Józef Oleksy: premierowi jakby bliżej do SdPl
(RadioZet)
01.09.2004 10:00
Gościem Radia Zet jest Józef Oleksy, marszałek Sejmu. Witam, Monika Olejnik. Dzień dobry. Dzień dobry. Panie marszałku, na czym polega arogancja premiera wobec Sojuszu Lewicy Demokratycznej? To nie jest określenie prawidłowe. To jest pana określenie. Cytat z „Trybuny”. To jest określenie przytoczone w gazecie, które nie oddaje wszystkiego w taki sposób jak to przebiegało. Mówiłem już i prostowałem. Mówi pan: w „Gazecie” czy w „Trybunie”? W „Trybunie”. W „Trybunie”. Powiedział pan: „Objawiła się ambicja premiera, arogancja wobec SLD i uległość wobec SDPl.” Już pani odpowiedziałem, że prostowałem to. Nie taki był ton wypowiedzi i dyskusji. Ostrość nadana w „Trybunie” w całej sprawie nie we wszystkim odpowiada rzeczywistemu przebiegowi. Czyli nie użył pan określenia „arogancja”? Nie wiem do czego pani zmierza. Chciałabym dowiedzieć się czy „Trybuna” przekłamuje pana słowa. Chciałbym uniknąć przesłuchania na okoliczność słów i nie to jest tonem dyskusji między premierem i SLD. A jaki jest ton dyskusji między
premierem i SLD? Właściwie nie ma dyskusji. Jest ona między liderem Krzysztofem Janikiem, być może sekretarzem generalnym a premierem. Nie ma na razie spraw, które wymagałyby jakichś programowych dyskusji. Można natomiast mówić o zaszłościach, które wywołały publiczne wątpliwości. One są załagodzone i dziś można już powiedzieć, że w Sojuszu można oczekiwać, i ja także oczekuję, że skończą się dostosowania personalne, bo wciąż trwają, i będzie już tylko programowa realizacja tego co zapowiedziano. Z tego będą oceny. Ale ma pan żal do premiera, że dyskutuje z SDPl, a SLD musi bezwarunkowo przyjmować to co proponuje premier. To nie jest sprawa żalu. To jest myśl, którą wyraziłem, jako równość podmiotów popierających rząd pomiędzy SDPl i SLD. Mówi pan, jakby miał kompleksy wobec SDPl, panie marszałku. Nie mam żadnych kompleksów. To są wszystko moi znajomi koledzy. Natomiast rzeczywiście przypadkowo tak kształtowały się akcenty, jakby bliżej było do SDPl, a nie do SLD. To nie żaden kompleks i zazdrość, tylko
racjonalna potrzeba równowagi w stosunkach z bazą, a baza liczy dwie partie polityczne, ale inni mają inne zdanie na ten temat. Baza liczy więcej partii, bo jest jeszcze Unia Pracy. Zapomina pan. Unia Pracy jest jeszcze wciąż z SLD. Taka malutka baza? No więc w SLD nie ma tego typu ostrych dyskusji. To były rzeczy, które się zdarzyły, minęły i dziś podlegać ocenie będą już tylko merytoryczne sprawy. To niesamowite! Jak czytam „Trybunę”, to mam wrażenie, że jest zupełnie inaczej. Być może jest pani nastawiona na jakąś sensację. Dziś nie ma sensacji we wzajemnych stosunkach. Jest natomiast jedna sensacyjna informacja ta, że co podkreślam bardzo często, są odrębne stosunki premiera z jedną partią i odmienne z drugą. Tak się ułożyło, że z tą pierwszą są jakby bliższe. I to nie jest najlepsze dla odrębnych stosunków tej drugiej? Oczywiście, że nie. Uważam, że dwie partie lewicowe, zwłaszcza, gdy jedna z nich dopiero co się zrodziła ze wspólnej, powinny mieć jakąś formę kontaktu, dialogu i wymiany opinii, bo brak
takiego dialogu nie pomaga rządzeniu, a obie są bazą dla rządu. Chciałby pan zastąpić Krzysztofa Janika na czele formacji SLD? Nie wiem jakie tu występują publiczne posądzenia. Nie prowadzę takich gier i mierzi mnie bardzo, gdy całość sporu o przyszłość lewicy, bo w tym uczestniczę, jest kojarzona wedle jakichś staromodnych i prymitywnych kryteriów rywalizacji personalnej. Personalia staną, jak na każdym kongresie i w każdej kampanii. To nie jest rzecz pierwszoplanowa i to musi być rzecz, która będzie wynikać z woli większości. Chciałby pan być spinaczem lewicy? Chciałbym odegrać rolę w jednoczeniu lewicy i temu będę poświęcał dużo uwagi, żeby wyjść z tego rozczłonkowania pełnego wzajemnych emocji i pretensji i próbować przynajmniej na polu parlamentarnym czy na polu wyborów szukać wspólnego spojrzenia. Jest problem, bo zjednoczenia chce Aleksander Kwaśniewski, a liderzy SDPl takiego zjednoczenia nie chcą. Mówią, że najpierw musicie rozliczyć się z afer. Po pierwsze rozróżniajmy pojęcie „zjednoczenie” i
„współdziałanie”, bo na dziś są to różne rzeczy i nie sądzę, żeby było możliwe ponowne zjednoczenie się, bo dopiero był podział. Już trzeba jednak szukać pola współdziałania i koniecznego dialogu. Być może wspólnej listy i hasła „Lewica razem”, co w porządnej odpowiedzialnej rozmowie można wszystko ustalić. SDPl natomiast, moi koledzy – powtarzam – z niedawnej wspólnej partii, nie chcą - ustami lidera - żadnych kontaktów i rozmowy mówiąc, że SLD musi się jeszcze oczyścić, zmienić, w SLD nic nie zrozumiano i to jest warunek dość trudny, bo SLD już słania się z oczyszczania przez ostatnie dwa lata. Stawianie sprawy, że jeszcze musi być jakaś faza doczyszczania się jest warunkiem uniemożliwiającym. Ale prezydent Kwaśniewski pomimo waszego słaniania się też mówi o tym, że lewica musi oczyścić się, że na przyszłych listach wyborczych nie może być nazwisk, które obciążają lewicę... No właśnie. Prezydent jest zagadkowy w tej materii, ponieważ rozumiem, że także zakłada, że SLD jest partią niedoczyszczoną. Uważam to
określenie za niejasne. Nie pomaga w podnoszeniu się kondycji lewicy. Wiem o co chodzi prezydentowi, ale to trzeba będzie nazwać publicznie i wprost o co chodzi, o kogo, o jakie grupy. A pan wie o kogo chodzi? Domyślam się, ale nie chcę snuć domysłów. Zgadza się pan z Krzysztofem Martensem? Uważam podobnie jak Krzysztof Martens, że nie należy posuwać się za daleko we wszelkich warunkach wstępnych, bo to jest przecież proces polityczny. Odbyło się już dość weryfikowania. W SLD są i będą dobre tego skutki. Baron Martens określił słowa prezydenta „lekkim zapachem draństwa”. Takiego języka, zwłaszcza wobec prezydenta, nie użyłbym, ale podzielam wątpliwość i obawę Krzysztofa Martensa, by ktoś nie próbował nas wpuścić w jakąś fazę weryfikacyjną. Tego Sojusz mógłby już nie przeżyć jako całość. Na jesieni Krzysztof Janik poda się prawdopodobnie do dymisji. Obiecał na antenie Radia Zet, że jeżeli SLD nie osiągnie kilkunastu procent – a szans na to nie ma – to zrezygnuje z funkcji lidera. Czy Józef Oleksy będzie się
wtedy starał o to stanowisko? Skąd pani wie, że Sojusz nie uzyska? Kilkunastu procent? Czternastu na przykład. Teraz, we wrześniu? Nie mówił o wrześniu. O grudniu. Nie, nie. Mówię o jesieni. To u pana marszałka grudzień jest jeszcze jesienią? Po pierwsze, Krzysztof Janik nie potwierdza, że ten warunek będzie go wiązał. Jak to nie potwierdza? W poniedziałek jeszcze potwierdził. Ale nie aż tak jakby to można było wprost wyprowadzić. Po drugie, jeżeli nawet Krzysztof Janik tak by stawiał sprawę, to nie jest indywidualna wola jednego lidera. To będzie personalny wybór składu kierownictwa, uważam, że odnowionego, bo odnowa jest potrzebna. To Janik powinien przejść lifting? Nie wiem. To on będzie decydował o kandydowaniu. Ja patrzę szerzej na sprawę. Wybór lidera i grupy liderskiej powinien być jednym z czynników wewnętrznej odnowy i drogi ku przyszłości. Czy Marek Belka mógłby być kandydatem lewicy na prezydenta? Wybiega pani zbyt daleko. Marek Belka, który ma dobre notowania w sondażach, musi na finale
przedstawić pakiet dokonań. Wierzę, że będzie on korzystny dla Polski i pozytywny dla niego samego. O tym kto mógłby kandydować może decydować każda partia. Ale czy według pana, takiego wytrawnego polityka, byłoby to możliwe? Tak, gdyby skończyły się te nieznośne praktyki poszukiwania haków, haczyków. Znowu ktoś nie mogąc znaleźć nic na mnie wziął się za żonę. Ale czyją żonę? Moją. Mogę już tylko ogólnie apelować z ogromną irytacją, żeby w Polsce nikogo już nie kusiło rozgrywać cokolwiek poprzez szukanie jakichś pretekstów do ataków. To mnie nuży i irytuje. Ale ja pytam Józefa Oleksego o Marka Belkę. Pan mówi o hakach... Nie wdaję się w takie dyskusje. Dobrze. Czy Józef Oleksy mógłby być kandydatem? Też nie wdaję się w takie dyskusje. Spotykam się z takimi opiniami. Z jakimi opiniami? Nawet z wysoka. Czyli od prezydenta? Ostatnio mniej, ale spotykałem się z takimi opiniami, ale niczego na tym nie buduję. Jestem zatroskany o kondycję lewicy jako całości i państwa jako całości. Czy lewica powinna pójść na
wojnę z Kościołem? To jest pojęcie z czasów stalinowskich. Podobno bił pan brawo jak pan Zdrojewski mówił o średniowiecznych przywilejach... Znowu mówi pani podobno...Wiem za co pochwaliłem mówców na Mazowszu, a za co nie. Gdyby pani pamiętała, to by nigdy mnie nie zapytała o możliwość wojny z Kościołem, bo jestem jej przeciwnikiem od zarania mojej aktywności politycznej. A przywileje Kościoła? Przywileje są pojęciem nieprecyzyjnym, rozciągliwym i umownym. Jedyne co jest słuszne, to komisja wspólna rządu i Episkopatu, po długiej przerwie w spotkaniach, by usiadła i dokonała w świetle różnych publicznych sygnałów rejestru i identyfikacji tego, co jest przywilejem. Ładnie powiedziane. Józef Oleksy, marszałek Sejmu. Dziękuję bardzo.