Kres modelu klerykalnego [OPINIA]

Tylko jeden nowy prezbiter zostanie w tym roku wyświęcony w archidiecezji poznańskiej. I choć część mediów traktuje to jako smutne podsumowanie pracy arcybiskupa Stanisława Gądeckiego, to w istocie jest to po prostu kolejny dowód na to, że kościelny system klerykalny, także w Polsce, dobiega końca - pisze dla Wirtualnej Polski Tomasz P. Terlikowski.

 Tylko jeden nowy prezbiter zostanie w tym roku wyświęcony w archidiecezji poznańskiej
Tylko jeden nowy prezbiter zostanie w tym roku wyświęcony w archidiecezji poznańskiej
Źródło zdjęć: © East News | LUKASZ SOLSKI
Tomasz P. Terlikowski

Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.

Powołań nie ma i nie będzie. Liczba nowych, wyświęcanych kapłanów będzie spadać we wszystkich diecezjach, zakonach i zgromadzeniach zakonnych. I już niebawem zaskoczeniem nie będzie to, że gdzieś nie wyświęci się - i to nie jednorazowo - żadnego diakona na nowego księdza. Liczba nowych kandydatów do seminariów, która spada na łeb na szyję i sprawia, że koniecznością staje się łączenie seminariów, uświadamia to z całą mocą.

Rośnie też średnia wieku duchownych. A jeśli dodać do tego także znaczące liczebnie zjawisko, jakim jest odchodzenie księży z kapłaństwa (a ten proces - choć brakuje ogólnopolskich danych - też nabiera rozpędu), to trudno nie dostrzec, że niebawem już nie tylko niektóre z diecezji, ale niemal wszystkie, zaczną mieć problemy z obsadzaniem gęstej sieci parafialnej. Konieczne stanie się łączenie placówek, a także obsadzanie jednym duchownym kilku parafii. Taki proces widzieliśmy już w Irlandii, Niemczech, Holandii i wielu innych krajach europejskich, a obecnie dotarł on także do Polski, czego przykładem jest właśnie sytuacja w archidiecezji poznańskiej.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Szukać przyczyn, a nie winnych

Jak reaguje na tę zmianę Kościół hierarchiczny? Standardowo - czyli szukając winnych we wszystkich, oprócz samego siebie. Winne są więc media, które nieodpowiednio, bo krytycznie przedstawiają życie duchownych, winne są rodziny, bo nie są odpowiednim środowiskiem do rodzenia i wychowania nowych powołań, i wreszcie winna jest atmosfera społeczna, która buduje atmosferę antyklerykalizmu.

Niewinni są tylko sami hierarchowie, bo tworzony przez nich system kościelny, który dla wielu młodych ludzi jest czymś nieakceptowalnym, nie jest oczywiście najmniejszych problemem.

Tam, gdzie nie szuka się winnych, co też się zdarza, zaczyna się wskazywanie obiektywnych (nie ma co ukrywać - w znacznej części realnych) przyczyn spadku liczby powołań.

Pierwszym z nich jest demograficzny kryzys, który w ogóle dotknął społeczeństwo. Jeśli bowiem w dorosłe życie wchodzi mniej młodych mężczyzn, to w sposób oczywisty mniej z nich wybierze kapłaństwo. To argument prawdziwy, ale uczciwie trzeba powiedzieć, że spadek liczby powołań jest o wiele wyższy, niż spadek liczby młodych wchodzących na rynek pracy.

Innym, też realnym powodem, dla których do seminarium wstępuje, a potem je opuszcza jako kapłani, coraz mniej mężczyzn, jest laicyzacja. Jeśli coraz mniej młodych ludzi (a Polska pozostaje najszybciej laicyzującym się wśród młodych społeczeństwem świata) jest wierzących i praktykujących, to oczywiście coraz mniej z nich wybiera kapłaństwo. I nie ma w tym nic zaskakującego.

Nie jest także zaskakujące, że - na co często zwraca uwagę papież Franciszek - w kulturze tymczasowości, jaka nas ogarnia - coraz trudniej jest dokonywać wyborów na całe życie, co wpływa nie tylko na liczbę wyświęcanych kapłanów, czy sióstr zakonnych składających śluby wieczyste, ale także na liczbę młodych zawierających sakramentalny związek małżeński.

Istnieją także realne, kulturowe i społeczne, powody, dla których rosnąca liczba już wyświęconych kapłanów, zrzuca sutannę. Jednym z nich jest wspomniana już kultura tymczasowości, innym - rosnąca akceptacja społeczna dla decyzji o porzuceniu kapłaństwa, ale także rosnąca świadomość, że pewne modele zachowań, nawet jeśli opisywane są jako uświęcone tradycją czy usprawiedliwione teologicznie, są jednak zwyczajnym mobbingiem, czy przemocą psychiczną.

Coraz częściej z diecezji czy zakonów odchodzą więc księża, którzy mają dość nieodpowiedniego traktowania, czy którzy wskazują, że ich zdrowie psychiczne jest ważniejsze, niż sutanna.

Istotnym problemem - i to także jest kwestia, którą można rozwiązać - jest brak umiejętności reagowania na wypalenie zawodowe, na problemy psychiczne i emocjonalne, brak odpowiedniego towarzyszenia księżom w ich życiu przez struktury władzy.

Przemyśleć model życia kapłańskiego

Ta lista - z konieczności obejmująca tylko część z przyczyn spadającej liczby powołań - uświadamia, że choć z częścią ze zjawisk, które ograniczają liczbę powołań, można sobie poradzić, to inne pozostają - można powiedzieć - obiektywne i na krótką metę niezmienne.

I tak zmienić można i trzeba model traktowania duchownych w diecezji, można i trzeba zbudować system wsparcia psychologicznego i emocjonalnego dla duchownych, a także wypracować o wiele mniej przemocowy model zarządzania instytucjami kościelnymi. Trzeba mieć jednak świadomość, że to nie wystarczy, bowiem obiektywne, związane z szerszymi procesami społecznymi czynniki, będą sprawiać, że liczba kapłanów będzie spadać. I dlatego konieczne jest, już teraz, głębokie przemyślenie modelu życia i zaangażowania księży, a także roli świeckich w życiu Kościoła.

O czym mówię? Odpowiedź jest prosta. Ogromnej większości zadań w Kościele mogą i powinni podjąć się świeccy. Nie ma żadnych powodów - bo święcenia nie są do tego potrzebne - by w kuriach biskupich pracowali księża. Do przekładania kwitów w kuriach biskupich, pracy w sądach, zarządzania finansami naprawdę nie są konieczne święcenia kapłańskie. Nie ma też żadnych powodów, żeby księża byli szefami mediów katolickich (w wielu przypadkach łącząc ten obowiązek z byciem rzecznikami kurii biskupich, co uświadamia zresztą głębokie niezrozumienie przez ich przełożonych tego, czym są media), by wykładowcy akademiccy - księża byli zwolnieni z działalności duszpasterskiej (i wielu rzeczywiście te kwestie łączy, ale nie wszyscy). Sekretarzem Konferencji Episkopatu Polski, dyrektorami Caritas, a także szefami innych katolickich instytucji też nie muszą być księża.

Jeśli wszystkich tych, którzy zajmują się administracją, zarządzaniem, mediami skierować do pracy duszpasterskiej, nagle okaże się, że księży wcale nie brakuje. To jednak wymagałoby zerwania z klerykalnym myśleniem, w którym odpowiedzialność i władza w Kościele związana jest ze święceniami. Nie jest i w Kościele w krajach zachodnich jest to od dawna oczywiste.

Warto też przemyśleć strukturę duszpasterską. Łączenie parafii będzie niebawem koniecznością. I warto rozważyć, czy - choćby wzorem Niemiec - nie stworzyć placówek, na których proboszczowie pojedynczych parafii mieszkaliby razem i mogli wzajemnie się wspierać.

Można też wprowadzać kadencyjność probostwa. Kluczową zmianą jest jednak - i to także funkcjonuje już w wielu katolickich diecezjach na świecie - powierzenie o wiele większej odpowiedzialności świeckim. I nie chodzi tylko o zarządzanie finansami (to dość oczywiste) czy nawet parafią (i do tego nie ma przeszkód), ale także o zaangażowania ewangelizacyjne, katechetyczne, czy inne. To już się dzieje, ale powinno nabrać tempa.

Modlitwa nie wystarczy

Niestety, zamiast przygotowania przemyślanej strategii na zmieniającą się sytuację, w kolejnych odezwach biskupów znaleźć możemy tylko wezwania do modlitwy o nowe powołania, a także ubolewanie nad zmieniającym się stylem życia młodych.

Modlitwa jest oczywiście ważna, ale trzeba mieć świadomość, że ona wszystkiego nie załatwi. Istotne jest także, by przygotować strategię na zmieniające się czasy, ale także, by wyciągnąć wnioski z teologicznej krytyki klerykalizmu, jaką od lat prezentuje papież Franciszek.

To w niej, we wskazaniu rosnącej roli świeckich, w podkreślaniu, że główną rolą duchownych jest sprawowanie sakramentów, a nie sprawowanie władzy, znajduje się klucz do tego, by realny kryzys powołań stał się szansą, a nie zagrożeniem. Innej drogi nie ma.

Dla Wirtualnej Polski Tomasz P. Terlikowski*

*Autor jest doktorem filozofii religii, pisarzem, publicystą RMF FM i RMF24. Ostatnio opublikował "Wygasanie. Zmierzch mojego Kościoła", a wcześniej m.in.: "Czy konserwatyzm ma przyszłość?", "Koniec Kościoła, jaki znacie" i "Jasna Góra. Biografia".

Źródło artykułu:WP Wiadomości
kościółklerycykosciół katolicki
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (871)