Kamery "podsłuchały" Kaczyńskiego. Znamy kulisy rozmowy
Słowa prezesa Jarosława Kaczyńskiego obiegły sieć. Lider PiS nie ukrywa na nagraniu sceptycznego stosunku do decyzji prezydenta Andrzeja Dudy. Poznaliśmy kulisy tej sytuacji. Prawdę ujawnił poseł, do którego zwrócił się były wicepremier ds. bezpieczeństwa.
Kilka dni temu, Przytuły Stare. Jarosław Kaczyński żegna się z manifestującymi zwolennikami i działaczami PiS przed zakładem karnym, w którym karę odbywa skazany przez sąd Maciej Wąsik.
Prezes wsiada do partyjnego samochodu i niezadowolony z działań Andrzeja Dudy mówi do jednego z posłów PiS: - Mam nadzieję, że prezydent się zdecyduje. I w końcu ich uwolni. Z tą metodą, którą zastosował, to jeszcze rok może trwać.
Ta wymowna scena nie umyka uwadze dziennikarzom. Rozmowę - bez wiedzy Kaczyńskiego - nagrywa operator TVN. Posłem, do którego zwracał się Jarosław Kaczyński, był Krzysztof Lipiec, wieloletni parlamentarzysta z woj. świętokrzyskiego.
Zapytaliśmy go o kulisy tej sytuacji.
- Nie chcę więcej mówić o tym, co zostało niesłusznie "podsłuchane". Powiem tyle, że podzielam zdanie pana premiera Kaczyńskiego, bo miał rację. Myślę, że w kolejnym akcie ułaskawiającym prezydent powinien zawrzeć stwierdzenie o podtrzymaniu aktu abolicyjnego z 2015 roku - mówi Wirtualnej Polsce Krzysztof Lipiec.
Poseł PiS - pytany o słowa lidera partii, które uchwyciły mikrofon i kamera TVN - przyznaje: - Nie jestem rzecznikiem premiera Jarosława Kaczyńskiego, ale z tego, co ja rozumiem, pan premier mówił o tym, że podczas drugiego podejścia prezydenta do zastosowania prawa łaski, prezydent powinien bezpośrednio wydać akt ułaskawiający, a nie kierować tego całego postępowania na procedurę określoną w Kodeksie postępowania karnego. Bo ta procedura jest bardziej skomplikowana, nie działa od razu, tak więc o to chodziło premierowi Kaczyńskiemu - że nie został wydany bezpośrednio akt ułaskawiający.
Jak podkreśla Krzysztof Lipiec: - Akt łaski, który zastosował prezydent w 2015 roku nadal jest aktualny i niepodważalny. Nie ma w świetle prawa obowiązującego w Polsce takiej mocy sprawczej, która mogłaby ten akt podważyć.
Rozmówca WP twierdzi, że jego zdaniem w ogóle "nie powinno po tym akcie łaski dojść do rozprawy przed sądem II instancji". - Ale skoro do rozprawy doszło, to Sąd Najwyższy powinien podtrzymać pierwsze orzeczenie sądu odwoławczego w tej sprawie - tłumaczy.
Jak pisaliśmy, żony Macieja Wąsika i Mariusza Kamińskiego wysłały pismo do ministra sprawiedliwości Adama Bodnara, w którym wezwały go do "natychmiastowego przekazania akt prezydentowi Andrzejowi Dudzie, bez wydawania w tej sprawie opinii".
Przypomnijmy: prezydent wciąż uważa, że jego ułaskawienie Kamińskiego i Wąsika z 2015 roku pozostaje w mocy, i że nie jest zasadne powtarzanie tej procedury. Dlatego w styczniu Andrzej Duda postanowił wszcząć tzw. procedurę ułaskawieniową w oparciu o Kodeks postępowania karnego, cedując odpowiedzialność za ten proces na ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego Adama Bodnara.
Prezydent zwrócił się też do ministra Bodnara, aby zawiesił wykonywanie kary i zwolnił obu polityków z aresztu na czas postępowania ułaskawieniowego. Jednak gdyby głowa państwa wydała po prostu akt łaski, obaj politycy PiS automatycznie mogliby wyjść z więzienia. Tak się nie stało.
Czytaj także:
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: michal.wroblewski@grupawp.pl