Leszek Miller: niech język, który sięga do kolan, zostanie przystrzyżony
- Nie pojedzie, bo nie byłby tam główną postacią - tak Leszek Miller skomentował doniesienia o tym, że prezydent Andrzej Duda nie pojedzie do Izraela na obchody 75. rocznicy wyzwolenia obozu Auschwitz-Birkenau. - Musiałby słuchać tego, co powie prezydent Izraela i prezydent Rosji - tłumaczył były premier.
Europoseł Koalicji Europejskiej, były szef SLD i były premier, był gościem Beaty Lubeckiej w programie "Gość Radia ZET". Pytany był między innymi o kandydata Lewicy na prezydenta. - Kierownictwo SLD mówiło, że nazwisko kandydata będzie przedmiotem dyskusji przy stołach wigilijnych. Jesteśmy po Wigilii, a kandydata brak. Słyszę, że ma być znany 19 stycznia, więc musimy poczekać - stwierdził i dodał, że główne ugrupowania "już określiły się w tych sprawach".
- Pan też miał problemy w 2015 r., w końcu z łapanki była Magdalena Ogórek - zwróciła uwagę prowadząca program.
Zobacz także: Wybory prezydenckie 2020. Lewica wciąż bez kandydata. Leszek Miller: Nikt nie chce ryzykować
- Wtedy mieliśmy trudności. Uznawano, że wybory są rozstrzygnięte i Komorowski wygra je w I turze. Teraz jest podobny klimat - tłumaczył Leszek Miller. - Nie zapowiada się na pojedynki typu Kwaśniewski-Wałęsa czy Tusk-Kaczyński, Duda-Komorowski. To raczej wybory z roku 2000, gdzie Kwaśniewski był murowanym faworytem i pojedynkował się z drugim szeregiem - stwierdził.
Miller: do czerwca jest jeszcze trochę czasu
Były premier dodał, że opinia publiczna jest obecnie przekonana o tym, że Duda jest tym kandydatem, który wygra wybory. - Do czerwca jednak jeszcze trochę czasu. Przykład Komorowskiego pokazuje, że wiele rzeczy może się zmienić - stwierdził.
Miller nie chciał wskazać osoby, która byłaby najlepszym kandydatem Lewicy. - Nie będę wymieniał żadnego nazwiska, bo zostanie mi zwrócona uwaga, że od wymieniania nazwisk są inni działacze Lewicy - stwierdził. Dodał, że może za to wskazać, co jego zdaniem hamuje kandydatów Lewicy. - Formacja uzyskała 12 proc. w wyborach parlamentarnych. Każdy, kto chciałby stanąć w szranki, zadaje sobie pytanie czy jest w stanie osiągnąć to 12 proc. Jeśli mu się to uda, będzie to sukces. Inaczej publicyści powiedzą "Lewica traci" - tłumaczył.
Miller o Dudzie: nie pojedzie, bo musiałby słuchać, co powie Putin
Europoseł był także pytany o doniesienia "Gazety Wyborczej", dotyczące decyzji Pałacu Prezydenckiego w sprawie wizyty prezydenta Andrzeja Dudy w Izraelu. 22 i 23 stycznia instytut Yad Vashem organizuje tam obchody 75. rocznicy wyzwolenia obozu Auschwitz-Birkenau. Jednym z gości, zaproszonych przez premiera Izraela Beniamina Netanjahu już we wrześniu ubiegłego roku, będzie prezydent Władimir Putin.
Sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta Krzysztof Szczerski stwierdził w Polskim Radiu, że "taka decyzja nie zapadła". - Od jesieni rozmawiamy ze stroną izraelską. Przedstawiliśmy nasze oczekiwania co do przebiegu tych uroczystości, także tego, jak widzimy rolę polskiego prezydenta. Część tych oczekiwań została już spełniona - dodał.
- Nie pojedzie, bo nie byłby główną postacią, musiałby słuchać co powie prezydent Izraela i prezydent Rosji - skomentował te doniesienia Miller.
Jego zdaniem, w tej sprawie pojawia się jednak inne, o wiele ważniejsze pytanie. - Dlaczego tak ważne uroczystości odbywają się w Jerozolimie, a nie w Polsce? - zastanawia się Miller. - Te w Yad Vashem, zwrócą uwagę całego świata. Te nasze pozostaną w ich cieniu. Czy nie można było wcześniej, metodami dyplomatycznymi sprawić, żeby to wszystko odbywało się w Polsce? - dodał.
Miller: to, co miało zostać w tej sprawie powiedziane, już zostało powiedziane
Były premier jest zdania, że w ten sposób będziemy mieli do czynienia z "obchodami alternatywnymi". - A Putin znów powie coś, co będzie kontynuacją tego, co już powiedział - dodał.
Miller przyznał, że jest zaskoczony słowami prezydenta Rosji o Polsce. - To jest o tyle zdumiewające, że pakt Ribbentrop-Mołotow został potępiony przez parlament ZSRR już w 1989 roku. Uznał on, że ten tajny protokół jest nieważny - przypomniał Miller. - To, co miało zostać w tej sprawie powiedziane, już powiedziane zostało. Wystarczy o tym przypomnieć. Tak jak o tym, że w 2010 roku Duma potępiła morderców polskich oficerów w Katyniu - dodał.
Podczas rozmowy w programie "Gość Radia ZET" padło też pytanie o wyrok Sądu Okręgowego w Warszawie ws. byłego posła PiS, obecnie sędziego Trybunału Konstytucyjnego Stanisława Piotrowicza. Sąd uznał, że Piotrowicz ma przeprosić I prezes Sądu Najwyższego prof. Małgorzatę Gersdorf i sędziego SN Krzysztofa Rączkę za swoją wypowiedź o "sędziach-złodziejach".
- No i bardzo słusznie. Niech język, który sięga do kolan, zostanie przystrzyżony - stwierdził Leszek Miller.