Homo i transfobia nie są chrześcijańskie [OPINIA]
Ruch pro-life, ale i Kościół powinien jak ognia unikać skojarzenia z homo i transfobią. A powodem wcale nie jest to, że postawa ta szkodzi głoszeniu własnych poglądów, ale przede wszystkim to, że postawa taka jest sprzeczna z nauczaniem Ewangelii i prawdziwą postawą za życiem - komentuje dla Wirtualnej Polski Tomasz Terlikowski.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Ruch-pro life w Polsce, a przynajmniej jego najbardziej radykalna część, od jakiegoś czasu pikietuje poglądy, prezentuje je w najbardziej ostry sposób, a do tego nie cofa się przed obrażaniem innych. I ruch Kai Godek i ten kierowany Mariusza Dzierżawskiego do walki z aborcją dołącza - kompletnie kuriozalnie z perspektywy skuteczności przekazu i dotarcia do większej liczby ludzi - walkę z osobami LGBTQ+, które oskarżane są o pedofilię, a także z osobami transpłciowymi.
Część polityków zaś - oczywiście tych z prawej strony - nie tylko chętnie podczepia się pod tą retorykę, ale także próbuje budować na niej swoją własną rozpoznawalność polityczną. Ostatnie dni przyniosły dwa - odmienne, ale równie dobitne - potwierdzenie tego zjawiska.
Czytaj również: Wszystkiemu winni inni [OPINIA]
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Proszę się ode mnie odsunąć, bo się brzydzę"
Pierwszym i o wiele bardziej dramatycznym było to, co wydarzyło się podczas wczorajszego wysłuchania na temat aborcji. Kaja Godek, reprezentująca jedną z organizacji pro-life dopytywana była przez reporterkę Polskiej Agencji Prasowej Angelę Getler (która jest transkobietą) o jakieś kwestie prawne, a "obrończyni życia" (cudzysłów nie jest tu z mojej strony przypadkowy) zamiast odpowiedzieć na pytanie, zaczęła atakować dziennikarkę. - Proszę się ode mnie odsunąć, bo się brzydzę - mówiła Godek.
- Jak podchodzi do mnie gej, albo inna osoba z tego środowiska, to mam odruch wymiotny - dodała. Jakiś czas później sama pochwaliła się sprawą na portalu X. "Wyszłam skomentować aborcyjną agresję. Widoczny po prawej transseksualista wchodził na mnie fizycznie i atakował. Okropne!" - napisała i dodała zdjęcia.
Kłopot z nimi jest tylko taki, że nie dowodzą one jakiejkolwiek formy ataku czy "wchodzenia" na nią. Angela Getler zadawała pytanie w normalnej, standardowej odległości, w podobnej zresztą stali także inni dziennikarze, a "atak" na nią spowodowany był wyłącznie transfobią Godek.
Ta wypowiedź "działaczki pro-life" jest zaś smutnym dowodem na to, że wbrew własnym deklaracjami ona sama nie wiele ma wspólnego z szacunkiem dla każdego życia, ale także z konsekwentnie przeżywanym chrześcijaństwem. Konsekwentni obrońcy życia uznają, że godność osoby ludzkiej, tak jak jej fundamentalne prawa (w tym nie tylko prawo do życia, ale także do szacunku, do wolności decyzji, do własnego modelu życia) związane są z samym byciem człowiekiem. Uprawnienia moralne nie są zależne od tożsamości seksualnej, od modelu życia, ale wynikają z samego faktu bycia człowiekiem.
Jeśli ktoś "brzydzi się" innym człowiekiem, to podważa własne deklaracje o byciu pro-life i dowodzi, że jego własna postawa nie wynika z szacunku dla każdego życia, ale z chęci kontroli innych.
Ale ta wypowiedź dowodzi jeszcze jednej kwestii. Otóż Kaja Godek, która często odwołuje się do katolicyzmu nie zna nauczania własnego Kościoła, ani nie respektuje postawy samego Jezusa. Ewangelia uczy zaś nas nie tylko szacunku, ale i zobowiązuje do miłości do każdego, tak jak do Jezusa.
"Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili" (Mt 25, 40) - mówi Jezus do apostołów. Jeśli poważnie traktować te słowa, to Kaja Godek wypowiadając swoje słowa do Angeli Getler odniosła je do Jezusa.
"Szacunek i delikatność"
Jeśli jednak Kai Godek nie przekonuje sama Ewangelia, to możemy odwołać się do Katechizmu Kościoła Katolickiego i nauczania ostatnich papieży. Zacznijmy od "Katechizmu", który powstał za czasów Jana Pawła II, i których uchodzi za konserwatywny. To w nim znajdziemy krótkie, ale jednoznaczne sformułowanie, że osoby homoseksualnej należy traktować "z szacunkiem, współczuciem i delikatnością. Powinno się unikać wobec nich jakichkolwiek oznak niesłusznej dyskryminacji". A nie jest to jedyna taka wypowiedź.
Już w 1986 roku Kongregacja Nauki Wiary, na czele której stał wówczas kard. Joseph Ratzinger w dokumencie krytycznym wobec postulatów zmiany doktryny Kościoła dotyczącej aktów homoseksualnych, jednocześnie przypominał, że ataki, niechęć czy przemoc wobec osób homoseksualnych jest niedopuszczalna.
"Jest godne ubolewania, że osoby homoseksualne były i są wciąż przedmiotem złośliwych określeń i aktów przemocy. Podobne zachowania zasługują na potępienie ze strony pasterzy Kościoła, gdziekolwiek miałyby one miejsce. Ujawniają one brak szacunku dla drugich, który godzi w podstawowe zasady, na których opiera się zdrowe współżycie społeczne. Godność każdej osoby powinna być zawsze szanowana w słowach, czynach i w prawodawstwie"- napisała w Liście do biskupów Kongregacja Nauki Wiary.
I tu proste pytanie, czy powiedzenie do kogoś, że się nim brzydzi jest czy nie jest szacunkiem i delikatnością? Jest zgodne z zasadami Kongregacji Nauki Wiary, czy jednak z nim sprzeczne?
Ale idźmy dalej, bo jeszcze bardziej jednoznaczne wypowiedzi znajdziemy u Franciszka. On nie tylko zgodził się na błogosławienie (prywatne) par jednopłciowych, ale i na to, by osoby transpłciowe były świadkami chrztu świętego. Franciszek osobiście spotykał się przy różnych okazjach zarówno z osobami homoseksualnymi, jak i transpłciowymi, i choć w niczym nauczania Kościoła nie zmienił, to jednocześnie przypominał o konieczności rozeznawania, otwarcia, i spotkania.
"Życie jest życiem, a wszystkie rzeczy muszą być przyjmowane (takimi jakie są), gdy się pojawiają. Grzech jest grzechem. Tendencje lub zaburzenia równowagi hormonalnej stwarzają wiele problemów. (...) Ale w każdym przypadku przyjmijcie (osobę transpłciową), towarzyszcie, zbadajcie sytuację, rozeznawajcie, i włączcie (ją do życia wspólnoty). To jest to, co Jezus zrobiłby dzisiaj" - mówił na początku swojego pontyfikatu. Świadomości tych wezwań wyraźnie widać w przypadku Kai Godek.
Ruch pro-life na drodze do nowej prawicy
Tę wypowiedź działaczki pro-life można by traktować jako jej jednostkowy wyskok, gdyby tylko szerzej rozumiane środowisko obrońców życia, ludzi Kościoła czy polityków prawicy, się od niego odcięło. Tak się jednak nie stało. Odpowiedzią na skandaliczne - także z chrześcijańskiego punktu widzenia - słowa jest milczenie.
Milczeniem przykryto też żarty z posła Waldemara Budy ze związku Krzysztofa Śmiszka i Roberta Biedronia. Wezwania Kościoła do szacunku dla osób homoseksualnych czy transpłciowych pozostają nieusłyszany także dlatego, że w imię fałszywie pojmowanej solidarności z przeciwnikami aborcji (zaznaczam, o czym wielokrotnie pisałem, że też nim jestem) ignoruje się ich agresywne, homofobiczne i niewiele mające wspolnego z Ewangelią wypowiedzi. "Swoich się nie atakuje" - słyszę nieustannie.
Taka intepretacja milczenia liderów opinii pro life i Kościoła jest dla obu tych instytucji pozytywna. Jest jednak także negatywna. Otóż Kościół w Polsce - i to trzeba ze smutkiem powiedzieć - pomija milczeniem te elementy stanowiska katolickiego, które nie dają się wpisać w "walkę z ideologią LGBTQ+".
Katechizm Kościoła Katolickiego, Kongregacja Nauki Wiary i papież Franciszek mówią o tym sporo, ale w Polsce akurat ten element jest nieobecny, bo nie da się go wpisać w spór polityczny. Dlaczego tak jest?
Odpowiedź jest skomplikowana i wielowątkowa, ale z pewnością jednym z powodów jest to, że Kościół i liderzy opinii katolickiej, podlegają procesowi "alt-rightyzacji", przyjmują model działania i narrację populistycznej nowej prawicy, określanej mianem "alt-prawicą". Problem z tą narracją jest tylko taki, że jest ona skrajnie jednostronna.
W odróżnieniu od nauczania Kościoła, który owszem (choć i to się powoli zmienia) uznaje akty homoseksualne za obiektywnie nieuporządkowane, a także co do oceny moralnej grzeszne, to jednocześnie potępia homofobię i transfobię, a jednocześnie apeluje o włączenia osób homoseksualnych i transpłciowych do życia Kościoła, to alt-prawica skupia się wyłącznie na wykluczeniu i uznaniu ideologii LGBTQ+ za wygodnego ideologicznego przeciwnika.
W ten sposób jednak traci się wymiar ewangeliczny, i przestaje widzieć w człowieku "dziecko Boże". Sprawa Kai Godek jest tego smutnym potwierdzeniem.
Tomasz Terlikowski dla Wirtualnej Polski