PublicystykaKataryna: "Zdrowa tkanka" daje odpór. Po samobójstwie 14-letniego Kacpra

Kataryna: "Zdrowa tkanka" daje odpór. Po samobójstwie 14‑letniego Kacpra

10 lat temu uchodźczyni z Czeczenii wraz z czwórką dzieci nielegalnie przekroczyła polską granicę, ale zgubiła się w Bieszczadach i trzy jej córki zamarzły na śmierć zanim przyszła pomoc. Kobietę w szpitalu odwiedziła Maria Kaczyńska, zdjęcia prezydentowej przytulającej zrozpaczoną matkę wzruszają mnie do dziś. Nawet nie próbuję się zastanawiać, co dzisiaj w takiej sytuacji napisałaby Krystyna Pawłowicz. I co pisaliby pod informacjami o śmierci trójki czeczeńskich dzieci ci internetowi przedstawiciele "zdrowej tkanki społeczeństwa", którzy na Twitterze piszą o Kacprze: "jeden odpad mniej".

Kataryna: "Zdrowa tkanka" daje odpór. Po samobójstwie 14-letniego Kacpra
Źródło zdjęć: © East News
Kataryna

Krystyna Pawłowicz: Zaburzone zachowania są przez rówieśników brutalnie wytykane, i w skrajnych sytuacjach kończą się tragicznie. Nie siejcie patologii, nie będzie jej śmiertelnego żniwa.

Słuszny gniew zdrowej tkanki narodu czyli, jak lubi mówić posłanka Mazurek, "to nie powinno się wydarzyć, ale też ich rozumiem". Zdrowa tkanka nie znosi inności, tym razem jej słuszny gniew padł na Kacpra, ale jutro może oberwać dziecko zbyt grube ("trzeba było tyle nie żreć"), obcego pochodzenia ("trzeba było do nas nie przyjeżdżać"), innego wyznania ("trzeba było nie nosić tego hidżabu"). Młodzież jest okrutna i zawsze taka była, od tego są mądrzy dorośli, żeby ją w tym okrucieństwie nieco ograniczać. Nawet jeśli czasami wymaga to narażenia się na gniew własnego betonowego elektoratu. Bo ten niebetonowy by zrozumiał, że gdy 14-letnie, niemogące znieść prześladowania ze strony kolegów, dziecko odbiera sobie życie, to wypada się zastanowić, co robimy źle jako jednostki, jako społeczeństwo, ale też jako państwo, odpowiedzialne za stan oświaty i system wsparcia młodzieży z problemami.

Bardzo dobrze to rozumiał PiS za swoich pierwszych rządów. Po samobójstwie 14-letniej Ani z Gdańska ówczesny minister edukacji osobiście odwiedził jej szkołę i tam przedstawił program systemowego przeciwdziałania przemocy - także psychicznej - w szkołach, a w dniu pogrzebu dziewczynki we wszystkich polskich szkołach ogłoszono żałobę. Grób Ani osobiście odwiedził prezydent Kaczyński, choć nikt od niego takiego gestu nie oczekiwał - prezydent ma na bieżące funkcjonowanie szkół wpływ jeszcze mniejszy niż minister edukacji. Ale to są gesty, których w takich momentach oczekuje od państwa rodzic, powierzający mu swoje dziecko. Państwo samo wzięło na siebie odpowiedzialność za dużo więcej niż edukację, wtrąca się nawet w to, co dziecko może kupić w szkolnym sklepiku, "żeby nie było takim grubaskiem". Tym bardziej to w jego gestii jest upewnienie się, że polska szkoła jest miejscem bezpiecznym dla dziecka, niezależnie od tego jakiego jest wyznania, orientacji, czy pochodzenia.

"Rodzice coraz częściej nie mogą być spokojni o to, czy ich dziecko po całym dniu w szkole wróci w stanie nienaruszonym, czy nic mu się nie stanie. To sytuacja horrendalna, niespotykana od 1989 roku. Z takimi przypadkami nie mieliśmy do czynienia, żeby rodzice żyli w niepewności, czy ich dziecko będzie bezpieczne. Trzeba natychmiast przywrócić większą dyscyplinę w szkole, należy przywrócić narzędzia jej egzekwowania. Trzeba działać nie w oparciu o powiedzenie "róbta co chceta", ale w oparciu o pewne prawa i obowiązki w szkołach. Szkoła musi działać jak dobrze zgrana rodzina konserwatywna. Każdy musi mieć swoje prawa, ale być świadomy również obowiązków. Każdy do każdego musi odnosić się z szacunkiem, znać granice" - tak w 2013 roku Sławomir Kłosowski, ówczesny poseł PiS i były minister edukacji, uzasadniał wniosek o odwołanie Krystyny Szumilas ze stanowiska ministra edukacji. Z kolei poseł Zbigniew Dolata - także z PiS - zarzucał Platformie bierne przyglądanie się "narastaniu złego zjawiska dotykającego dzieci". Czy coś - poza władzą - się od tamtego czasu zmieniło, że dziś zwalniamy rządzących z odpowiedzialności za to co się dzieje w polskich szkołach?

Zobacz także: Skandaliczny wpis Krystyny Pawłowicz

10 lat temu uchodźczyni z Czeczenii wraz z czwórką dzieci nielegalnie przekroczyła polską granicę, ale zgubiła się w Bieszczadach i trzy jej córki zamarzły na śmierć zanim przyszła pomoc. Kobietę w szpitalu odwiedziła Maria Kaczyńska, zdjęcia prezydentowej przytulającej zrozpaczoną matkę wzruszają mnie do dziś. "Jestem wstrząśnięta tragedią matki, która straciła trzy córki. Tu teraz jest jej dom. Będziemy starali się zorganizować jej życie tutaj. Polska jak najbardziej chce pomóc, otoczyć ją opieką". Solidarność matek i piękny gest dobrego człowieka. Nawet nie próbuję się zastanawiać, co dzisiaj w takiej sytuacji napisałaby Krystyna Pawłowicz. I co pisaliby pod informacjami o śmierci trójki czeczeńskich dzieci ci internetowi przedstawiciele "zdrowej tkanki społeczeństwa", którzy na Twitterze piszą o Kacprze: "jeden odpad mniej".

Jak bardzo odrywamy się od naszych chrześcijańskich korzeni, jeśli samobójcza śmierć 14-letniego dziecka prowokuje już nie tylko anonimowych trolli, ale także polityków z pierwszego szeregu do dzielenia się "przemyśleniami", jakimi podzieliła się Krystyna Pawłowicz czy Janusz Korwin-Mikke, który skomentował śmierć dziecka w podobnym stylu ("Nachalna homo-propaganda wywoła silną reakcję"). I tak, wiem, żaden minister edukacji nie ma wpływu na to, co się dzieje w każdej szkole, a prezydent to już w ogóle nie jest od tego, ale zgodne milczenie polityków rządzącej koalicji aż dudni w uszach i jedynym komentarzem władzy do śmierci dziecka pozostaje wypowiedź Krystyny Pawłowicz o sianiu patologii przez "liberalno-lewackie środowiska".

Gdy w twitterowej dyskusji nt. wpisu Krystyny Pawłowicz zapytałam, jak mogli się poczuć bliscy Kacpra czy inne homoseksualne dzieci, pracownik rządowej telewizji Samuel Pereira odpisał mi, że nie ma homoseksualnych dzieci, najwyraźniej podzielając pogląd Krystyny Pawłowicz, że 14-latek homoseksualnej orientacji nauczył się od "siejącego patologię" lewactwa. Ciekawe od kogo swojego homoseksualizmu nauczył się ś.p. Jerzy Waldorf w czasach, gdy homoseksualizmu nikt nie "uczył", nie był wcale "modny", a takim jak on zakładano teczki w ramach akcji "Hiacynt"?

Otóż gdyby orientacji seksualnej można się było "nauczyć", to nikt - może poza największymi skandalistami z parciem na szkło odwrotnie proporcjonalnym do medialnej atrakcyjności - nie wybierałby bycia gejem, bo to naprawdę żaden pomysł na życie w społeczeństwie, które w swojej masie nie akceptuje inności. Nie umiem znaleźć żadnych powodów, dla których ktoś miałby sobie wybrać orientację homoseksualną. Jeśli ktoś uważa, że to jest wybór, powinien zadać sobie pytanie, co jego samego mogłoby zmusić lub zachęcić do dokonania takiego wyboru. Nic? No właśnie. Każdy psycholog dziecięcy czy szkolny pedagog zna dziesiątki dzieci głęboko nieszczęśliwych z powodu własnej orientacji, dzięki wpisom osób takich jak Krystyna Pawłowicz i internetowej hołocie, którą ośmiela do regularnego linczu na i tak już nieżyjącym chłopcu, takie dzieci będą jeszcze bardziej nieszczęśliwe. Naprawdę chcemy udawać, że to ciągle ich dobrowolny wybór?

Bez względu na to czy Kacper faktycznie był gejem, czy tylko podejrzewał, że może nim być, czy po prostu jego szkolni "koledzy" uznali, że to akurat najlepszy pretekst, żeby się na nim wyżywać - nikt poza samymi sprawcami prześladowań oraz dorosłymi, którzy wiedzieli, ale nie zareagowali, nie jest winien temu, że Kacprowi odechciało się żyć. Nie on sam, i nie żadne lewactwo, bez względu na to ile i jakie jeszcze Parady Równości zorganizuje. Za przemoc zawsze odpowiada sprawca, nawet jeśli uroił sobie, że został do niej sprowokowany przez irytujący wygląd ofiary.

Naprawdę nie ma najmniejszego powodu, żeby politycy usprawiedliwiali sprawców przemocy i ośmielali naśladowców, którzy i bez takich wyrozumiałych wpisów czują się wystarczająco pewnie. A najmniejszy interes ma w tym właśnie partia rządząca, bo choć betonowy elektorat ochoczo przyklaśnie hejtowi na "pedała", to jestem przekonana, że jednak większość z nas umie sobie wyobrazić, co po wpisie Krystyny Pawłowicz mogli poczuć bliscy Kacpra i co mogły poczuć inne dzieci zmagające się ze swoją odmienną orientacją.

I naprawdę nie każdego da się poszczuć na 14-letnie zagubione dziecko. Zwłaszcza jeśli ono już i tak nie żyje.

Kataryna dla WP Opinie

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)