Jarosław Kaczyński słabnie. Właśnie poniósł dwie osobiste porażki
Jarosław Kaczyński może w PiS dużo, ale nie wszystko. W ostatnich kilku dniach prezes musiał przyznać się do porażek w dwóch sprawach, które były jego osobistymi krucjatami: przegrał sprawę zakazu hodowli zwierząt futerkowych i ograniczenia bizancjum w samorządach.
20.07.2018 | aktual.: 20.07.2018 13:36
Jarosław Kaczyński jest słaby. I nie chodzi tylko o jego problemy z kolanem, które zmuszają go do przyjmowania antybiotyków oraz rehabilitacji, o czym informował "Super Express". Jarosław Kaczyński ma także gorszy czas jeśli chodzi o politykę. Być może te dwie kwiestie się łączą, bo wbrew zapewnieniom zauszników prezesa zarządzanie partią z łóżka jednak nie jest tak efektywne.
Dwie porażki prezesa
W ostatnich dniach prezes PiS musiał przyznać się do porażek w dwóch sprawach, które firmował osobiście, kładąc na szali swój autorytet i wizerunek sprawczego, silnego przywódcy obozu Zjednoczonej Prawicy. Pierwsza kwestia to zakaz hodowli zwierząt futerkowych, z którego forsowania PiS zrezygnuje. Ten przypadek krytykom PiS pokazuje, że prezes jest w stanie poświęcić sprawę w jakimś stopniu światopoglądową na rzecz politycznego uzysku.
Ale jeszcze ważniejszy jest drugi wniosek: prezesa PiS da się złamać, jeśli tylko zaangażuje się w to wystarczająco duże środki. W istocie, hodowcy zwierząt na futra byli doskonale zorganizowani: mieli zwolenników w PiS, w mediach, podczepiali się pod akcje społeczne, które zaskarbiały im sympatię opinii publicznej (#RespectUs). Mieli na to środki, ale także ludzi, którzy pomagali im dotrzeć do mediów i polityków władzy.
**Zobacz także: Małgorzata Wassermann: "Nie jestem przywiązana do ław sejmowych"
Tutaj walka trwała długo, miała wiele zwrotów akcji i każda ze stron miała prawo uznać, że przegrała. Jednak ostatecznie to hodowcy zwierząt futerkowych wykazali więcej determinacji, a także - nie ma co ukrywać - mieli więcej zasobów.
Szybka klęska
Druga przegrana przez Jarosława Kaczyńskiego sprawa to z kolei kwestia kilkunastu dni. Chodzi o zakaz kandydowania w wyborach samorządowych dla tych działaczy PiS, którzy realizują się w biznesie. Po wygranych przez partię wyborach i przejściu państwowych posad, wielu lokalnych działaczy trafiło na stanowiska dyrektorskie, członków zarządów czy rad nadzorczych w państwowych gigantach oraz ich spółkach-córkach. To dało politycznym konkurentom (szczególnie skuteczny był w tym PSL)
do punktowania polityków PiS i udowadniania, że z hasła "do polityki nie idzie się dla pieniędzy" niewiele zostało.
Dlatego Jarosław Kaczyński wyszedł i ogłosił, że osoby pracujące w państwowych spółkach nie będą startowały w wyborach samorządowych. W partii zapanował popłoch. A to dlatego, że część list jest już przygotowana, a przymiarki i walka o miejsca na nich trwają od dawna. Wywrócenie stolika w ostatniej chwili to problem, także dla odpowiedzialnych za wyniki liderów PiS w poszczególnych regionach.
Później zaczęto rozwadniać obietnicę, mówiąc o "wysokopłatnych stanowiskach". Ostatecznie stanęło na 15 tys. zł miesięcznie, co jest sporą kwotą - posłowie (szczególnie po obniżce uposażeń), będą mogli o takich zarobkach pomarzyć. Stanowcza deklaracja Jarosława Kaczyńskiego okazała się więc być humbugiem. Trudno o bardziej jaskrawy symbol przegranej prezesa. W partii takie wydarzenia na pewno nie przejdą niezauważone.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl