Bunt przeciw Biedronce u księdza na polu
Najgłośniej protestują właściciele wiejskich sklepów. Ale kiedy gruchnęła wieść, że nowy supermarket ma powstać na działce należącej do parafii, w Wilkołazie zawrzało. - A ksiądz nam każe po 500 złotych płacić, bo będzie dach wymieniał - oburza się jedna z mieszkanek. Lubelska kuria przyznaje, że chce tu prowadzić działalność gospodarczą, ale decyzji co tu będzie, jeszcze nie ma.
21.05.2024 18:15
- To jest kpina. Najpierw wsadzili nam Stokrotkę, to teraz u księdza w ogrodzie postawią Biedronkę? - zżyma się Jan Kania, prezes Gminnej Spółdzielni "Samopomoc Chłopska" w Wilkołazie (woj. lubelskie). To mała miejscowość położona na drodze między Lublinem, a Kraśnikiem. Do najbliższej Biedronki w Zakrzówku jest 8 km.
"Samopomoc Chłopska" prowadzi na terenie gminy pięć wiejskich sklepów. - Sprzedaż pieczywa od razu mi padnie. Cukru nie sprzedam, bo po 2,99 ma Biedronka, wódki nie sprzedam, bo mieli promocję po 9,99 zł. 32 osoby u nas pracują i trzeba będzie to zlikwidować - mówi Kania.
Konkurencja dla wiejskich sklepów to jedno, ale kiedy gruchnęła wieść, że nowy supermarket ma powstać na działce należącej do miejscowej parafii, to we wsi zawrzało.
Prezes GS-u mówi, że sam chodzi do kościoła, ale jest z innej parafii. I uważa, że plany inwestycyjne kurii to "kamyczek, który rusza lawinę" tego, że ludzie przestają chodzić do kościoła.
- Najlepiej to pasaż zrobić z kościoła, zadaszenie, żeby przez Biedronkę szło towarzystwo na mszę - denerwuje się prezes Kania.
W centrum Wilkałaza, po sąsiedzku z GS-em, sklep ma inny lokalny przedsiębiorca. - To jest śmiechu warte, że kler się zajmuje handlem. Tu jest młodzieży kupę, gdzie oni się podzieją? Przecież tu mogliby jakiś park rozrywki zrobić, czy coś. Jeżeli proboszczowi zwraca się uwagę, to on mówi, że nic nie załatwi - mówi Józef Banach.
- Jak powstanie Biedronka, to nas już nie będzie. Nie będziemy mieli możliwości konkurować - mówi jego syn Paweł Banach. Prowadzi mnie kilkadziesiąt metrów za sklep ojca, na pole dziś porośnięte dorastającą pszenicą. Pole obecnie dzierżawi od parafii miejscowy rolnik.
Już raz przekonali biskupa
Co ważne, temat wraca w Wilkołazie już po raz drugi. Dwa lata temu, kiedy lokalni przedsiębiorcy dowiedzieli się o Biedronce, zaczęli zbierać podpisy pod sprzeciwem i pojechali z nimi do Lublina.
- Biskup powiedział, że jeżeli są takie protesty i ludzie tego nie chcą, to nie będzie to kontynuowane. Teraz usłyszeliśmy w gminie od przewodniczącego rady, że praktycznie temat jest już dograny - mówi Paweł Banach.
Co na to wójt Wilkołaza? - Żona lubi zakupy w tego typu sklepach - śmieje się wójt Paweł Głąb. - Ja się nie mogę odnaleźć na takich dużych powierzchniach, wolę lokalne sklepy, gdzie wiadomo, co gdzie jest - dodaje.
Samorządowiec rządzi gminą od 10 lat, w ostatnich wyborach wygrał już w pierwszej turze.
- Ja stoję za lokalnymi przedsiębiorcami i właścicielami sklepów. Podejrzewam, że lokalne biznesy by upadły po powstaniu takiego wielkopowierzchniowego marketu. Takie głosy były już dwa, trzy lata temu, kiedy temat pojawił się po raz pierwszy - przyznaje wójt Paweł Głąb.
Dodaje, że w tej chwili żadne oficjalne informacje o planach kurii do niego nie dotarły. Nieco więcej wie przewodniczący rady gminy, który jest równocześnie członkiem rady parafialnej.
- My jako parafia wyraziliśmy już swoją opinię trzy lata temu. Zebraliśmy wtedy podpisów bardzo dużo. Byliśmy przeciwni, żeby na placu kościelnym było zagospodarowanie w celach handlowych i przemysłowych. To jest jednak miejsce kultu - tłumaczy Mieczysław Lisiecki. - Sklepów u nas jest "skolko ugodno" (duży wybór - red.), jak to się mówi. Mamy i Stokrotkę, jeden spożywczy, drugi GS-owski, Dino powstałe rok temu - wylicza Lisiecki.
Radny był w delegacji, która odwiedziła za pierwszym razem arcybiskupa lubelskiego Stanisława Budzika. - Biskup wtedy nam powiedział, że sprawa jest zamknięta - relacjonuje.
Teraz jednak przewodniczący przyznaje, że dostał nieoficjalną informację o tym, że temat powrócił.
Niektórzy chcą Biedronki
Ale to co handlowców oburza, zwykłych mieszkańców cieszy. Dwie kobiety spotykam na spacerze z wózkiem, tuż przy działce, na której miałaby powstać Biedronka.
- Biedronka? No pewnie, że chciałabym. Zawsze to jakiś dodatkowy, fajny sklep, bo tu tylko Lewiatan jest, Groszek. Zawsze do Kraśnika, czy do Lublina się jeździ na zakupy. W Zakrzówku Biedronka najbliżej - mówi kobieta.
Kiedy panie dowiadują się, że działka, na której miałby powstać sklep należy do parafii, są zaskoczone. - A ksiądz nam każe po 500 złotych płacić, bo będzie dach wymieniał. W każdej wsi jest lista z opłatami, czy na śmiecie przy cmentarzu, czy na kwiaty - oburza się jedna z pań.
Zobacz także
Rzecznik biskupa: nie ma ostatecznej decyzji
Proboszcz parafii pw. Jana Chrzciciela w Wilkołazie odmówił komentarza Wirtualnej Polsce. O zamierzenia inwestycyjne na parafialnym polu zapytaliśmy więc lubelską kurię.
- Z pewnością będziemy chcieli związać tę działkę z jakąś działalnością gospodarczą, bo taki jest sens jej posiadania. Obecnie próbujemy ustalić jej potencjał inwestycyjny - przyznaje w odpowiedzi na pytanie WP rzecznik arcybiskupa ks. Adam Jaszcz.
Na tym etapie nie konkretyzuje planów kurii. Ale przekonuje, że temat samej Biedronki został zarzucony po proteście. - Problemem jest to, że są tam pojedyncze osoby, które bojkotują każdy pomysł i chyba byłyby usatysfakcjonowane, gdyby nic tam nie powstało - uważa ks. Jaszcz. Dodaje, że na ten moment nie ma ostatecznej decyzji, co tam będzie.
Za planami inwestycyjnymi kurii może stać jedna z jej spółek. Zarządzaniem i wynajmem nieruchomości zajmuje się założona w 2015 roku firma Pontes. Jej prezesem jest ekonom archidiecezji ks. Jarosław Orkiszewski. Według ostatniego bilansu spółki na koniec 2022 roku, działalność spółki przyniosła kurii wtedy 605 tys. zł zysku.
Taca to za mało
- Niektóre osoby podnoszą krzyk, że Kościół powinien sam finansować realizowane przez siebie cele, nawet wtedy, gdy mają one charakter społeczny, propaństwowy i wspierają proces wychowawczy. Gdy jednak diecezje próbują prowadzić działalność gospodarczą, te samo osoby postrzegają to jako coś niewłaściwego - komentuje krytyczne głosy ks. Adam Jaszcz.
Dodaje, że "przysłowiowa taca przeznaczana jest na utrzymanie kościołów, a i tak często, szczególnie w małych parafiach, nie jest wystarczającym źródłem finansowania".
- Swoje cele archidiecezja lubelska, która ma ponad milion wiernych, chce realizować w sposób uporządkowany, zmodernizowany, systemowy i transparentny, dlatego posiadamy kilka spółek. Prowadzona przez nas działalność powinna opierać się na takich samych zasadach, na jakich działają wszystkie inne podmioty - kwituje rzecznik arcybiskupa.
Paweł Buczkowski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: pawel.buczkowski@grupawp.pl
Czytaj także: