Maciej Deja: Koronawirus zaszkodzi PiS. Trudne dni rządu [OPINIA]
Koronawirus w Polsce wydawał się pod względną kontrolą rządzących. Ostatnie dni jednak pokazują, że epidemia i jej skutki są poważniejsze, niż się spodziewano. Od niedzieli rząd coraz częściej na froncie walki z koronawirusem notuje porażki.
19.03.2020 | aktual.: 19.03.2020 15:43
Koronawirus w Polsce wymknął się spod kontroli, gdy okazało się, że chory jest jeden z ministrów. Michał Woś zaraził się od dyrektora Lasów Państwowych, a blady strach padł na jego kolegów i współpracowników. Póki co u nikogo więcej koronawirusa nie wykryto, ale rząd dopiero od tego momentu przeszedł na pracę zdalną.
Przyrost nowych przypadków spowolnił, ale tu też nie ma powodów do radości. Laboratorium PZH w Warszawie, które działa od początku epidemii w Polsce i gdzie wykonuje się najwięcej testów na obecność choroby, zostało w środę zamknięte. Koronawirusem mogło zarazić się dwoje laborantów, a do czasu uzyskania ich wyników, placówka nie będzie działać.
Problemy innego rodzaju mają z koronawirusem w Łomży. Tamtejszy szpital został wyznaczony do tymczasowego przekształcenia w jeden z 19 szpitali zakaźnych. Pracownicy alarmują, że w placówce jest tylko dwóch zakaźników, brakuje tam sprzętu medycznego i podstawowej infrastruktury, która umożliwiałaby izolowanie chorych na koronawirusa. Tu jednak partia rządząca zainterweniowała - kierowniczka szpitala i była posłanka Bernadetta Krynicka, która głośno mówiła o brakach placówki, została zawieszona w prawach członka PiS.
Koronawirus w Polsce. Dantejskie sceny na granicy z Niemcami
Dantejskie sceny mają miejsce na granicy polsko-niemieckiej. Po zamknięciu większości przejść granicznych, ruch skumulował się na kilku pozostałych. Nie dość, że jest kilkakrotnie większy, niż zazwyczaj, to jeszcze mniej płynny - korki na niektórych przejściach ciągnęły się nawet na 50 km, co oznaczało dwie doby czekania. Wszystko przez to, że Straż Graniczna i służby sanitarne mają obowiązek sprawdzać temperaturę wjeżdżającym osobom i kierować je na kwarantannę. Od czwartku nie muszą wypełniać kart lokalizacyjnych, dzięki czemu kolejki skróciły się do 15 godzin oczekiwania.
Dwa tygodnie pod kluczem powinni spędzić w swoich domach również Polacy, którzy wrócili do kraju w ramach akcji "lot do domu". Polski rząd najpierw zamknął międzynarodowy ruch lotniczy, a później wspólnie z krajowym przewoźnikiem zaczął organizować czartery po rodaków, którzy zostali na lodzie. Efekt? Cztery samoloty miały lądowałć w środę o podobnej porze na lotnisku Chopina. Niemal tysiąc osób w jednym momencie znalazło się w korytarzach portu, a wyglądało to tak:
Ministerstwo Zdrowia w środę wieczorem zadeklarowało, że liczba osób wyznaczonych do kwarantanny przekroczyła 35 tys. Biorąc pod uwagę kolejki na granicach i kolejne samoloty zwożące Polaków - liczba ta rośnie lawinowo. Już jest ogromnym problemem dla policji, która ma za zadanie kontrolować, czy wszyscy dochowują warunków kwarantanny. Od środy w tym - i innych zadaniach - będzie ich wspierać wojsko.
Zobacz także
Koronawirus w Polsce. "Tarcza antykryzysowa" obroni przedsiębiorców?
Koronawirus w Polsce spowoduje tąpnięcie w gospodarce - to już pewne. Zagrożone upadkiem są całe branże, których przedstawiciele mieli nadzieję, że państwo pomoże im uchronić się przed bankructwem. Premier i prezydent przygotowali wartą 212 mld zł "tarczę antykryzysową", przyjętą, mówiąc delikatnie, z umiarkowanym entuzjazmem. Do przedsiębiorców trafi niespełna połowa tej kwoty i to głównie w ramach pokrycia części pensji (ok. 800 zł) lub mikropożyczek (do 5 tys. zł). Rząd ogłosił też zamrożenie ZUS na 3 miesiące. Nie do końca wiadomo, z czego poszkodowani przez kryzys przedsiębiorcy zapłacą po tym okresie.
Mogliby pewnie z ubezpieczeń, ale się od koronawirusa nie ubezpieczyli, co już zdążyła wypomnieć im (choć nieco mniej dobitnie niż swego czasu powodzianom premier Cimoszewicz) minister rozwoju Jadwiga Emilewicz. Dlaczego bardziej nie pomoże państwo? Wicepremier od aktywów państwowych Jacek Sasin stwierdził, że są one nieograniczone (oczywiście w ramach budżetu), a wtórował mu szef NBP Adam Glapiński, który przekonuje, że pieniędzy mamy, że ho ho, a nawet więcej.
Tylko jakoś na testy, laboratoria, maseczki i respiratory wciąż brakuje. A może nie brakuje i to tylko propaganda opozycji, która rzuca rządowi kłody pod nogi nawet w obliczu kryzysu? Premier stwierdził w środę wieczorem, że do epidemii przygotowujemy się już od kilku miesięcy. Najbliższe tygodnie zweryfikują jakość tych przygotowań.
Czytaj też: Koronawirus w Polsce. Czy ogłoszenie stanu epidemii będzie konieczne? To możliwy scenariusz
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz news, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl