inna rzecz, że dyskusyjne jest to, czy w ramach unijnego mechanizmu będzie można mówić o nielegalności - to zresztą kolejne pytanie) przymusowo ulokowany w jednym z państw Unii Europejskiej.
Dla jasności więc: można być pozytywnie nastawionym do legalnie przybywających do Polski migrantów, a jednocześnie nie chcieć w Polsce obecności osób, które na teren UE przybyły nielegalnie, nie otrzymały żadnego pozwolenia od polskich władz, a jedynym glejtem uprawniającym ich do pobytu nad Wisłą jest decyzja któregoś z innych państw członkowskich UE i przydział danej osoby do Polski.
Inna rzecz, że sam pomysł relokacji migrantów wydaje się mało rozsądny, skoro najpewniej ani większość z tych osób nie chce żyć w Polsce, ani nic nie wskazuje na to, by Polska, przynajmniej formalnie - w ramach stanowiska prezentowanego przez polski rząd - chciała te osoby gościć.
Budzenie demonów
Dlaczego więc referendum to kiepski pomysł?
Przede wszystkim dlatego, że nie wiadomo, za czym Polacy mieliby głosować. Rządzący tworzą bowiem alternatywę: albo bezpieczna Polska bez "nielegalnych" migrantów, albo masowa przestępczość, zadymy i krew na ulicach. To skrajne upraszczanie tematu, do poziomu wręcz nieprawdy.
Obawiam się, że referendum - mające pokazać, że tylko PiS dba o bezpieczeństwo Polaków - stanie się przyczynkiem do kampanii zohydzania imigrantów, także tych przebywających w Polsce legalnie i rzetelnie u nas pracujących.
A stąd krótka droga do fali hejtu, która może przeobrazić się w fizyczną agresję wobec "innych", różniących się wizualnie od Polaków.
Boję się demonów, które może obudzić w części z nas Jarosław Kaczyński. Boję się spłycania tematu podejścia do migracji, która przecież jest istotnym wyzwaniem dla Unii Europejskiej.
Boję się, że w imię partykularnych potrzeb partii ważna kwestia stanie się kolejną polityczną maczugą do okładania się po głowach.
I boję się wreszcie, że w głupi sposób zaprzepaścimy swój dorobek ostatnich kilkunastu miesięcy. Z państwa, które powinno nadawać ton dyskusjom o migracji i stanowić przykład dla innych krajów UE, przez nieudolne działania dyplomatyczne będziemy postrzegani niesłusznie jako parias Europy.
Patryk Słowik, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: Patryk.Slowik@grupawp.pl