Łukaszenka wrócił? "Z narkozy w Moskwie można się nie obudzić"
Alaksandr Łukaszenka po ostatnim spotkaniu z Władimirem Putinem trafił do szpitala w Moskwie? Według nieoficjalnych informacji wrócił jednak do Mińska. Konwój miał być widziany w okolicach rezydencji dyktatora. - Zabiegi pod narkozą w Moskwie są ryzykowne. Można się z nich nie obudzić - komentuje dla WP białoruski opozycjonista Paweł Łatuszka.
28.05.2023 | aktual.: 28.05.2023 17:59
Białoruski opozycjonista Walerij Cepkała przekazał w sobotę, że dyktator Białorusi Alaksandr Łukaszenka został w stanie krytycznym przewieziony do Centralnego Szpitala Klinicznego w Moskwie. Miało się to stać po spotkaniu z prezydentem Rosji Władimirem Putinem.
"Czołowi specjaliści zostali zmobilizowani, aby zająć się jego krytycznym stanem. Przeprowadzono procedury oczyszczania krwi, a stan Łukaszenki uznano za nie do transportu. Zorganizowana akcja ratowania białoruskiego dyktatora miała na celu rozwianie spekulacji na temat rzekomego udziału Kremla w jego otruciu" - relacjonował Cepkało na Twitterze.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ale w niedzielę pojawiły się informacje wydające się zaprzeczać tym doniesieniom.
"W tej chwili nie potwierdzamy informacji o hospitalizacji Łukaszenki w Moskwie" - podał kanał Białoruski Hajun. "Według naszych informacji Łukaszenka wrócił do Mińska 25 maja o godzinie 20:20, po czym widziano jego konwój w drodze do rezydencji" - czytamy.
Białoruski Hajun to bardzo popularny, zwłaszcza na Telegramie, serwis informacyjny, który został uznany przez białoruskie MSW za "ekstremistyczny". Przyczyną było udostępnianie informacji na temat ruchów rosyjskich wojsk na terytorium Białorusi.
Ale nawet jeśli Łukaszenka wrócił do Mińska, to już kolejny raz trwa publiczna dyskusja o jego niedyspozycji. Niedawno zastanawiano się czy żyje, kiedy zniknął na kilka dni po wizycie w Moskwie 9 maja.
Czy choroby Łukaszenki zagrażają jego życiu?
- Łukaszenka ma kłopoty z kręgosłupem i to wymaga zabiegu chirurgicznego. Ma problem z kolanem, to też wymaga zabiegu. Ma nadwagę. Według naszych informatorów ma problemy z cukrem. Każdego dnia bierze lek, aby obniżyć poziom cukru. Widać, że porusza się ciężko. Widać, że zmienił się jego stan ogólny. To jest widoczne, że choruje. Ale czy te choroby zagrażają życiu? Według naszych informacji nie - komentuje dla Wirtualnej Polski opozycjonista Paweł Łatuszka, były ambasador Białorusi w Polsce. Jego zdaniem, ewentualna hospitalizacja dyktatora w Moskwie, "wymaga potwierdzenia".
Białoruski polityk podkreśla jednak, że Łukaszenki rzeczywiście nie widać publicznie już od trzech dni. - Ale warto pamiętać, że wcześniej też się tak zdarzało, że w sobotę i niedzielę rzadko się pojawiał. On uważa, że to są wolne dni, kiedy nie pracuje. Ale jeżeli rzeczywiście w czwartek wrócił z Moskwy, to w piątek już powinien się pojawić. Także trzy dni już nie wiemy, gdzie on jest, jaki jest stan jego zdrowia. Może wyciągną go jutro na widok publiczny i dopiero wtedy wszyscy go zobaczą - dodaje Łatuszka.
Strach Łukaszenki
To, co mogło powstrzymywać Łukaszenkę przed ewentualnym zabiegiem w Moskwie jest strach. - On jest bardzo zdenerwowany - mówi Łatuszka. Ocenia, że taki stan u dyktatora zaczął się po sfałszowanych wyborach prezydenckich, a jeszcze pogłębił wojną w Ukrainie, którą wyraźnie wsparł.
- Wiemy, że bardzo zwiększył swoją ochronę, do 2,5 tysiąca osób. Podczas spotkania z nim trzeba przejść potrójną kontrolę. Bardzo wzmocniono kontrolę produktów, które spożywa. Epidemiolog zawsze z nim jeździ i sprawdza wszystko, począwszy od zakupu przez dostarczenie do kuchni, przygotowanie i podanie do stołu - mówi Paweł Łatuszka.
Polityk podkreśla również, że Łukaszenka może się bać poddawać jakimkolwiek zabiegom w Rosji. Mimo że oficjalnie Białoruś jest jej sojusznikiem.
- On stosuje ogromne represje w stosunku do naszych lekarzy. Doszło do tego, że mamy 5 tysięcy wakatów lekarskich. W ubiegłym roku ponad 1000 wyjechało do Polski. Więc z jednej strony lekarzy brak, a z drugiej strony w Moskwie pójść na narkozę, to kto wie czy on obudzi się, czy nie - mówi Paweł Łatuszka.
Paweł Buczkowski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Czytaj także: