Leszek Miller tłumaczy się z wystawienia w wyborach prezydenckich w 2015 roku Magdaleny Ogórek
"Magdaleny Ogórek nikt nie wyciągał 'z kapelusza'" - zapewnia były szef SLD, europoseł Leszek Miller. Jego zdaniem, gdyby stosowała się do wskazówek, jej wynik wyborczy mógłby prezentować się zupełnie inaczej.
"Przy okazji każdych wyborów, a najmocniej tych, które przed nami, jeden temat powraca niczym bumerang. Odniosę się do niego raz jeszcze" - napisał na swoim profilu na Facebooku Leszek Miller. Chodzi o wystawienie w wyborach prezydenckich w 2015 roku Magdaleny Ogórek jako kandydatki SLD na prezydenta.
Miller zapewnia, że Ogórek nie była "kandydatką z kapelusza". "W 2011 r. była kandydatką SLD w wyborach parlamentarnych z okręgu Rybnik. Reklamowali ją wtedy Aleksander Kwaśniewski i Ryszard Kalisz. Była ściśle związana z przewodniczącym Napieralskim i ówczesną grupą przywódczą. Spotykałem ją na wielu imprezach SLD. To nie była osoba, która pojawiła się znikąd, a decyzja o jej wyborze była podjęta w sposób kolektywny" - przypomina Miller.
Zobacz także: Leszek Miller: niech język, który sięga do kolan, zostanie przystrzyżony
"Magdalena Ogórek zaczynała z wysoką pozycją i gdyby stosowała się do naszych wskazówek, a zwłaszcza do wskazówek człowieka, który naprawdę chciał jej pomóc, nieżyjącego już Tomka Kality, mogłaby zakończyć kampanię zupełnie inaczej" - czytamy na profilu europosła. "Uznała, że sama wie lepiej, zaczęła się dystansować od SLD uznając, że ten elektorat i tak na nią zagłosuje. Popełniała błąd za błędem. W pewnym momencie mieliśmy nawet szczerą chęć poinformować opinię publiczną, że już jej nie wspieramy…" - wyjawia Miller.
"Ja byłem wówczas przewodniczącym SLD, a główny ciężar odpowiedzialności zawsze spoczywa na kapitanie statku" - przyznaje były szef ugrupowania.
Zobacz także: Wybory prezydenckie 2020. Leszek Miller: jeśli Tusk nie wystartuje, zwycięstwo Dudy w I turze jest możliwe
Przypomnijmy, że zarząd SLD zatwierdził Magdalenę Ogórek jako swoją kandydatkę na prezydenta RP w styczniu 2015 r. W wyborach nie osiągnęła oszałamiającego wyniku: zdobyła zaledwie 2,38 proc. ważnych głosów i zajęła piąte miejsce. Wtedy też drogi obecnej dziennikarki TVP i Sojuszu się rozeszły.