Karol Nawrocki. Gorsza wersja Mentzena? [OPINIA]

Karol Nawrocki traci w sondażach, politycy PiS-u coraz częściej, choć oczywiście nieoficjalnie, przyznają, że jego start z poparciem ich partii był błędem, a obserwatorzy - i to nawet ci z prawej strony - już całkiem poważnie rozważają scenariuszy mijanki między Mentzenem a prezesem IPN - pisze dla Wirtualnej Polski Tomasz Terlikowski.

Karol Nawrocki
Karol Nawrocki
Źródło zdjęć: © East News | Emilia Krawczyk/REPORTER
Tomasz P. Terlikowski

Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.

Ucieczka do przodu Prawa i Sprawiedliwości, jaką miało być wystawienie w wyborach prezydenckich kandydata społecznego, czyli Karola Nawrockiego, okazała się błędem.

Szef IPN miał bardzo dobry start, sprawnie wykorzystał swoje sportowe zainteresowania do budowania wizerunku, szybko się uczył sztuki wypowiedzi i retoryki, a potem okazało się, że w wyborach nie wystarczy mieć poparcia jednej z najważniejszych partii, a do tego biegać, uśmiechać się, ale trzeba mieć jeszcze tę odrobinę charyzmy i dodatkowo, szczególnie, gdy rzeczywistość zmienia się tak dynamicznie, coś konkretnego do powiedzenia. Szczególnie, gdy zadają ci pytania i formułują opinie, które znajdują się w części prawicowego internetu, trzeba umieć znaleźć odpowiedzi, która nie zrazi jednej części elektoratu, a jednocześnie nie wpisze się w linie propagandy innych kandydatów, albo, co gorsza, Władimira Putina.

To zaś, trzeba to jasno powiedzieć, średnio Karolowi Nawrockiemu wychodzi. I być może właśnie dlatego kampania Karola Nawrockiego zaczęła ostatnio buksować, a on sam nie jest w stanie nawet zdobyć poparcia elektoratu PiS.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Kolarski komentuje kampanię. "Konflikt leży w interesie przeciwników"

Niewykorzystany wiatr w żagle prawicy

Jest to zaś tym bardziej zaskakujące, że emocje społeczne, zmiana polityczna w kolejnych państwach Europy (gdzie ostatnio zwyciężają raczej przedstawiciele prawicy czy nawet skrajnej prawicy), a także zwycięstwo Donalda Trumpa powinno dać nowy wiatr w żagle kandydatowi PiS. Tak się jednak nie stało, a wiatr zmian poczuł raczej kandydat Konfederacji, który o wiele sprawniej korzysta z trendów społecznych, jest w swoich opiniach (zostawiam na boku ich ocenę) bardziej spójny i szczery, a do tego głosi te poglądy od dawna. To on, niezależnie od tego, czy wejdzie do drugiej tury czy też nie, jest niewątpliwym zwycięzcą pierwszego etapu kampanii.

PiS - uważnie śledząc nastroje wyborcze - najwyraźniej doszedł do wniosku, że jeśli ma skorzystać ze zmiany nastrojów społecznych, to musi wystawić kogoś, kto - do pewnego stopnia - przypominać będzie Sławomira Mentzena. Kto będzie w stanie zagospodarować emocje narodowej części elektoratu, która skłania się ku Konfederacji. I to dlatego postawiono na pochodzącego ze środowisk kibicowskich, jasno deklarującego swoje przywiązanie do tradycji endeckiej, a także mocno eksponującego krytyczny stosunek do części środowisk ukraińskich Karola Nawrockiego.

On miał wywoływać emocje, budować poparcie wśród młodych wyborców i ostrożnie dystansować się od poprzedniej, niekoniecznie budzącej obecnie entuzjazm prawicowych wyborców linii Prawa i Sprawiedliwości. Kłopot polega tylko na tym, że w swoim przekazie, (wciąż jeszcze - na co zwracają uwagę nawet przychylni Nawrockiemu politycy PiS - drewnianym) prezes IPN poszedł tak bardzo w kierunku poglądów geopolitycznych czy historycznych Konfederacji, że w istocie trudno go od niej odróżnić.

Oryginał lepszy niż kopia

Ukraina, gdy pojawia się w wypowiedziach Karola Nawrockiego, to głównie jako "niewdzięczna", przeniknięta elementami banderowskimi, niezdolna do załatwienia kwestii Wołynia. A Ukraińcy, jako ci, którzy "sprawiają problemy w kolejkach do szpitali i do przychodni". - Jestem zdania, że Ukraińcom nie powinno się żyć w Polsce lepiej niż Polakom. Jestem Polakiem, mam obowiązki polskie – mówi Karol Nawrocki, odwołując się do Romana Dmowskiego. A takich wypowiedzi nie powstydziłby się nie tylko Sławomir Mentzen, ale i (choć dla niego byłyby one łagodne) Grzegorz Braun.

Ten język i model wysławiania - choć ewidentnie jest akceptowany przez sztab wyborczy, który śledzi wskaźniki emocji społecznych Polaków - nie tylko nie przynosi jednak politycznych zysków, ale szkodzi kandydatowi. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta, bo oznacza on zerwanie z tym elementem politycznej tradycji PiS, który doceniany był także przez jego przeciwników, i który przyciągał do niego część z umiarkowanie konserwatywnych wyborców.

Tym elementem była geopolityczna linia Lecha Kaczyńskiego (kontynuowana długo przez Andrzeja Dudę), który od dawna ostrzegał przed Rosją, pracował nad umocnieniem relacji z Ukrainą (nawet jeśli czasem oznaczało to ustępstwa w kwestii rozliczenia zbrodni wołyńskiej) i mocno przypominał, że w najlepszym interesie Polski jest stać jednoznacznie po stronie Kijowa. Kaczyński - podobnie jak później Duda - wyraźnie odcinali się także od nacjonalistycznych poglądów i mocno wspierali integrację Ukraińców. I właśnie z tą linią zerwał Nawrocki, który w miejsce patriotyzmu państwowym postawił ponownie Dmowskiego.

To zaś dla części wyborców PiS, dla tych, którzy rzeczywiście przywiązani są do wizji Lecha Kaczyńskiego, jest nie do zaakceptowania, i to dlatego nie wskazują oni Nawrockiego jako swojego kandydata w badaniach sondażowych.

PiS mógłby oczywiście zignorować ich odpłynięcie, gdyby nie fakt, że w ich miejsce przypłynęli - na co liczono - wyborcy o poglądach bliższych Mentzenowi, Bosakowi (ten oczywiście nie startuje) czy jeszcze bardziej na prawo Braunowi. Tyle że tak się nie stało. Wyborcy rozczarowani polityką PiS i PO, nastawieni antyukraińsko (a przynajmniej zmęczeni przedłużającą się wojną i problemami społecznymi związanymi z uchodźcami i migracją z Ukrainy) uznali, że wiarygodniejszy w wyrażaniu ich emocji jest kandydat Konfederacji, która identyczne poglądy głosi od dawna, niż przysposobiony na szybko przez jedną z bardziej jednoznacznie pro-ukraińskich partii kandydat PiS.

Jeśli zaś chodzi o odwoływanie się do Dmowskiego, to także i w tej konkurencji bardziej wiarygodny jest Krzysztof Bosak czy Grzegorz Braun, niż kandydat wspierany przez partię, której liderzy wielokrotnie i na różne sposoby od tradycji endeckiej (i słusznie) się odcinali. Ludzie wolą oryginał, niż kopię, i to nie powinno zaskakiwać.

Brak wizji geopolitycznej

Wyraźnie nie radzi sobie także Nawrocki z tym, co miało być jego wielką szansą, a mianowicie z prezydenturą Donalda Trumpa. Intelektualne fikołki, jakie wykonuje, by z jednej strony pokazać, że Trump jest mu bliski, że to jego mistrz, a jednocześnie, by odciąć się od najgłupszych i najbardziej skandalicznych wypowiedzi prezydenta Stanów Zjednoczonych, nie brzmią niestety wiarygodnie, a on sam wyraźnie ucieka od takich tematów. Efekt? I w tej kwestii brzmi coraz mniej wiarygodnie, a do tego buduje wrażenie, że nie ma w wielu kwestiach zdania, a przynajmniej nie potrafi zająć jednoznacznego stanowiska, a do tego, że dostosowuje się do osób, które zadają mu pytania czy narzucają narracje.

Dynamicznie zmieniająca się sytuacja międzynarodowa, rozpadające się na naszych oczach dawne sojusze, wymagają też umiejętności reagowania na zmianę, mówienia o niej, ale i tego Karol Nawrocki nie umie. Gdy Donald Trump wchodzi w narrację Kremla, gdy retorycznie narusza fundamenty NATO i naszego bezpieczeństwa, warto wskazywać na możliwości nowych sojuszy, czy chwalić europejskich polityków, którzy dają - niewielką, ale realną nadzieję na to, że Unia Europejska będzie się zmieniać.

Macron i Mertz są takimi właśnie politykami, z którymi - niezależnie od wielu obaw, jakie w polskiej prawicy budzi współpraca Paryża i Berlina - można próbować budować alternatywne scenariusze na wypadek destabilizacji NATO. I choć od kandydata na prezydenta, który szczyci się swoimi kontaktami międzynarodowymi, można chyba wymagać dostrzeżenia takich możliwości, to Karol Nawrocki w swoich kolejnych wypowiedziach powtarza tylko antyniemieckie i antyeuropejskie kalki, rodem nawet nie z głównego nurtu PiS, ile z tego, co wniosła do niego Suwerenna Polska. I to robi jednak na tyle ostrożnie i łagodnie, by nie zrazić do siebie wyborców bardziej centrowych.

Efekt? Jego przekaz trafia do coraz mniejszej grupy wyborców, i rodzi coraz większe obawy w sztabie PiS w kwestii mijanki i wyprzedzenia Nawrockiego przez Mentzena. I nawet jeśli wciąż jest to mało prawdopodobne, to jeśli nic się w tej sprawie w sztabie Nawrockiego i na jego wiecach nie zmieni, możemy być za kilka tygodni poważnie zaskoczeni wynikami sondaży.

Tomasz P. Terlikowski dla Wirtualnej Polski

Tomasz P. Terlikowski, doktor filozofii, publicysta RMF FM, felietonista "Plusa Minusa", autor podcastu "Wciąż tak myślę". Autor kilkudziesięciu książek, w tym "Wygasanie. Zmierzch mojego Kościoła", "To ja Judasz. Biografia Apostoła", "Arcybiskup. Kim jest Marek Jędraszewski".

Źródło artykułu:WP Wiadomości
karol nawrockikampaniaopinie

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (407)