Rosyjska rakieta pod Bydgoszczą. Minister Błaszczak pod lupą śledczych? Mamy nowe informacje
Jak dowiaduje się Wirtualna Polska, w czwartek do prokuratury zostanie skierowane zawiadomienie w sprawie działania polskich władz w związku z rosyjską rakietą, która spadła pod Bydgoszczą. Problemy może mieć minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak. To jego bowiem ma dotyczyć wniosek, który ocenią śledczy.
11.05.2023 | aktual.: 11.05.2023 15:51
Sejmowa Komisja Obrony Narodowej na wniosek posłów opozycji ma zająć się sprawą rosyjskiej rakiety, która spadła w ubiegłym roku pod Bydgoszczą - wynika z informacji WP. Wiceprzewodniczący Platformy Obywatelskiej Cezary Tomczyk, członek komisji obrony, przyznaje w rozmowie z nami, że komisja może zebrać się za około dwa tygodnie.
Chcieliśmy zapytać o to przewodniczącego KON posła PiS Michała Jacha, ale polityk nie odpowiedział na naszą wiadomość. Gdy tylko uzyskamy stanowisko, natychmiast je opublikujemy.
Politycy PiS niechętnie chcą mówić o sprawie, która wywołuje niemałe emocje w obozie władzy. A może wywołać większe, ponieważ - jak się dowiadujemy - poseł Cezary Tomczyk będzie w tej sprawie interweniował w prokuraturze.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Dziś składam zawiadomienie do prokuratury w związku z niedopełnieniem obowiązków przez ministra obrony narodowej, który nie poinformował premiera o tej sytuacji i w związku z tym nie było możliwe wyciągnięcie z niej wniosków. A sprawa jest bardzo poważna, bo przez pięć miesięcy w polskim lesie leżała rakieta, zdolna przenosić ładunki jądrowe. I polskie państwo nic w tej sprawie nie zrobiło - mówi Wirtualnej Polsce Cezary Tomczyk.
Jak dodaje, "powiedzieć dzisiaj o naszym państwie pod rządami PiS, że to państwo z dykty, to byłby gigantyczny komplement dla rządu".
Premier powtarza: nic nie wiedziałem
Premier Mateusz Morawiecki na konferencji prasowej w czwartek 11 maja kolejny raz przyznał, że nie wiedział o tym, iż na teren Polski wleciała rosyjska rakieta. Do zdarzenia doszło w grudniu ubiegłego roku. Szef rządu - jak stwierdził - dowiedział się o sprawie cztery miesiące później.
Według polityków opozycji to fatalnie świadczy o działaniach polskiego państwa, a w szczególności resortu obrony narodowej pod kierunkiem Mariusza Błaszczaka.
- Przez pięć miesięcy, mimo zapewnień Mariusza Błaszczaka z października ubiegłego roku, że polskie niebo jest bezpieczne, rakieta leżała w lesie pod Bydgoszczą. A jak się okazuje, prezes rady ministrów, który jest odpowiedzialny za bezpieczeństwo polskiego państwa, o sprawie dowiedział się cztery miesiące później. To znaczy, że polskie państwo przez cztery miesiące na swoim najwyższym poziomie nie było w stanie podjąć żadnych realnych działań, żeby zabezpieczyć polskie niebo - uważa Cezary Tomczyk.
Jak podkreśla wiceszef PO, "rosyjska rakieta, która spadła na Polskę, to rakieta klasy powietrze-ziemia o zasięgu nawet 3000 km, zdolna przenosić ładunki jądrowe". - Fakty są takie, że ta rakieta bez najmniejszych problemów wleciała w polską przestrzeń powietrzną i przez pięć miesięcy nie została odnaleziona. Znalazła ją przypadkiem kobieta, która jechała konno leśnym duktem. To kompromituje polskie państwo - konkluduje Tomczyk.
Rakieta pod Bydgoszczą. Kiedy premier się dowiedział?
W środę premier Mateusz Morawiecki był pytany m.in. o to, kiedy dowiedział się o incydencie pod Bydgoszczą oraz "dlaczego śledztwo zostało wszczęte tak późno". - Dowiedziałem się o tym incydencie wtedy, kiedy poinformowałem o tym. To było pod koniec kwietnia, kilka dni przed końcem kwietnia, w środku tygodnia - odpowiedział Morawiecki.
To może oznaczać, że premier nie wiedział o tym, że rakieta wleciała w grudniu do Polski.
Błaszczak się tłumaczy
Głos w tej sprawie zabrał w czwartek minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak. W oświadczeniu stwierdził, że to dowódca operacyjny nie poinformował ministra o obiekcie. - Zgodnie z ustaleniami kontroli dowódca operacyjny zaniechał swoich instrukcyjnych obowiązków, nie informując mnie o obiekcie, który pojawił się w polskiej przestrzeni powietrznej - oświadczył w czwartek szef MON.
Ustalono, że 16 grudnia podległe dowództwu operacyjnemu Centrum Operacji Powietrznych otrzymało od ukraińskiej strony informacje o zbliżającym się w stronę polskiej przestrzeni obiekcie, który może być rakietą - przekazał minister.
Błaszczak dodał, że następnie nawiązano współpracę ze stroną ukraińską i amerykańską. - Właściwie uruchomiono procedury współpracy sojuszniczej, podwyższono gotowość bojową naszych środków dyżurnych, w powietrze wyleciały dyżurne samoloty: polskie i amerykańskie. Obiekt był odnotowany przez polskie naziemne stacje radiolokacyjne. Ustalenia kontroli wskazują, że działania Centrum Operacji Powietrznych były prawidłowe - przekonywał.
Co spadło pod Bydgoszczą? Rakieta Ch-55
We wtorek Instytut Technicznych Wojsk Lotniczych potwierdził, że w lesie pod Bydgoszczą spadł rosyjski pocisk manewrujący Ch-55. - Z każdego punktu widzenia to jest nadal kompromitacja i katastrofa z naszej strony. Poziom komunikacji wobec ludności cywilnej jest zatrważający - tak działania polskich służb komentował w rozmowie z WP gen. Roman Polko, były oficer wojsk powietrznodesantowych i sił specjalnych.
27 kwietnia MON poinformowało, że w okolicach miejscowości Zamość, ok. 15 km od Bydgoszczy, znaleziono szczątki niezidentyfikowanego obiektu wojskowego.
Następnego dnia dowódca operacyjny Rodzajów Sił Zbrojnych gen. broni Tomasz Piotrowski nawiązał do wydarzeń z połowy grudnia ub.r., gdy Rosjanie przeprowadzili jeden ze zmasowanych ataków powietrznych na Ukrainę. - Powstały pewne hipotezy, mamy pewne wątki, które można byłoby powiązać ze zdarzeniem w Zamościu pod Bydgoszczą - oświadczył.
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: michal.wroblewski@grupawp.pl