Wszystkiemu winni inni [OPINIA]

Ostatni list biskupów do księży to smutny dowód nie tylko na to, że polska hierarchia w większości nie rozumie i nie akceptuje przemian w świecie i Kościele. Ale także tego, że nie jest w stanie zrozumieć zwyczajnych duchownych, którzy w świecie pracują. Świetnie za to biskupi opanowali zwalanie winy na innych - pisze dla Wirtualnej Polski Tomasz Terlikowski.

Polscy biskupi
Polscy biskupi
Źródło zdjęć: © EAST_NEWS | Tomasz Jastrzebowski/REPORTER
Tomasz P. Terlikowski

30.03.2024 20:04

Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.

Wśród księży - a także pewnej części najbardziej zaangażowanych świeckich - istnieje swoisty sposób oceniania biskupów. Istotnym pytaniem zaś, gdy się o tym rozmawia, jest to, na ile dany ksiądz, który został hierarchą "zbiskupiał", a na ile pozostał sobą.

Co oznacza ten wskaźnik? Odpowiedź jest prosta: poziom oderwania już nie tylko od życia świeckich, od normalnych problemów życiowych, ale także od życia swoich duchownych oraz wyniosłość, która związana ma być z najwyższym stopniem święceń, ale także umiejętność znajdowania winnych wszystkich porażek Kościoła hierarchicznego w innych.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

To mogą być wrogowie Kościoła, świeccy, którzy niewystarczająco wychowują dzieci, albo nawet księża, którzy nie osiągają poziomu jakiego wymagają od nich biskupi, ważne tylko, by nie byli to sami biskupi.

Znam - zastrzegam - biskupów, którzy "zbiskupieni" nie są, którzy robią wszystko, by zachować kontakt nie tylko z "bazą" (czyli z księżmi i wiernymi), ale także z tymi na peryferiach, ale uczciwie trzeba powiedzieć, że proces "biskupienia" ogarnia wielu, jeśli nie większość z polskich hierarchów. I smutnym tego dowodem jest list, który biskupi napisali do kapłanów na Wielki Czwartek.

Utrata wiary czy brak empatii?

Uważny czytelnik znajdzie w nim wszystkie wspomniane elementy. Biskupi - nawet do księży - piszą jako do jakichś onych. My - biskupi, piszemy do was - kapłanów, i wskazujemy wam, jako uczniom i synom (strasznie nie lubię tej patriarchalnego, feudalnego języka, ale przyjmuje do wiadomości, że on istnieje), co jest waszym problemem, nad czym powinniście się skupić i jak żyć. Słuchanie was, próba zrozumienia, nie jest przy tym absolutnie konieczna, bo przecież my - jako biskupi - dysponujemy "wiedzą wlaną", która nie potrzebuje żadnej weryfikacji.

Jestem nieco złośliwy, ale tak to właśnie wygląda, co świetnie pokazał na swoim facebookowym profilu o. prof. Jacek Prusak SJ. "Polscy biskupi nie dysponują żadnymi reprezentatywnymi badaniami na temat księży i ich problemów, więc gdy formułują swoje 'diagnozy' to więcej mówią o tym, z czym sobie sami nie radzą w relacjach z księżmi niż o nich samych, a zwłaszcza faktycznych źródłach ich problemów" - wskazuje psycholog i zakonnik.

A jego opinia staje się jeszcze bardziej oczywista, gdy przeczyta się ów list i przeczyta, co biskupi uważają za największe problemy innych duchownych. "Podstawową przyczyną tych bolesnych dramatów kapłańskich jest przede wszystkim osłabienie i utrata wiary. Bez wątpienia doświadczenia opuszczenia, osamotnienia, niezrozumienia, jak również braku jedności, ciasny partykularyzm, celebryctwo obecne w naszych wspólnotach kapłańskich są trudną próbą. Papież Franciszek bardzo często w swoich wypowiedziach podkreśla, że jest to duchowość światowa" - napisali biskupi.

Skąd taki wniosek? Znam wielu księży, także takich, którzy odeszli, ale tak się składa, że problemem niemal żadnego z nich nie był brak wiary, a czasem to właśnie wiara była powodem, dla którego nie byli w stanie znieść hipokryzji instytucji. Jeśli zaś gdzieś doświadczali braterstwa i wsparcia to nie od biskupów, ale od innych księży, często kolegów kursowych, a także świeckich. Jeśli więc gdzieś tkwił problem w ich trudnościach, to często wcale nie w braku wiary, i nawet nie braku jedności kapłańskiej, ale w dramatycznie złym zarządzaniu przez biskupów, pozostawieniem ich samymi sobie, braku możliwości kontaktu z własnym biskupem.

Warto przypomnieć, że są takie diecezje w Polsce, owszem nie wszystkie i nie większość, gdzie głównym zadaniem sekretarza biskupa jest niedopuszczenie do kontaktu księży z biskupem, a są też takie, gdzie biskup owszem się spotyka, ale niewiele ma do powiedzenia swoim księżom. A ma niewiele do powiedzenia, bo nie zna ich życia, ich problemów, one go nie zajmują.

Wielu księży - byłych i obecnych - mówiło mi wprost, że odeszli (albo mogliby odejść), bo miewają dość tego, jak są traktowani przez przełożonych, jak mało są doceniani, jak niechętnie się im pomaga. Ale o tym biskupi nie mają do powiedzenia ani słowa, tak jakby winni byli tylko inni. Oni sami nigdy. Na wskaźniku "biskupieniometru" wybija skalę.

Apogeum prześladowań

Tę skalę wybija jeszcze mocniej analiza rzeczywistości jaka nas otacza. Biskupi polscy - a podpisani pod listem są wszyscy, i nie ma dowodów na to, by któryś się z nim nie zgadzał - uważają, że znajdują się w apogeum prześladowań Kościoła. "Mamy wrażenie, że godzina próby, której doświadczamy jako uczniowie Chrystusa i kapłani Jego Kościoła, niejako sięga zenitu. Jesteśmy świadkami profanacji Chrystusa, Jego Krzyża, Słowa, sakramentów" - napisali. Dawno temu pisałem książkę o prześladowaniu chrześcijan w Związku Sowieckim, ostatnio zajmowałem się prześladowaniami chrześcijan w krajach islamskich, i muszę powiedzieć, że jeśli ktoś twierdzi, że obecnie w Polsce "godzina próby sięga zenitu", to ma mierne pojęcie na temat rzeczywistości, żeby nie powiedzieć, że po prostu nie wie, co pisze.

Duchowni w Polsce, choć spotykają się z wyrazami niechęci, żyją na przyzwoitym poziomie, w wielu miejscach - choć nie wszędzie - wręcz powyżej średniej swoich wiernych, cieszą się - zmniejszającym się, ale jednak - autorytetem, a jeszcze całkiem niedawno mogli liczyć na obfite wsparcie państwa. Instytucje kościelne także mają się nieźle, świątynie są otwarte, a katolików nikt nie prześladuje. Jeśli to jest apogeum i zenit, to z czym stykają się chrześcijanie w Korei Północnej?

I znowu jestem złośliwy, ale tak się składa, że ten drobny fragment pokazuje z całą mocą, że biskupi poruszają się w rzeczywistości nieistniejącej, że są wyjęci nie tylko z życia księży, ale i z życia społecznego, że wierzą we własną propagandę, zamiast zmierzyć się z rzeczywistością. A skoro tak, to trzeba jasno powiedzieć, że ich przekaz jest nietrafny i nieistotny, bowiem opiera się na fałszywej diagnozie rzeczywistości, i jest próbą ukrycia przed samymi sobą własnej odpowiedzialności za stan Kościoła w Polsce.

Kłopot polega na tym, że Kościół w Polsce nie jest w takim stanie, a obecnie zamiast wpierania biskupów, którzy widzą winnych wszędzie, ale nie w sobie, powinien zająć się szukaniem drogi dotarcia do ludzi z peryferiów, pokazywania sensu w coraz bardziej rozchwianej rzeczywistości i wreszcie szukania nowego modelu życia kapłańskiego. Nowego, a nie zakorzenionego we wzorach z początku wieku XX.

Pelczar jako wzór

List biskupów do kapłanów - jeśli w ogóle proponuje jakieś wzorce księżom - to właśnie takie sprzed ponad stu lat. Jeśli biskupi wskazują jakiś wzór kapłanom, to jest to wzór św. Józefa Pelczara, "jego świadectwo życia, a także nauczanie o kapłaństwie".

Nie chcę być podejrzewany o złośliwość, ale proponuje zajrzeć do dzieł o kapłaństwie Pelczara i pomyśleć, czy rzeczywiście jest to wzór dla współczesnych księży. W podręczniku ascetyki kapłańskiej św. Józef Sebastian Pelczar pouczał na przykład, że kapłani powinni być skromni, a więc unikać niepotrzebnego gadulstwa, rozglądania się ciekawsko po ulicach, strzelania oczyma czy oglądania się na kobiety. Za wadę uważał także opowiadanie niesmacznych dowcipów, grubiańskie zachowanie, zbyt głośne mówienie.

Tyle w kwestii przykładu życia, to jeszcze jeden fragment o rozumieniu kapłaństwa. "Trafnie powiedział pewien pisarz, że kapłan to jakby cud nieustający w chrześcijańskim porządku świata (…) Oni są ziemskimi aniołami stróżami dla ludzi" - pisał Pelczar. Te słowa to klerykalizm na najwyższym poziomie, który w istocie wyklucza pracę ze świeckimi, wynosi kapłanów w stopniu niesłychanym, ale i pozbawia ich samych świadomości, że są takimi samymi grzesznikami jak wszyscy inni.

I już tylko te fragmenty pokazują z ogromną mocą, że "zbiskupienie", brak kontaktu z rzeczywistością jest i pozostaje jednym z najpoważniejszych problemów polskich biskupów. I dopóki to się nie zmieni, szans na zmianę kierunku przez polską hierarchię nie ma. List biskupów do księży jest zaś tego smutnym dowodem.

Dla Wirtualnej Polski Tomasz P. Terlikowski*

*Autor jest doktorem filozofii religii, pisarzem, publicystą RMF FM i RMF24. Ostatnio opublikował "Wygasanie. Zmierzch mojego Kościoła", a wcześniej m.in.: "Czy konserwatyzm ma przyszłość?", "Koniec Kościoła jaki znacie" i "Jasna Góra. Biografia".

Źródło artykułu:WP Opinie
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (877)