Lawina odszkodowań może zatopić szpitale. Pielęgniarki idą po miliony
Wyroki sądów pracy mogą być gwoździem do trumny dla mniejszych polskich szpitali. Blisko milion złotych odszkodowania będzie musiał zapłacić szpital w Radzyniu Podlaskim kilkunastu pielęgniarkom, które wygrały w sądzie odszkodowanie za nieuznawanie ich wykształcenia. Tylko w dwóch województwach takich pozwów jest już ponad tysiąc.
- Kształciłam się, bo chciałam mieć wyższe kompetencje i lepiej pomagać pacjentom. Ale nie ukrywam, że również z powodu wizji zwiększenia zarobków - mówi Wirtualnej Polsce Magdalena Borowicz, pielęgniarka z tytułem magistra i specjalizacją onkologiczną. - Kiedy kończyłam studia magisterskie w 2019 roku, już mówiło się o zmianie ustawy w ten sposób, że wykształcenie będzie miało wpływ na wysokość wynagrodzenia.
Zmiany weszły w życie w 2021 roku i pielęgniarki lepiej wykształcone rzeczywiście zaczęły lepiej zarabiać. Magdalena Borowicz wówczas przeniosła się z pracy w szpitalu w Lublinie do rodzinnego Radzynia Podlaskiego. Zatrudniając się pytała, czy jej kwalifikacje będą uznawane. I tak było, ale tylko przez rok. W 2022 roku doszło do zmiany sposobu finansowania pracy szpitali. I przyszło rozczarowanie.
- Dyrektor jeszcze 30 czerwca wymagał ode mnie kwalifikacji na stanowisku pielęgniarki z magistrem i specjalizacją, natomiast od 1 lipca uznał, że to już nie obowiązuje i on teraz mnie zakwalifikuje piętro niżej - mówi rozgoryczona pielęgniarka.
Tak trafiła do grupy wynagradzania, w której wystarczy mieć licencjat ze specjalizacją, albo magistra bez specjalizacji. - Opadły mi ręce. Poczułam się zdegradowana. Jakby ktoś mnie odarł z mojego wykształcenia. Z tego, z czego korzystał do tej pory - wspomina Magdalena Borowicz.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Tłumy ruszyły z pomocą w Krakowie. Odwiedziliśmy sklep Dla Psa i Kota
Dlatego ona, jak i kilkanaście innych pielęgniarek i pielęgniarzy z Radzynia złożyło pozwy do sądu pracy przeciwko dyrekcji szpitala. Po dwóch latach walki w sądzie, właśnie zapadły prawomocne wyroki przyznające im rację.
- Mamy rozdzielić swoje kompetencje i udzielać świadczenia tylko na wysokości licencjatu? Nie da się tak. Wyrok pokazuje, że racja jest po naszej stronie - komentuje wyrok Bernarda Machniak, przewodnicząca lubelskiego oddziału Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych.
Pielęgniarki wnosząc pozew do sądu wnioskowały tylko o symboliczne 500 zł. Chodziło o to, żeby nie musiały ponosić wysokich kosztów postępowania sądowego.
- Ale tak naprawdę od początku jasne było, że jeśli wygramy, to będziemy wnosić do sądu o całość tej sumy. Teraz będziemy składać wnioski o całą kwotę - zapowiada Magdalena Borowicz.
Dyrektor szpitala uważa, że to sprawiedliwe
Kwoty będą ustalane indywidualnie, ale średnio chodzi o około 1800 zł za każdy miesiąc. Po dwóch latach zaległości daje to sumę około 45 tys. zł dla jednej osoby. Dyrektor szpitala w Radzyniu Podlaskim przyznaje, że wnioski już wpływają.
- Zachęcone wyrokiem panie już w tej chwili składają pozwy o tę właściwą kwotę - mówi Wirtualnej Polsce Robert Lis, dyrektor szpitala w Radzyniu Podlaskim.
Suma wszystkich roszczeń pielęgniarek w jego przypadku to aż około 900 tys. zł. Dla małego szpitala powiatowego to potężna kwota. Dyrektor przyznaje, że gdy będzie musiał wysupłać ze szpitalnego konta taką sumę, to będzie namawiał pielęgniarki do rozłożenia wypłat na raty.
Dyrektor ma świadomość, że są szpitale, które w pełni uznają kwalifikacje pielęgniarek. Ale swojego podejścia do wynagradzania wciąż broni. Nazywa je sprawiedliwym.
- Dlaczego osobom zatrudnionym na tym samym stanowisku, wykonującym to samo, mamy płacić jednym o dwa tysiące więcej niż drugim? - pyta Robert Lis. - Moim zdaniem ustawodawcy chodziło o to, żeby pielęgniarki z kompetencjami wysokiego poziomu, które mogą samodzielnie pracować, nawet wystawiać recepty, żeby one właśnie tym się zajmowały i za to miały płacone. Ale nie ma za dużo takich stanowisk u nas w zakładzie - dodaje.
Dyrektor wskazuje, że utworzył specjalne stanowisko w POZ, gdzie wykształcenie i odpowiedzialność zawodowa z tym związana mogłaby być wyżej wynagradzana. - Zaprosiliśmy do pracy pielęgniarki z wykształceniem i kompetencjami, ale one się nie zgodziły, nie są chętne. Natomiast w wersji "robimy to samo i dostajemy 2 tys. zł więcej", to są chętne - zaznacza Robert Lis.
Dyrektor zapowiada, że w jego szpitalu nie będzie zmian systemowych, jeśli chodzi o wynagradzanie pielęgniarek. - Żeby zmienić system zatrudnienia musimy mieć regulaminy wynagradzania i regulamin pracy uzgodnione ze związkami zawodowymi, a u nas to jest prawie, że niemożliwe - podkreśla.
Poza tym dyrektor obawia się jeszcze innej sytuacji. - Pozostałe panie, które na tym samym stanowisku zarabiałyby mniej, mogą wystąpić do sądu, żeby teraz podwyżki dostały również one. Kwadratura koła się robi - załamuje ręce dyrektor.
1100 pozwów w dwóch województwach
Skala problemu jest znacznie większa niż tylko jeden szpital w Radzyniu Podlaskim. Jak dowiedziała się Wirtualna Polska, w województwie lubelskim takich samych pozwów złożonych przez pielęgniarki i położne jest już blisko 400. A w woj. podkarpackim aż 700. Przedstawiciele OZZPiP w pozostałych regionach zbierają informacje na ten temat w sądach.
- Sądy rozumieją, o czym mówi związek, nie rozumieją tego pracodawcy i politycy -komentuje ostatni wyrok Krystyna Ptok, przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych. - Uznawanie kwalifikacji pielęgniarek jest tak samo ważne, jak uznawanie kwalifikacji nauczycieli, którzy robią odpowiednie stopnie awansu zawodowego i nikt z dyrektorów szkół nie dyskutuje z nimi, jeśli przynoszą dokument, że podnieśli swoje kwalifikacje - podkreśla.
Szefowa związku przyznaje równocześnie, że potrzebna jest zmiana przepisów, aby z powodu wyroków szpitale nie popadały w dramatyczną sytuację finansową.
- Chodzi o to, aby uchronić pracodawców przed kolejnymi pozwami. Bo wygrają te pielęgniarki, to za chwilę do sądów pójdą kolejne – wskazuje Krystyna Ptok.
Dyrektor szpitala w Radzyniu chciałby zmian legislacyjnych, które wszystko wyjaśnią. Podobnie uważają pielęgniarskie związki zawodowe.
- Dlatego przygotowaliśmy obywatelski projekt ustawy, aby uniknąć sporów zbiorowych. Jednym z postulatów jest zagwarantowanie środków finansowych dla szpitali. Dzisiaj brak uznania kwalifikacji przynosi negatywne skutki finansowe: oszczędności szpitali są chwilowe, bo kolejne wygrane w sądach pokazują, że te koszty i tak się pojawią. To konsekwencja finansowa dla szpitali, a ich sytuacja i tak jest trudna. Projekt obywatelski jest w Sejmie i czeka na prace Komisji Zdrowia i Komisji Finansów Publicznych - wskazuje Krystyna Ptok.
Ubolewa, że w trakcie prac w podkomisji wrzucono kilka "bezsensowych poprawek, które tworzą jeszcze większy bałagan".
- Apeluję do polityków: przy ocenie skutków finansowych patrzcie nie tylko na bezpośrednie koszty działania ustawy. Bez niej i tak część będzie musiała być poniesiona, bo tak zasądzają niezależne sądy. I głośno pytam: kto poniesie koszty braku pielęgniarek, bo mamy średnio 54 lata i już w 2030 roku aż 65 proc. obecnie zatrudnionych pielęgniarek będzie w wieku uprawniającym do świadczeń emerytalnych - podkreśla Krystyna Ptok.
Nawiązuje do tego, że duża część absolwentek kierunków pielęgniarskich po studiach nawet nie podejmuje pracy w zawodzie, albo wyjeżdża z Polski, zniechęcona istniejącymi regulacjami.
Pytania w sprawie rozwiązań systemowych wysłaliśmy do Ministerstwa Zdrowia. Czekamy na odpowiedzi.
Paweł Buczkowski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: pawel.buczkowski@grupawp.pl
Czytaj także: