Jakie zadania będzie mieć Straż Bałtycka? "Różne rodzaje zagrożeń ze strony Rosji". Nie tylko flota cieni
NATO odpowiada na kolejne rosyjskie zagrożenie tym razem na Morzu Bałtyckim. We wtorek sekretarz generalny Sojuszu Mark Rutte zapowiedział powołanie Straży Bałtyckiej, której celem będzie wzmocnienie bezpieczeństwa na Bałtyku. - Rosja chce przy pomocy sabotażu rozpraszać siły państw NATO - mówi WP ekspert Defence 24.pl Mariusz Marszałkowski.
We wtorek podczas konferencji w Helsinkach sekretarz generalny NATO Mark Rutte ogłosił powołanie Straży Bałtyckiej. W szczycie, który odbywa się w stolicy Finlandii, uczestniczyli przedstawiciele ośmiu krajów regionu oraz Komisja Europejska. Celem tej inicjatywy jest wzmocnienie bezpieczeństwa na Morzu Bałtyckim poprzez wykorzystanie fregat, samolotów patrolowych oraz innych rodzajów uzbrojenia.
- To słuszna reakcja państw NATO, która jest odpowiedzią na rosnące wyzwania bezpieczeństwa w rejonie Bałtyku. W szczególności rejonu Morza Bałtyckiego niezbędne jest nasilenie - w ramach policyjnej misji na Bałtyku - patrolowania i pilnowania infrastruktury krytycznej. NATO powinno ją monitorować i pilnować całodobowo, bez względu na dni tygodnia - mówi Wirtualnej Polsce Mariusz Marszałkowski, ekspert portalu Defence 24.pl i absolwent bezpieczeństwa wewnętrznego na Wydziale Dowodzenia i Operacji Morskich Akademii Marynarki Wojennej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Bałtyk jest zagrożony? Gen. Polko: zdecydowanie tak
W ostatnim czasie doszło na Bałtyku do serii incydentów, w tym uszkodzenia przebiegających po dnie morza kabli energetycznych i telekomunikacyjnych.
Tylko we wtorek szwedzki minister obrony poinformował, że Szwecja wykryła uszkodzenie kolejnego kabla na Bałtyku. Tym razem chodzi o Nordbalt, który łączy Szwecję z Litwą. Ślady prowadzą do chińskiego statku.
Wcześniej w szwedzkiej strefie ekonomicznej w połowie listopada przerwane zostały dwa kable telekomunikacyjne, jeden łączący Finlandię z Niemcami, a drugi - Szwecję z Finlandią. O uszkodzenie podejrzany jest chiński statek towarowy Yi Peng 3, którego kapitan wg nieoficjalnych doniesień miał powiązania z Rosją.
Natomiast pod koniec grudnia został zerwany EstLink2, czyli przebiegający pod Zatoką Fińską kabel energetyczny. Fińskie władze podejrzewają, że uszkodzenie może być związane z tankowcem Eagle S, który prawdopodobnie należy do rosyjskiej floty cieni.
W tym samym czasie doszło również do zniszczenia czterech podmorskich kabli do transmisji danych. Trzech między Finlandią a Estonią oraz jednego prowadzącego do Niemiec.
- Musimy brać pod uwagę - i to stale - różne rodzaje zagrożeń ze strony Rosji na Bałtyku. Pierwsze z nich to flota cieni, czyli statki bez jasnej przynależności, jeśli chodzi o kwestie właścicielskie. Pływają, transportując rosyjską ropę, próbując ominąć sankcje i zarabiać dla Moskwy. W ciągu ostatnich miesięcy zrzucały one na Bałtyku kotwicę, by uszkodzić będące na dnie elementy infrastruktury. Celowo czy nie to już inna sprawa – komentuje Marcin Marszałkowski, ekspert Defence 24.pl
Jak podkreśla, flotę cieni stosunkowo łatwo można zidentyfikować, wykryć i pilnować.
- To są duże statki, z reguły kontenerowce i tankowce. Pływają wolno, a przy monitorowaniu Bałtyku można je namierzyć. Gorzej, jeśli misja patrolowa NATO okaże się skuteczna i uda się jej odstraszyć flotę cieni, a na jej miejsce pojawią się jednostki wyspecjalizowane w sabotażu np. z udziałem nurków czy dywersyjnych grup. Ich celem może być wysadzenie elementów infrastruktury podwodnej czy przecięcie kabli na dnie Bałtyku - prognozuje rozmówca Wirtualnej Polski.
Jego zdaniem kontrolowanie każdej, nawet bardzo małej jednostki żeglugowej, jest bardzo skomplikowane. Tymczasem niemal na każdej zmieści się sprzęt dla nurków, batyskafy czy urządzenia zdalnie sterowane.
- Mogą też transportować ładunek wybuchowy, który umieszczą na dnie Bałtyku i zdalnie przeprowadzą detonację - mówi Marszałkowski.
Jak przypomina, Rosja posiada Instytut Głębokowodnych Operacji Specjalnych należący do rosyjskiego MON, a dokładniej - nadzorowany przez wywiad wojskowy.
- Ten Instytut obsługuje kilkanaście podwodnych okrętów miniaturowych przeznaczonych do aktów dywersji. Jednostki te stacjonują niedaleko Petersburga, a więc są stałym zagrożeniem dla państw NATO na Bałtyku. Z racji tego ryzyko incydentów na Morzu Bałtyckim jest cały czas duże. Jeżeli przy takim zdarzeniu zostaną zaangażowane środki wojskowe, to mówimy już o sporej eskalacji - uważa Mariusz Marszałkowski.
Przed wylotem na szczyt do Helsinek premier Donald Tusk przypomniał, że już 27 listopada Polska zaproponowała w Sztokholmie wzmocnienie kontroli na Bałtyku, z udziałem państw bałtyckich, w ramach aktywności NATO.
Jak mówił, było to spowodowane powtarzającymi się incydentami na Bałtyku. - Te incydenty wiązane były z tzw. flotą cieni. To są statki rejestrowane w dziwny sposób, dwuznaczny, które głównie zajmują się transportem ropy. Wszystkie ślady na to wskazują, że jest to ropa rosyjska, omijają w ten sposób sankcje - mówił Tusk.
Wzorem dla inicjatywy było NATO Air Policing, czyli kontrolowanie przez samoloty NATO przestrzeni powietrznej nad krajami sojuszniczymi. Z tym że proponowany patrol odbywałby się na Morzu Bałtyckim. Tusk wskazał, że w rozwiązaniach tych chodzi o odstraszanie, ale też skuteczne monitorowanie, kto wpływa na Bałtyk i z czym. Mówił się, że nasz kraj miałby do patrolowania Bałtyku zaangażować cztery okręty.
- Jeszcze raz podkreślę, że inicjatywa jest słuszna. Mówimy o misji chronienia infrastruktury krytycznej. Tylko pamiętajmy, że każdy dzień przebywania statku, okrętu czy śmigłowców to są ogromne koszty dla każdego z zaangażowanych państw. A Rosji zależy na tym, żeby absorbować i mylić uwagę na Bałtyku. Kreml chce i wymusza, by państwa Sojuszu wydawały na morzu setki tysięcy dolarów czy euro. Te same nakłady mogłyby być przeznaczone na inny cel, np. na ćwiczenia na Bałtyku. Rosjanie chcą przy pomocy sabotażu rozpraszać siły państw NATO - ocenia Mariusz Marszałkowski.
Jak dodaje, jeśli Polska chce wysłać cztery okręty Marynarki Wojennej do misji patrolowania na Bałtyku, pojawiają się spore wątpliwości.
- Jakie siły i środki ma polska marynarka wojenna i co chcemy wysłać? Niestety, ale teraz mogą wyjść lata zaniedbań, które poszczególne rządy uprawiały wobec marynarki wojennej. Nadal mamy przestrzały i awaryjny sprzęt, który najczęściej był w stoczniach remontowych. A przecież na naszą skuteczność będzie patrzyło NATO, ale także Rosja. Głupio by było, gdyby nagle okazało się, że polski okręt patrolujący Bałtyk ma poważną awarię - kończy Marszałkowski.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski