Wygrał największy święty polskiego Kościoła: "święty spokój" [OPINIA]

Kościół w Polsce stoi przez wielkimi wyzwaniami, ale większość polskich biskupów zdaje się tego nie zauważać. Wybory nowego przewodniczącego KEP - arcybiskupa Tadeusza Wojdy i jego zastępcy abp Józefa Kupnego - w pełni to potwierdzają - pisze dla Wirtualnej Polski Tomasz P. Terlikowski.

Zebranie plenarne Konferencji Episkopatu Polski
Zebranie plenarne Konferencji Episkopatu Polski
Źródło zdjęć: © PAP | Albert Zawada
Tomasz P. Terlikowski

17.03.2024 | aktual.: 21.03.2024 10:25

Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.

Wygrał kandydat środka - powtarzają kościelne media i główny nurt katolickiej publicystyki. I to oczywiście jest prawdą, ale pod tą dyplomatyczną formułą kryje się banalna prawda o tym, że wygrali kandydaci pozbawieni jakiejkolwiek wyrazistości, o nieokreślonych poglądach. Ludzie, którzy nie uczestniczą w publicznej debacie.

O arcybiskupie Józefie Kupnym duchowni i świeccy z jego archidiecezji z żalem mówią, że nie mają pojęcia, co myśli o kluczowych kwestiach duszpasterskich, ewangelizacyjnych lub eklezjalnych. A nie wiedzą, bo arcybiskup milczy, a jeśli ostatnio się czymś wsławił, to decyzją o tym, by pochować ukaranego za tuszowanie pedofilii w dwóch diecezjach arcybiskupa Gołębiewskiego w archikatedrze wrocławskiej.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Co przewodniczący KEP myśli o świecie?

Arcybiskup Wojda, choć nie wiem, czy to akurat jest zaleta, "wsławił się" kilkoma wypowiedziami. Tak jest z jedyną znaną powszechnie homilią arcybiskupa Wojdy, w której mówi on w sposób obraźliwy o osobach homoseksualnych.

"My też cuchniemy. Cuchniemy grzechem. Kiedy w nas nie ma życia bożego, cuchniemy grzechem. Jakże wiele tych grzechów. Cuchniemy grzechem nieposłuszeństwa, niemoralnego życia, nieustannych kłótni. Cuchniemy grzechem pedofilii. Cuchniemy grzechem homoseksualizmu. Cuchniemy grzechem LGBT itd." - mówił metropolita białostocki na mszy odprawionej 29 marca 2020 r.

Dowodem zaś na to, że arcybiskup kompletnie nie rozumie zmian, jakie zachodzą w przestrzeni publicznej, jest wywiad udzielony "Gościowi Niedzielnemu", w którym arcybiskup przekonywał, że młodzież uczestnicząca w "czarnych protestach" jest… przekupiona.

"Według mnie, młodzi biorący udział w tych protestach byli w dużym stopniu zmanipulowani. Znam sytuacje, że prowadzona była w niektórych szkołach bardzo mocna agitacja, aby cała klasa poszła na manifestacje. W zamian uczniowie otrzymywali wynagrodzenie, konkretne sumy. Gdy cała klasa jest zmuszana do udziału w proteście, zaczyna działać psychologia tłumu i wszyscy się przyłączają" - mówił arcybiskup Wojda.

A chwilę potem przekonywał, że księża muszą więcej mówić ludziom młodym o "ludzkim ciele i seksualności, pokazywać ich istotę, tłumaczyć, czym jest relacja komplementarności między mężczyzną i kobietą".

Te wypowiedzi uświadamiają, jak mocno "odklejony" od rzeczywistości jest arcybiskup Wojda. Młodzi ludzie brali udział w protestach nie dlatego, że zostali "kupieni" (swoją drogą ciekawy jestem źródeł tej wiedzy), ale dlatego, że młode kobiety są najszybciej laicyzującą się grupą społeczną, a wpływy Kościoła w przestrzeni moralnej zanikają.

Lekarstwem gorszym niż choroba na to zjawisko byłoby zaś, gdyby celibatariusze (dodatkowo w obrazie społecznym skompromitowani przez seksualne nadużycia nielicznych) zajmowali się "ludzkim ciałem i seksualnością". Jak się zresztą wydaje, akurat nie ta kwestia jest kluczowa dla zrozumienia, czym jest chrześcijaństwo. I wreszcie, jeśli arcybiskup chce rzeczywiście wychodzić do ludzi z peryferiów Kościoła, to język, jaki zaproponował w homilii, jest, jak się zdaje, przeciwskuteczny.

Zignorowane wyzwania

Cytowanie akurat tych wystąpień nie jest bynajmniej złośliwością, bo tak się składa, że wszystkie one odnoszą się do wyzwań, jakie stoją przed Kościołem. Odejście młodzieży (a przynajmniej sporej jej części) od Kościoła, zmiana jest postaw i poglądów moralnych, szczególnie szybko zachodząca wśród młodych kobiet, ale także - sygnalizowana przez papieża Franciszka - konieczność wyjścia przez Kościół do osób z peryferiów, w tym ze środowisk LGBT - to wyzwania, jakie stoją obecnie przed Kościołem.

Hierarchowie powinni zdiagnozować (we współpracy ze świeckimi, którzy na młodzieży, jako rodzice, znają się lepiej), jakie są realne przyczyny odchodzenia, a nie ograniczać się do tezy o "przekupieniu" czy wrażych ideologicznych działań. Jak się zdaje, przyczyny są o wiele głębsze, a sprowadzanie diagnozy do piętnowania "ideologii", psychologii tłumu czy przekupstwa to zdecydowanie za mało.

Franciszek, ale także część ludzi Kościoła na Zachodzie, jasno sygnalizuje też, że wyzwaniem w najbliższym czasie dla Kościoła jest wyjście ku osobom LGBTQ+ czy pozostających w nowych związkach. "Fiduccia supplicans", która pozwala na błogosławienie par jednopłciowych, jest tego wyraźnym sygnałem, a wiele z duszpasterskich dokumentów papieża jasno wskazuje konieczność zmiany języka i przekazu wobec osób homo- czy transseksualnych. Język, jaki proponuje arcybiskup Wojda, jest nie do pogodzenia z tymi celami, ale za to świetnie wpisuje się w nastroje części polskich biskupów (ale i części katolików), którzy są przekonani, że muszą bronić doktryny wiary przed zakusami już nie tylko wrogich ideologii, ale i Watykanu.

Arcybiskup Wojda, jako ktoś, kto przez dwadzieścia siedem lat pracował w Stolicy Apostolskiej, oczywiście nic takiego nie powie, ale… jednym z powodów jego wyboru przez Episkopat było to, że jego kontrkandydatami byli hierarchowie - wprawdzie bardziej charyzmatyczni - ale z perspektywy polskiego Kościoła za bardzo "Franciszkowi".

Jeśli jednak szukać jakichś nadziei z nowymi władzami Konferencji Episkopatu Polski, to mogą być to relacje z władzami. Ani arcybiskup Wojda, ani arcybiskup Kupny nie są znani jako zwolennicy zbyt bliskich relacji z poprzednią - ale i z innymi - władzami. To nie jest linia twardego sojuszu z PiS-em, a raczej ostrożnej separacji i świadomości, że Kościół musi dogadywać się z każdą władzą. Czy oznaczać to będzie nowe otwarcie? Raczej nie, bo nie widać w obu arcybiskupach koniecznej charyzmy do przekonania do niego innych hierarchów, ale bez ryzyka większego błędu można mówić o większej ostrożności w rozmowach, która będzie niezbędna, by na nowo uregulować pewne sporne kwestie.

Wygrał spokój, ale go nie będzie

Ta ostatnia kwestia nie może jednak przesłaniać oczywistego faktu, że Kościół w Polsce znajduje się na dramatycznym zakręcie swoich dziejów, a hierarchowie wybrali na swoich reprezentantów arcybiskupów, którzy niczym szczególnym się nie wyróżniają. Tacy ludzie mogą być liderami, obliczami instytucji, gdy nic się nie dzieje, a nie gdy walczy ona o swoją przyszłość, a spowolnienie zjawisk, które zdecydowanie go osłabiają, a mogą nawet doprowadzić Kościół do kompletnej utraty znaczenia, jak to miało miejsce w Irlandii.

Czy członkowie Konferencji Episkopatu Polski tego nie widzą? Część z nich zapewne ma świadomość zmian, część po prostu chce dotrwać do emerytury, a jeszcze inna część jest przekonania, że nie ma mowy o kryzysie, a co najwyżej o drobnych problemach. Jednak to wcale nie przekonania na temat kryzysu są głównym problemem, a fakt, że ci z biskupów, którzy mają w kwestii kryzysu wspólne przekonanie, że on istnieje, nie są w stanie porozumieć się w kwestii tego, jakie są jego przyczyny i w związku z tym, co można zrobić, żeby mu przeciwdziałać.

Jedna z części (to nie większość, ale istotna część) jest przekonana, że kryzys to efekt ataku zewnętrznego, i że zaradzić mu można zbudowanej zamkniętej twierdzy, inni widzą także przyczyny wewnętrzne i w związku z tym chcą pewnych - ostrożnych - zmian. Obie te grupy nie mają większości, między nimi rozciąga się grupa "środka", która nie opowiada się po żadnej ze stron, bo albo nie ma zdania, albo nie wie, albo widzi zalety i wady w obu. I to właśnie ta grupa zdecydowała, że nowymi liderami polskiego Kościoła będą postacie niewyraziste. To pozwala odsunąć decyzję na czas nieokreślony.

Jeśli coś jest problemem to tylko to, że Kościół w Polsce nie ma czasu. Pięć lat to bardzo długo, szczególnie w sytuacji, gdy kryzys będzie się pogłębiał. Odsunięcie decyzji, odmowa wzięcia odpowiedzialności to także jest decyzja. I za tę decyzję Kościół w Polsce zapłaci srogą cenę. Strategię wprowadzania zmian, ograniczania rozmiaru kryzysu można było wprowadzić już teraz, a skoro się na to nie zdecydowano, to… kryzys nie tylko się nie zatrzyma, ale przyspieszy. I to jest najgorszy skutek wyboru Konferencji Episkopatu Polski.

Dla Wirtualnej Polski Tomasz P. Terlikowski

Tomasz P. Terlikowski, doktor filozofii, publicysta RMF FM i RMF 24, pisarz, ostatnio wydał "To ja, Judasz. Biografia apostoła" i razem z prof. Krzysztofem Siudą Krajewski książkę "Uleczyć Boga w sobie. Z psychiatrą o duchowości".

Źródło artykułu:WP Wiadomości
konferencja episkopatu polskikościółkatolicyzm
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (943)