"Chronić polskie rodziny". PiS chce powołać nowy instytut
Sejm we wtorek zajął się ustawą o Instytucie Rodziny i Demografii. - Rodzina od początku rządów Prawa i Sprawiedliwości była w sercu jej polityki. I to zostało potwierdzone nie tylko słowem, ale i czynem - przekonywała Dominika Chorosińska z PiS. - 30 milionów będzie nas kosztował ten instytut. Wiecie na co można je wydać? Na in vitro - kontrowała posłanka KO Monika Rosa.
We wtorek po południu Sejm zajął się poselskim projektem ustawy o Polskim Instytucie Rodziny i Demografii.
Będzie nowy państwowy instytut? Jest projekt ustawy
Poseł sprawozdawca Bartłomiej Wróblewski z mównicy sejmowej powołał się na art. 18 Konstytucji, który głosi, że "małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny, rodzina, macierzyństwo i rodzicielstwo znajdują się pod ochroną i opieką Rzeczypospolitej Polskiej".
- Regulacje naszej ustawy zasadniczej odpowiadają szeroko podzielanemu w Polsce przekonaniu, że rodzina od lat niezmiennie należy do najważniejszej wartości dla Polaków. Rodzina i demografia to dwie najważniejsze sprawy dla Polski. (...) Stąd myśl i potrzeba dla powołania tego instytutu - przekonywał parlamentarzysta z PiS.
Wróblewski w swojej wypowiedzi przywołał się również badania opinii społecznych. - Ta sprawa była poruszana w parlamencie, ale także przez Fundację Mamy i Taty, przez państwa Elbanowskich. Według przeprowadzonych przez nich badań potrzebę powołania takiego instytut widzi 60 proc. Polaków - tłumaczył poseł PiS.
Stanowisko PiS przedstawiła Dominika Chorosińska. - "The Lancet" twierdzi, że w 2100 roku będzie nas 15 milionów. Stąd powołanie Instytutu Rodziny i Demografii wydaje się sprawą niezwykle istotną. Rodzina od początku rządów Prawa i Sprawiedliwości była w sercu jej polityki. I to zostało potwierdzone nie tylko słowem, ale i czynem - przekonywała posłanka.
KO zgłosiła wniosek o odrzucenie projektu w pierwszym czytaniu. - To nie jest projekt, który chroni polskie rodziny. To jest projekt, który ma tworzyć świat bez różnorodności i wolności wyboru. To jest projekt, który ma promować wybrany, konserwatywny narodowo-katolicki model rodziny i świata - tłumaczyła posłanka Monika Rosa.
- 30 milionów będzie nas kosztował ten instytut. Wiecie na co można je wydać? Na in vitro - przekazała na koniec Rosa. - Aborcja i antykoncepcja jako lekarstwo na zwiększenie dzietności. Świetnie - dodała prowadząca obrady wicemarszałek Gosiewska.
Wanda Nowicka z Lewicy przekazała z kolei, że ustawa o Polskim Instytucie Rodziny i Demografii budzi grozę, ponieważ instytut otrzyma "jakieś ogromne kompetencje i pieniądze, a żadnej odpowiedzialności". - Będzie to instytucja która wejdzie z buciorami do życia Polek i Polaków - oceniła posłanka.
- Czas się zastanowić, czy tworzenie kolejnej instytucji zwiększy dzietność Polaków, czy może potrzebne są inne narzędzia i środki, które sprawią, że będzie rodziło się więcej dzieci. Może warto dofinansować ochronę zdrowia? - sugerowała z mównicy sejmowej Bożena Żelazowska z PSL.
- Ten projekt jest wyjątkowy. To nie jest druk, tylko weksel na 30 milionów złotych. (...) Teraz my, podatnicy, zapłacimy za ten chore urojenia. (...) 30 milionów złotych na początek to cena, za jaką sprzedajecie bezpieczeństwo kobiet w Polsce. Tworzycie brutalną policję obyczajową do walki z kobietami - mówiła posłanka Polski 2050 Hanna Gill-Piątek.
Nowy instytut miałby zajmować się gromadzeniem i analizą danych o procesach demograficznych. Kontrowersje zbudził jednak zaproponowany w projekcie przepis, który określa uprawnienia prezesa instytutu.
Zgodnie z art. 11 projektu prezes będzie mógł "żądać wszczęcia postępowania w sprawach cywilnych dotyczących rodzin oraz w sprawach rodzinnych, w szczególności w sprawach ze stosunków między rodzicami a dziećmi, dotyczących wykonywania władzy rodzicielskiej oraz brać udział w toczącym się już postępowaniu - na prawach przysługujących prokuratorowi".
"Jakie poglądy będzie prezentował Prezes Instytutu Rodziny i Demografii w sądach? Czy podczas rozpraw będzie mówił ofiarom przemocy, że obowiązkiem kobiety jest dbanie o męża? Bitemu dziecku, że tylko pełna rodzina zapewnia mu rozwój? Ofierze pedofilii, że sama lgnęła do sprawcy?" - dopytywała w mediach społecznościowych posłanka KO Kamila Gasiuk-Pihowicz.
- Te kompetencje są przekazane prezesowi po to, aby bronić konstytucyjnie zapisanych praw rodziny, praw rodziców, praw dzieci - tłumaczył na antenie TVN24 poseł PiS Bartłomiej Wróblewski, który jest jednym z twórców projektu.
Zebrał się Sejm. Posłowie Konfederacji wykluczeni z obrad
We wtorek po południu rozpoczęło się 43. posiedzenie Sejmu. O północy kończy się stan wyjątkowy w pasie przygranicznym z Białorusią. Podczas obrad posłowie zdecydowali w sprawie nowelizacji ustawy o ochronie granicy państwowej.
Przed głosowaniem marszałek Sejmu Elżbieta Witek zdecydowała jednak o wykluczeniu z obrad dwóch posłów Konfederacji: Grzegorza Brauna i Jakuba Kuleszę.
Powodem był brak założonych maseczek. Początkowo Witek dwukrotnie upomniała parlamentarzystów. - Jesteście państwo na sali obrad, obowiązuje moje zarządzenie, bardzo proszę, żeby je respektować - tłumaczyła marszałek.
Ci jednak nie zareagowali na uwagi prowadzącej obrady. W konsekwencji Braun i Kulesza zostali wykluczeni z posiedzenia, otrzymując wezwanie do opuszczenia sali plenarnej.
Posiedzenie Sejmu. Na agendzie m.in. ochrona granicy
W trakcie obrad wniesono także dwa wnioski o przerwę w obradach. Jeden z nich został złożony przez posłankę Anitę Kucharską-Dziedzic. - W związku z domniemanymi doniesieniami prasy dot. wiceministra rządu Łukasza Mejzy składam wniosek o odroczenie obrad do czasu przedstawienia informacji w sprawie przez premiera i ministra sprawiedliwości - przekazała parlamentarzystka Lewicy. Wniosek został jednak odrzucony.
Chwilę po godz. 15.20 Sejm przeszedł do głosowania ws. poprawek Senatu dot. nowelizacji ustawy o ochronie granicy. Wszystkie osiem poprawek głosami posłów Prawa i Sprawiedliwości zostało odrzuconych. Teraz ustawa trafi na biurko prezydenta.
- Sprawa jest ważka i doniosła. Dialog pomiędzy prezydentem i premierem jest stały. Decyzja zostanie podjęta, gdy proces legislacyjny się zakończy - tłumaczył w kuluarach sejmowych Paweł Mucha, doradca społeczny prezydenta Dudy.
W piątek Senat przyjął osiem poprawek, w tym przepis mówiący o tym, że zakaz, który zostanie wprowadzony w strefie przygranicznej, nie będzie obowiązywać dziennikarzy. Sejmowa komisja administracji i spraw wewnętrznych w poniedziałek zarekomendowała jednak ich odrzucenie.
- Chciałbym przypomnieć, że jednym z celów tej ustawy jest możliwość wjazdu do tej strefy dziennikarzy, ale w sposób uporządkowany, w sposób określony przez Straż Graniczną. Chcemy, żeby zarówno dziennikarze byli bezpieczni, jak i ich praca nie przeszkadzała w żaden sposób pracy Straży Granicznej, wojska, policji - tłumaczył wiceszef MSWiA Maciej Wąsik.