Jarosław Gowin wezwany przed komisję śledczą. Mamy odpowiedź byłego wicepremiera
- Potwierdzam, że się stawię - poinformował Wirtualną Polskę Jarosław Gowin. Były wicepremier i minister w rządzie PiS został wskazany jako pierwszy świadek, który złoży zeznania przed komisją śledczą ds. wyborów kopertowych.
22.12.2023 | aktual.: 22.12.2023 15:08
Komisja śledcza ds. tzw. wyborów kopertowych z 2020 roku zaczęła działać. Posłowie-śledczy zebrali się w piątek 22 grudnia. Posiedzenie było jawne i transmitowane przez media.
Podczas posiedzenia przewodniczący komisji poseł KO Dariusz Joński poinformował, że pierwszym świadkiem, który powinien stawić się przed komisją, jest Jarosław Gowin. Tym samym potwierdziły się informacje Wirtualnej Polski sprzed kilku tygodni.
Na początku grudnia poinformowaliśmy o tym, że były wicepremier jest gotów zeznawać. I że będzie jednym z kluczowych świadków.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wśród polityków Koalicji Obywatelskiej usłyszeliśmy, że Gowin może być dla nich niczym "świadek koronny". Wskazaliśmy też, że jego opowieść może nie tylko pogrążyć liderów PiS, ale doprowadzić do kolejnych wewnętrznych napięć w tej partii.
Odpowiedzialność ludzi dawnej władzy
Przypomnijmy: Najwyższa Izba Kontroli stwierdziła m.in., że "w okresie od 16 kwietnia do 9 maja 2020 r. brak było podstawy prawnej do wydania decyzji polecającej przeprowadzenie powszechnych wyborów w trybie korespondencyjnym". Decyzję tę wydał nie kto inny, tylko premier Mateusz Morawiecki.
Izba w raporcie końcowym wskazała ponadto, że cały proces organizacji niedoszłych wyborów skutkował niegospodarnym wydatkowaniem ze Skarbu Państwa. Łącznie decyzje związane z organizacją wyborów kopertowych miały kosztować budżet państwa ponad 130 mln zł.
Wspomniany już Jarosław Gowin odgrywał kluczową rolę w czasach, gdy PiS próbowało przeforsować pomysł wyborów kopertowych, a następnie je zorganizować. I od początku był im przeciwny.
Skutek był jednak odwrotny do zamierzonego. Im bardziej eksperci z otoczenia Gowina starali się przekonać, że wybory w normalnym trybie doprowadzą do gwałtownego nasilenia się zakażeń, tym bardziej liderzy PiS szukali sposobu, by wybory zorganizować.
Stronę Gowina początkowo trzymali Mateusz Morawiecki i Łukasz Szumowski. Szef resortu zdrowia miał wówczas posłuch w obozie władzy. Jego argumenty rozumiał i przyjmował sam szef rządu.
Premier Morawiecki również początkowo nie był zwolennikiem wyborów w "normalnym" trybie. Tak przynajmniej przekonywał sam Gowin w ujawnionym przez media liście do członków Porozumienia. Z jego treści wynika, że premier przez chwilę podzielał sprzeciw i wątpliwości wyrażane przez Gowina i Szumowskiego. Był gotów przekonywać Kaczyńskiego, że wybory warto przesunąć.
Naciski Jarosława Kaczyńskiego
Morawiecki zmienił jednak zdanie pod wpływem prezesa PiS (co wynika ze wspomnianego listu do członków Porozumienia). Niedługo później - z zagadkowych powodów - zrobił to też sam Szumowski. Obaj akceptowali pomysł Adama Bielana (wówczas jeszcze współpracownika Gowina i wiceprezesa Porozumienia), by zorganizować wybory korespondencyjne - na wzór tych, które odbyły się wówczas w dużo mniejszej Bawarii.
Liderzy PiS wymyślili, że wybory kopertowe zorganizuje Poczta Polska, a urn wyborczych będzie strzec wojsko.
Część polityków obozu wiedziała, że operacja "wybory kopertowe" nie ma prawa się powieść. I to dosłownie: Gowin i jego ludzie przekonywali na spotkaniach w siedzibie PiS, że organizacja tych wyborów będzie bezprawna (a Sąd Najwyższy może stwierdzić ich nieważność), skończy się skandalem na cały świat, a w konsekwencji - podważeniem mandatu prezydenta.
"Brutalne metody"
Kierownictwo PiS puszczało te ostrzeżenia mimo uszu. Ludzie Jarosława Kaczyńskiego - przy użyciu Adama Bielana - rozbili partię Jarosława Gowina, używając - jak wspominają sami gowinowcy - brutalnych metod. W efekcie byli posłowie Porozumienia poparli wybory kopertowe.
Skończyło się wielką awanturą, rozłamem w tzw. Zjednoczonej Prawicy, a Jarosławowi Kaczyńskiemu groził upadek nadzorowanego przez niego rządu.
Jarosław Gowin w kulminacyjnym momencie sporu zagroził bowiem, że jeśli wybory kopertowe zostaną przeforsowane, to on odejdzie z koalicji. Ostatecznie Gowin z Kaczyńskim chwilowo się dogadali, a wybory prezydenckie zostały przesunięte na lato.
Kaczyński całej tej akcji nigdy Gowinowi nie zapomniał, rozbijając jego partię i wyrzucając go z rządu nieco ponad rok po awanturze o wybory kopertowe.
Dlatego Gowin ma też swoje, osobiste powody, by nie ukrywać dłużej informacji o wydarzeniach, które wstrząsnęły polską polityką. Liderzy nowej większości parlamentarnej to wiedzą.
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: michal.wroblewski@grupawp.pl