Sprawa abp. Dzięgi. To nie wystarczy, Watykan musi poczynić dalsze kroki [OPINIA]
Za mało, za późno, bez jasnego wskazania winy. Te trzy elementy psują zdecydowanie smak tego, że Andrzej Dzięga, odpowiedzialny za krzywdę wielu osób, za niszczenie duchownych i świeckich szukających prawdy i sprawiedliwości ustąpił - pod przymusem - ze stanowiska arcybiskupa szczecińsko-kamieńskiego - pisze dla Wirtualnej Polski Tomasz P. Terlikowski.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
"Ojciec Święty Franciszek przyjął rezygnację abp. Andrzeja Dzięgi z posługi arcybiskupa metropolity szczecińsko-kamieńskiego. Administratorem apostolskim sede vacante został mianowany biskup koszalińsko-kołobrzeski Zbigniew Zieliński" - poinformowała Nuncjatura Apostolska w Polsce.
W języku kościelnym ten krótki komunikat oznacza tyle, że na cztery lata przed emeryturą arcybiskup został zmuszony do ustąpienia przez Stolicę Apostolską, a ta, by pokazać, że sprawa jest poważna nie pozwoliła mu nawet zarządzać archidiecezją do momentu mianowania nowego arcybiskupa. Od teraz bowiem zarządzać nią będzie administrator apostolski, a nie arcybiskup Dzięga.
W ten symboliczny sposób Watykan przyznaje, że arcybiskup Dzięga był winien wieloletnich zaniedbań i nakłada na niego symboliczną karę.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
To - z jednej strony - dobra wiadomość, bo oznacza ona, że człowiek, który jest symbolem wszystkiego, co najgorsze w polskim Kościele w kwestii ochrony przestępców seksualnych, niszczenia osób skrzywdzonych i lekceważenia ich, a nawet dokrzywdzania - nie jest już metropolitą szczecińskim.
Tyle że trzeba powiedzieć zupełnie jasno, że to się powinno stać wiele lat temu, arcybiskup nie powinien - choć wiadomo, że zrobił to pod przymusem - odchodzić sam, ale powinien zostać jasno odwołany ze wskazaniem powodów, a dodatkowo powinny na niego być nałożone kary. Tylko w ten sposób jasne stanie się, że za jego wieloletnie działania spotkała go kara, i tylko w ten sposób utnie się dyskusje na temat realnych przyczyn decyzji Watykanu.
Tej winy nie może z siebie zmyć
Tak się jednak nie stało, a to oznacza po pierwsze realny krok wstecz, bowiem Watykan nakładał już na polskich biskupów kary odwołania. Ich winy zaś, jak się zdaje, były mniejsze niż te, które ciążą na arcybiskupie Dziędze.
To hierarcha, który odpowiada za to, że przez lata ksiądz pedofil Andrzej Dymer nie został ukarany. To on tak układał jego procesy, by go nie skazać. I to on odpowiada za prześladowanie przez lata osób, które tę sprawę zgłosiły Kościołowi. Listę osób skrzywdzonych - także przez osobiste działania, decyzje i słowa arcybiskupa Dzięgi - w tej sprawie naprawdę można ciągnąć długo.
I tej winy nie może on z siebie zmyć. Tak jak nie może zmyć odpowiedzialności za to, że wiele lat temu, jeszcze jako ordynariusz sandomierski, po zgłoszeniu przez skrzywdzonego, że ks. Józef G., proboszcz w Tarnobrzegu, w latach 2005-2006 molestował go - wówczas 12-letniego - seksualnie biskup Dzięga nie tylko wszczął kościelnego postępowania, ale także przeniósł sprawcę na drugi koniec diecezji do Ostrowca Świętokrzyskiego, gdzie ten nadal był proboszczem i nadal uczył religii, również w szkole podstawowej.
Jakby tego było mało w 2007 r. ks. Józef G. został mianowany kanonikiem Kapituły Kolegiackiej w Ostrowcu Świętokrzyskim.
I wreszcie kwestia ostatnia. To właśnie arcybiskup Dzięga - za co nie był sądzony, bo sprawa wciąż jest badana przez Kościół - przez lata był kościelnym parasolem ochronnym nad działaniami ks. Łukasza Kadzińskiego, który dzięki jego wsparciu stworzył wspólnotę noszącą charakter sekty, w której przez lata manipulowano małoletnimi, i których także dochodzić mogło do dziwnych relacji księdza z zależnymi od niego mężczyznami. Już gdy sprawa została ujawniona, arcybiskup przedłużył nad nim parasol ochronny.
Fundamentalny akt sprawiedliwości wobec skrzywdzonych
To wszystko - poza sprawą ostatnią, bo ta jest z ubiegłego roku - wiadomo od lat.
Od lat trwał też proces kanoniczny arcybiskupa, który - jak widać - został zakończony. Ale skoro tak, to obowiązkiem (tak właśnie obowiązkiem wobec osób krzywdzonych, wiernych i społeczeństwa) Stolicy Apostolskiej jest jasne wskazanie, za co zmuszony do ustąpienia został arcybiskup Dzięga.
To absolutnie fundamentalny akt sprawiedliwości wobec skrzywdzonych przez niego (im należy się prawda o tym, że ktoś został ukarany także za ich krzywdę), ale także absolutnie podstawowy obowiązek mówienia prawdy wobec wiernych z archidiecezji szczecińsko-kamieńskiej. Jej wierni, a szerzej polscy katolicy mają prawo wiedzieć, że postępowanie arcybiskupa zostało ocenione negatywnie, a także co takiego stało u podstaw takiej, a nie innej decyzji Watykanu.
Nie ma żadnych powodów, by unikać wskazania winy, chyba że Stolica Apostolska uważa, że samopoczucie arcybiskupa jest ważniejsze niż sprawiedliwość wobec skrzywdzonych i prawda o działaniach arcybiskupa. Prawo do prawdy o przyczynach ustąpienia ma też opinia publiczna, także dlatego, że w polskim kontekście arcybiskup Dzięga odgrywał istotną rolę polityczną. Jego zwolennicy i przeciwnicy mają prawo wiedzieć za jakie nadużycia władzy, zaniedbania i przestępstwa został ukarany.
I nie przekonuje mnie opinia, że sekret jest istotny elementem działania Kościoła. Kultura sekretu jest jednym z elementów odpowiedzialnych za ukrywanie przez lata przestępstw seksualnych w Kościele i przenoszenie sprawców z miejsca w miejsce. Teraz trzeba z nią skończyć (a nie tylko wciąż zapowiadać, że się to zrobi).
Transparentność, jawność i otwartość są w tych sprawach nie tyle łaską, jaką Watykan robi ludziom i społeczeństwo, ile jego absolutnie podstawowym obowiązkiem. I jeśli kurialiści rzymscy tego nie rozumieją, to trzeba zrobić wszystko, by im to uświadomić. Ambasador Polski w Watykanie powinien jasno zadać pytanie, jakie są przyczyny "ustąpienia" arcybiskupa i grzecznie, acz stanowczo domagać się wyjaśnień od Stolicy Apostolskiej.
Dziennikarze też nie powinni odpuszczać, i dopytywać zarówno Delegata KEP ds. Ochrony Dzieci i Młodzieży o przyczyny odwołania, jak i Watykan o te przyczyny. Dość już ściemnienia. Ludzie wierzący powinni jasno pokazać hierarchii, że chcą prawdy i sprawiedliwych kar, a nie nieustannego ściemniania, określanego mianem "języka Kościoła".
List do księży - oczywiste kłamstwo
To ściemnianie, brak jednoznacznych decyzji, pozwala dalej kłamać arcybiskupowi. W liście skierowanym do kapłanów - ujawnionym przez Radio RMF FM - twierdzi on, że przyczyną jego decyzji o ustąpieniu jest stan jego zdrowia.
"Dla uważnego obserwatora nie było tajemnicą, że moje siły pomniejszały się coraz bardziej w ostatnich dwóch, a nawet trzech latach, Ostatnie pół roku to jednak czas radykalnego osłabienia mojego stanu zdrowia. Dlatego jesienią stało się dla mnie oczywiste, że nadszedł także czas ustąpienia z urzędu. Ojciec Święty Franciszek przychylił się do mojej prośby i dzisiaj został ogłoszony fakt przyjęcia mojej rezygnacji" - napisał arcybiskup.
To dla każdego, kto obserwował jego proces i działanie, a także śledził doniesienia z Watykanu, oczywiste kłamstwo. Ale jako że Watykan postanowił ściemniać, to arcybiskup kłamać może.
I właśnie dlatego trzeba domagać się w tej sprawie pełnej transparentności. Prymas Polski, jako delegat, powinien jasno odpowiedzieć na pytanie, czy ustąpienie z urzędu arcybiskupa wynika z kłopotów zdrowotnych czy z decyzji Watykanu. Jasne stanowisko powinien w tej sprawie zająć także Watykan.
Jeśli tak nie będzie, to i Stolica Apostolska i Delegat KEP ds. Ochrony Dzieci i Młodzieży biorą na siebie odpowiedzialność za dalsze dokrzywdzanie osób skrzywdzonych, za dalsze kłamstwa rozpowszechniane przez Dzięgę. Ile jeszcze musi zrobić ten człowiek, żeby i Stolica Apostolska i jego koledzy biskupi jasno i zdecydowanie powiedzieli: dość? Ile jeszcze krzywdy trzeba, żeby jasno powiedzieć, za co został odwołany ten człowiek?
Sygnał do Kościoła
I na koniec, bo to też ma znaczenie, jak sądzę głos w tej sprawie powinien zabrać także minister sprawiedliwości i przewodnicząca Państwowej Komisji ds. Pedofilii.
Państwo ma prawo wiedzieć za jakie przestępstwa odpowiedział arcybiskup Dzięga, ma prawo wiedzieć, czy przypadkiem w trakcie dochodzenia kościelnego nie doszło do ujawnienia działań, które mogły być przestępstwem według polskiego prawa. Wszczęcie dochodzenia w sprawie zaniedbań arcybiskupa Dzięgi, zarządzanie (nie prośba, ale właśnie zarządzanie) dokumentacji od Stolicy Apostolskiej, a jeśli trzeba to wkroczenie odpowiednich służb, to także ważny akt sprawiedliwości wobec skrzywdzonych, ale - co także ważne - to istotny sygnał do Kościoła (w tym do Stolicy Apostolskiej), że polskie władze nie będą już uczestniczyć w tuszowaniu pewnych spraw.
Z doświadczenia wiadomo, że standardy informowania o pewnych sprawach zmieniają się, gdy Watykan czuje nacisk innego państwo. Dobrze by było, żeby zarówno w tej jak i w innych sprawach tak się zaczęło dziać.
Tomasz P. Terlikowski* dla Wirtualnej Polski
*Autor jest doktorem filozofii religii, pisarzem, publicystą RMF FM i RMF24. Ostatnio opublikował "Wygasanie. Zmierzch mojego Kościoła", a wcześniej m.in.: "Czy konserwatyzm ma przyszłość?", "Koniec Kościoła jaki znacie" i "Jasna Góra. Biografia".