PublicystykaJanik: "Czy wybór prezydenta, czy prezesa SN – i tu, i tu idzie jak po grudzie" [OPINIA]

Janik: "Czy wybór prezydenta, czy prezesa SN – i tu, i tu idzie jak po grudzie" [OPINIA]

Jeśli rządzący łamią prawo od tylu już lat, to gdy nagle słyszymy z ust polityków PiS, że czegoś nie można zrobić, bo to sprzeczne z Konstytucją, to możemy poczuć się zdezorientowani. Nigdy nie wiadomo, gdzie jest granica, której PiS nie przekroczy - miniony weekend, w którym nie wybrano ani prezydenta RP, ani kandydatów na prezesa SN, podsumowuje adwokat Tomasz Janik.

Janik: "Czy wybór prezydenta, czy prezesa SN – i tu, i tu idzie jak po grudzie" [OPINIA]
Źródło zdjęć: © PAP
Tomasz Janik

10.05.2020 | aktual.: 10.05.2020 22:00

W polskiej polityce i wymiarze sprawiedliwości od dawna dzieje się bardzo dużo - ale epidemia koronawirusa spotęgowała panujący w tych sferach chaos. Politycy próbują ustalić datę i tryb wyborów prezydenckich (na razie wiadomo tylko tyle, że 10 maja się nie odbyły - a PKW w niedzielę wieczorem stwierdziła, że "brak było możliwości głosowania na kandydatów")
, zaś sędziowie Sądu Najwyższego od dwóch dni próbują wybrać kandydatów na nowego pierwszego prezesa tej instytucji (lecz po wielogodzinnych debatach nie udało im się nawet ustalić, kto ma liczyć głosy).

Wybory prezydenckie. Sytuacja zupełnie niespotykana

Sytuacja jest zupełnie niespotykana - wybory prezydenckie się nie odbyły, chociaż postanowienie Marszałka Sejmu w sprawie ich zarządzenia na 10 maja nie zostało przez nikogo uchylone. PiS najpierw pozbawił PKW prawa do przeprowadzenia wyborów, potem bez podstawy prawnej rozpoczął przygotowania do wyborów korespondencyjnych (odpowiedzialność za drukowanie w tamtym czasie kart wyborczych to temat na osobny felieton), następnie dwóch szeregowych posłów ustaliło, że wyborów nie będzie, a w końcu Sejm przyjął ustawę o głosowaniu korespondencyjnym (które się nie odbyło).

Odpowiedź na pytanie, co w obecnej sytuacji należy zrobić - w jakim trybie zarządzić teraz nowe (a może ponowne?) wybory i kiedy można to uczynić, nie jest łatwa. Czy jest to możliwe tylko po podaniu się przez prezydenta do dymisji? A może trzeba poczekać do upływu jego kadencji z jakimkolwiek działaniem? W końcu - jaką rolę odegra w tym Sąd Najwyższy i czy stwierdzi nieważność wyborów?

Wybory, które się nie odbyły nie mogą być ważne albo nieważne. Tak samo jak nie mają żadnej innej cechy - nie były jednodniowe czy dwudniowe, tajne czy jawne, równe czy nierówne, bo w ogóle w sensie prawnym nie istnieją. Co więcej, wybór jest konsekwencją głosowania - jeśli głosowanie się nie odbyło, nie nastąpił także żaden wybór. Sąd Najwyższy nie stwierdzi zatem nieważności wyboru prezydenta, który się nie odbył - SN mógłby co najwyżej umorzyć postępowanie w sprawie jako bezprzedmiotowe.

Ustawa o głosowaniu korespondencyjnym została podpisana przez prezydenta i jest obowiązującym prawem, ale cała procedura wyborcza ma zostać i tak zmieniona. Podobno w sobotę w PiS rozważany był nagły scenariusz zmiany terminu wyborów na 23 maja, ale musiałoby to nastąpić jeszcze przed niedzielą (bo po dniu wyborów nie da się już zmienić ich terminu). Stan klęski żywiołowej też niewiele już pomoże, skoro termin i tak "przepadł" (chyba że zostanie wykorzystany do przesunięcia wyborów aż do jesieni).

Nie wiadomo zatem nic - czy wybory odbędą się w maju, czerwcu, lipcu czy może jeszcze później. Nie wiadomo, czy będą w nich mogli brać udział nowi kandydaci, czy tylko ci, którzy już zarejestrowali swoje komitety. Nie wiadomo, czy będą musieli zbierać kolejne pieniądze na nową kampanię a poprzednie rozliczyć w PKW.

Problem z odgadywaniem, do czego może posunąć się PiS, jest też taki, że przede wszystkim nie wiadomo, na jakim gruncie się poruszamy – prawnym, politycznym czy może czysto faktycznym. Jeśli rządzący łamią prawo od tylu już lat, to gdy nagle słyszymy z ust polityków PiS, że czegoś nie można zrobić, bo to sprzeczne z Konstytucją, to możemy poczuć się zdezorientowani. Nigdy nie wiadomo, gdzie jest granica, której PiS nie przekroczy. Pozostaje chyba tylko czekać, co przyniesie czas.

Sąd Najwyższy. Sędziowie opóźniają to, co nieuniknione

Równie zagmatwana jest sytuacja w Sądzie Najwyższym. Po odejściu Małgorzaty Gersdorf z funkcji Pierwszego Prezesa SN, konieczny był wybór jej następcy. Profesor Gersdorf z uwagi na epidemię koronawirusa nie zdołała przed końcem kadencji zwołać i przeprowadzić zgromadzenia sędziów SN, które miało dokonać wyboru kandydatów na to stanowisko (ostatecznego wyboru dokonuje prezydent RP spośród przedstawionych mu kandydatów).

Kamil Zaradkiewicz, wykonujący obecnie na mocy decyzji Andrzeja Dudy obowiązki pierwszego prezesa SN, to zgromadzenie zwołał. Sędziowie SN, pogrupowani w kilku salach i komunikujący się pomiędzy sobą zdalnie, nie doszli jednak do porozumienia. Po dwóch dniach dyskusji nie udało się nie tylko wyłonić kandydatów na pierwszego prezesa - ale nawet wybrać członków komisji skrutacyjnej, która ma liczyć głosy.

Nie ma wątpliwości, że po to PiS zmienił ustawę o Sądzie Najwyższym, by kandydat "mniejszości", czyli sędziów SN mianowanych za pośrednictwem neoKRS, wygrał te wybory. Choć "starych" sędziów SN jest więcej i składają oni najróżniejsze wnioski formalne, to tylko opóźniają to, co i tak nieuniknione: mniejszość w końcu przedstawi prezydentowi swojego kandydata, a on go mianuje.

W ocenie wielu prawników sędziowie Izby Dyscyplinarnej nie powinni w ogóle brać udziału w wyborze następcy prof. Gersdorf. Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej zawiesił bowiem tymczasowo tę izbę w orzekaniu w sprawach dyscyplinarnych sędziów. Jeśli, z uwagi na wątpliwości co do ich bezstronności, nie mogą oni w sposób obiektywny i niezależny oceniać poprawności działania innych sędziów, to jak mogą brać udział w takiej czynności, jak wybór kandydatów na prezesa SN? Lecz sędziowie ci zostali dopuszczeni do udziału w zgromadzeniu przez Kamila Zaradkiewicza, który uchylił kilka dni wcześniej zarządzenie prof. Gersdorf zakazujące kierowania spraw do Izby Dyscyplinarnej. Widać zatem, że nie widzi on problemu ze statusem sędziów tej izby.

Dalsza część zgromadzenia odbędzie się we wtorek, ale trudno powiedzieć, czy impas w SN zostanie wtedy przełamany. Dyskusja ponad 90 sędziów, w tym wielu profesorów, na pewno może być długa i trudna. Tak jak przy wyborach prezydenckich, również i w Sądzie Najwyższym scenariusze są różne, ale w tym przypadku wola większości narodu nie jest tak istotna - tutaj decyduje jednoosobowo prezydent RP.

Tomasz Janik dla WP Opinie. Autor jest adwokatem, członkiem Pomorskiej Izby Adwokackiej w Gdańsku.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)