Darwinizm wraca. Polska musi się z tym zmierzyć [OPINIA]

To jest koniec porządku jaki znaliśmy. Donald Trump przewrócił stolik, a jego deklaracje jasno wskazują, że pewien model polityki międzynarodowej dobiegł końca. Wartości, nawet jeśli i wcześniej były często zasłoną dla twardych interesów, dziś nie będą już miały żadnego znaczenia, a liczyć się będzie tylko siła i spryt. Polscy politycy, jak najszybciej muszą z tego wyciągnąć wnioski – pisze dla Wirtualnej Polski Tomasz Terlikowski.

Donald Trump
Donald Trump
Źródło zdjęć: © PAP | WILL OLIVER
Tomasz P. Terlikowski

Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.

Ekonomiści często podkreślają, że nie ma darmowych obiadów, że zawsze ktoś musi za nie zapłacić. I ta twarda prawda z całą mocą ujawnia się obecnie w polityce międzynarodowej. Wartości, które kiedyś tworzyły pewną przestrzeń debaty (nawet jeśli bywały łamane czy wykorzystywane wbrew swojej treści), prawo międzynarodowe, które chroniło (a przynajmniej chronić powinno) słabszych, właśnie zostały wyrzucone do kosza.

Idzie nowy reset

Maskowanie tego pięknymi słowami, opowieściami o tym, że istnieją wciąż przestrzenie i państwa, które zasadom są wierne, to zwyczajne zawracanie głowy, bo o przyszłości świata nie decydują - i to trzeba powiedzieć jasno - składający piękne deklaracje politycy europejscy (którzy zresztą mogą być - w krótkiej perspektywie - zastąpieni przez innych, mniej urokliwych), ale prezydent USA i dyktatorzy Chin i Rosji.

A obecnie, wiem, że trudno się z tym w Polsce pogodzić, ale tak właśnie jest, ich retoryka wygląda tak samo. Władimir Putin mówi o tym, że Zełenski nie powinien być prezydentem Ukrainy, a ona sama nie powinna być suwerenna, a Donald Trump o premierze suwerennego państwa, jakim wciąż jest Kanada, mówi per gubernator, a także sugeruje przejęcie od innego suwerennego państwa jego terytorium, a nawet zmianę jego nazwy. Czym jedno różni się od drugiego? Z perspektywy prawa międzynarodowego i moralności niczym, no może poza tym drobiazgiem (istotnym, ale nie w przestrzeni retoryki), że Trump wojny nie rozpoczął, a Putin już tak.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Trump i Putin razem 9 maja? Ekspert: To realny scenariusz

Istotne dla Polski jest także to, że - i to także widać wyraźnie - Trump podjął decyzję, że o przyszłości Ukrainy będzie decydował on i Putin, a nie Europa, która jednak - i to też jest istotny element - zostanie zobowiązana, by ustalenia "wielkich zaakceptować". Jednym słowem jedni - ci, którzy uważają się za władców świata - zdecydują, a inni będą mieli wykonywać polecenia i nadstawiać głowy. Wartości, wspólnota euroatlantycka nie będą już miały znaczenia, bo rzecz idzie o twarde interesy i to liczone wyłącznie w dolarach (względnie rublach), a nie rozpisane także na inne rubryki, choćby soft power, władza narracji czy wartości. Czas tych ostatnich przeminął.

Czas złych scenariuszy

Tę zmianę dostrzegają, jak się zdaje, przynajmniej niektórzy z polskich polityków. Minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski, gdy wspomina o "rekonfiguracji NATO", ma na myśli właśnie to, że USA wycofają się (de facto lub de iuro) z gwarantowania Polsce bezpieczeństwa w ramach Sojuszu Północnoatlantyckiego. To zaś oznacza, że trzeba szybko i drastycznie przeformułować naszą, to jest polską i szerzej europejską, politykę bezpieczeństwa, a także szerzej myślenie o bezpieczeństwie i przyszłości Europy w ogóle. Zrobić to trzeba, o czym też nie wolno zapominać, gdy nikt nie ma pewności, w jakim kierunku w ciągu najbliższych lat (może czterech, a może mniej) skręcą Niemcy (najbliższe wybory są w miarę bezpieczne, ale kto wie jakie będą następne), a także - i to w bliższej przyszłości - Francja. Populistyczne, prorosyjskie partie, które wspiera zresztą Elon Musk mogą - we wcale nie tak odległej przyszłości - przejąć władzę, a jak pokazuje przykład Trumpa, ich liderzy mogą zacząć spełniać swoje obietnice.

Czarne scenariusze, w których USA nie zmienia swojej polityki i pozostaje przy linii Trumpa, a we Francji i Niemczech władzę przejmują populiści od Marinne Le Pen i AfD, wcale nie są niewyobrażalne, szczególnie, że już widać, że nowa administracja amerykańska może grać na taki właśnie rozwój sytuacji. I co wtedy ma zrobić Polska? Na jakich fundamentach budować swoją strategię bezpieczeństwa?

To pytania, na które odpowiadać sobie powinni już teraz polscy politycy, a liderzy opinii - nawet jeśli będą to tylko gry intelektualne - roztrząsać takie wizje i analizować rozmaite możliwości. Świadomość, że w polityce międzynarodowej nie ma nic na zawsze (ani nawet na długo) powinna na trwałe wejść w nasze myślenie. Ani liberalna demokracja nie jest na zawsze, ani strategie bezpieczeństwa. Sytuacja zmienia się dynamicznie i trzeba być przygotowanym na każdy zwrot akcji.

Dmowski wraca?

Polskie myślenie polityczne i geopolityczne, na co przed laty zwracał uwagę Roman Dmowski (tak wiem, kim on był, i jakie miał w wielu kwestiach poglądy, ale wiem również, że w kilku przynajmniej kwestiach miał rację), z trudem znosi sytuację, w której zasady moralne rozjeżdżają się z globalną polityką, a polscy politycy i komentatorzy mają tendencję do ocen moralnych i emocjonalnych, a nie opartych na zimnej strategii politycznej.

Teraz zaś potrzebujemy zimnej analizy, a nie emocjonalnych wystąpień. Zimna analiza pociąga zaś za sobą konieczność zmieniania kierunków polityki, ogromnej elastyczności, a także daleko posuniętego braku zaufania do innych. Tym, co łączy państwa w globalnej polityce jest - i tak to będzie teraz wyglądać - rachunek interesów, zysków i strat, a nie wartości czy wielkie wizje.

Tak prowadzona polityka, zimna i pozbawiona estetycznych ozdobników, oznacza na przykład, że dla dobra obecnych pokoleń trzeba czasem zrezygnować z szybkiego załatwienia istotnych kwestii symbolicznych. Wołyń jest i musi pozostać dla Polaków istotnym elementem pamięci, ale trzeba sobie jasno powiedzieć, że w tej chwili istotniejsze jest wsparcie Ukrainy i jej - na ile to jeszcze w ogóle możliwe - wciąganie do Unii Europejskiej i jakichś struktur bezpieczeństwa europejskiego. Uzależnienie takiego wsparcia od załatwienia ważnych symbolicznych spraw jest właśnie brakiem realizmu.

Polska po pierwsze

Jasno trzeba też powiedzieć, że choć estetyka bywa pomocna w życiu, to niekoniecznie jest taka w polityce międzynarodowej. Sojusze buduje się z tymi, z którymi da się zrobić, a nie z tymi, którzy nam odpowiadają nam estetycznie czy moralnie. Obrażanie się na kogokolwiek też jest średnio skutecznym modelem działania. Celem polityków jest budowanie bezpieczeństwa w ponownie coraz mniej bezpiecznym świecie.

I na koniec, to też nie bez znaczenia, nie będzie takiej polityki w Polsce, dopóki politycy różnych opcji nie dojdą do wniosku, że ta sfera powinna być wyjęta z bieżącej walki politycznej, odseparowana od gry i walki. Jeśli tak nie będzie, to zagranica, także ta przyjazna (bo w polityce międzynarodowej można mówić o przyjaźni, ale trzeba mieć świadomość, że to pojęcie o bardzo ograniczonym w tej sferze znaczeniu) będzie wszystkie te różnice rozgrywać. Na swoją, a nie na naszą korzyść. I dotyczy to zarówno Rosji, jak i USA, której prowadzić będzie w naszej części świata także twardą politykę interesów. Z naszej perspektywy amerykańska polityka jest oczywiście zdecydowanie bardziej bezpieczna niż rosyjska, ale musimy pamiętać, że i jej celem są interesy USA, a nie Polski. A Polacy powinni być skupieni na naszych, a nie amerykańskich interesach.

Dla Wirtualnej Polski Tomasz P. Terlikowski

Tomasz P. Terlikowski, doktor filozofii, publicysta RMF FM, felietonista "Plusa Minusa", autor podcastu "Wciąż tak myślę". Autor kilkudziesięciu książek, w tym "Wygasanie. Zmierzch mojego Kościoła", "To ja Judasz. Biografia Apostoła", "Arcybiskup. Kim jest Marek Jędraszewski".

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (315)