Jacek Kurski sprzedał koledze kawałek leśniczówki. W PiS mają teorię. "To na wybory"
Jacek Kurski sprzedał fragment atrakcyjnej nieruchomości - dowiedziała się Wirtualna Polska. Według polityków PiS były prezes TVP zbiera środki na kampanię do Parlamentu Europejskiego. Sam Kurski w odpowiedzi na nasze pytania twierdzi, że potrzebuje pieniędzy na życie po tym, jak został zwolniony z pracy w Banku Światowym.
29.02.2024 06:12
Jacek Kurski intensywnie, od kilku tygodni, zabiega o umieszczenie go na listach w wyborach do Parlamentu Europejskiego - pisaliśmy nieoficjalnie w Wirtualnej Polsce. Oficjalnej kandydatury jeszcze nie ma, ta zależy od prezesa PiS.
Nasi rozmówcy z otoczenia Jarosława Kaczyńskiego - pytani dziś, czy to wciąż aktualne -potwierdzają - były szef Telewizji Polskiej chce być znów europarlamentarzystą (był nim w latach 2009 - 2014). Również znajomi byłego szefa TVP potwierdzają nam jego plany. -Jacek chce wrócić do polityki - przekonują.
Jak usłyszeliśmy w środowisku związanym z Nowogrodzką, z tego powodu Kurski w ostatnim czasie miał nawet sprzedać część nieruchomości.
- Kampania kosztuje - mówią nasze źródła. Jak ustaliliśmy, Jacek Kurski faktycznie pozbył się części majątku. Z informacji Wirtualnej Polski wynika, że były szef TVP 22 grudnia 2023 roku sprzedał 4/10 udziałów w leśniczówce Danielówka pod Sztumem.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zakochany w Danielówce
Położona jest pięknie - w środku lasu, dokładnie 126,5 metra od brzegu jeziora. Kulisy jej zakupu opisywała w 2005 roku "Gazeta Wyborcza". Jak pisali wówczas Marek Sterlingow i Marek Wąs, za czasów PRL leśniczówka była letnią siedzibą pierwszych sekretarzy Komitetu Wojewódzkiego PZPR z Elbląga.
W 1999 roku Jacek Kurski pojawił się tam jako wicemarszałek sejmiku województwa pomorskiego. "Typowa gospodarska wizyta, nie pamiętam już, czego dotyczyła, rozmowa zeszła jakoś na temat leśniczówek. No i wójt zawiózł mnie do Danielówki. Pustka, jezioro otoczone lasem, domek z pruskiego muru. Od razu zakochałem się w tym miejscu" - wspominał w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".
W 1999 roku podpisał umowę najmu. Od razu zaczął też remont budynku, a w 2004 roku wykupił lokal od Lasów Państwowych za 20 tys zł.
Z księgi wieczystej dowiadujemy się, że do transakcji doszło 29 kwietnia 2004 roku, a lokal mieszkalny o wielkości 214 metrów kw. (to 2 pokoje i łazienka na parterze oraz 3 pokoje i łazienka na poddaszu, do tego strych o powierzchni 15,77 m kw. i pomieszczenie gospodarcze o wielkości 73 m kw.) Jacek Kurski kupił wspólnie z ówczesną żoną.
W 2014 r. - po rozwodzie i podziale majątku - Monika Kurska przestała być współwłaścicielką Danielówki. Od tego dnia Kurski figurował sam jako właściciel w księdze wieczystej. W 2005 r. w oświadczeniu majątkowym - cytowanym przez "Gazetę Wyborczą" Kurski - wycenił ją na 280 tys. zł.
W 2021 r., gdy opisywaliśmy w WP majątek Kurskiego, wyceniliśmy Danielówkę pomiędzy 480 tys. a 600 tys. zł. Biorąc pod uwagę wzrost cen nieruchomości na Pomorzu do tego czasu, dziś leśniczówka może być warta około 750 tys. A zatem za 40 proc. udziałów w nieruchomości Jacek Kurski mógł otrzymać 300 tys. złotych. To jednak tylko szacunki, kwota transakcji nie jest znana.
Tajemniczy nabywca
Ciekawą osobą jest w tym przypadku kupujący. Jak ustaliliśmy - to Jacek Pedrycz, jeden z najbliższych przyjaciół Kurskiego.
Już w latach 80. razem z Kurskim wieszali podczas meczów Lechii Gdańsk antyrządowe transparenty. W maju 1987 r. Pedrycz próbował porwać samolot szkolny, żeby uciec do Szwecji.
W wolnej Polsce Pedrycz zajął się biznesem. Był wspólnikiem m.in. Stanisława Bortkiewicza - do niedawna prezesa Polska Press, a wcześniej dyrektora biura spraw korporacyjnych TVP.
Z kolei brat Jacka Roman Pedrycza za czasów prezesury Kurskiego był dyrektorem ośrodka TVP Technologie.
Kurski oświadcza: to życiowa konieczność
Sam Jacek Kurski w odpowiedzi przesłanej Wirtualnej Polsce stwierdził, że nie ujawni ani kwoty, ani kupca (choć jest on widoczny w księdze wieczystej nieruchomości - stąd znamy jego dane).
Jak przekonuje, sprzedaż części leśniczówki wynika z faktu zakończenia przez niego pracy w Banku Światowym.
- Sprzedaż podyktowana jest życiową koniecznością wynikającą z przywołanej wyżej okoliczności, a nie wyborami. Jeśli w ogóle wezmę udział w kampanii wyborczej, to będę podlegał, jak każdy inny kandydat, limitowi wpłaty własnej, więc na ten cel mógłbym przeznaczyć jedynie część kwoty transakcji - stwierdził Kurski.
Przypomnijmy: pod koniec 2022 roku prezes NBP Adam Glapiński wyznaczył Jacka Kurskiego na przedstawiciela szwajcarsko-polskiej konstytuanty w Radzie Dyrektorów Banku Światowego. Kurski zarabiał tam około miliona złotych rocznie.
I były prezes TVP przekonywał, że choć nominalnie to wysoka kwota, w jego kieszeni zostaje znacznie mniej. - Opłacam z wynagrodzenia ubezpieczenia zdrowotne i emerytalne, sam płacę za przeloty do Polski i z własnej kieszeni ponoszę koszty wynajmu mieszkania w Waszyngtonie, które są tu horrendalnie wysokie! - mówił dziennikowi "Fakt".
Natychmiast po powołaniu nowego rządu w grudniu 2023 r. Donald Tusk zapowiedział odwołanie Kurskiego. Doszło do tego 19 grudnia.
W PiS mówią: ten raport to błąd
Od tamtej pory - czyli zwolnienia Jacka Kurskiego z pracy w Waszyngtonie - były prezes TVP miał nieoficjalnie rozpocząć przygotowania do kampanii wyborczej. Niektóre nasze źródła twierdziły wręcz, że Kurski miał otrzymać zapewnienie od Jarosława Kaczyńskiego, że będzie kandydować. Ostateczne decyzje zapadną w momencie rejestracji list.
Według informacji WP Kurski miał osobiście poinformować Kaczyńskiego w centrali PiS przy Nowogrodzkiej, że pozbył się niektórych aktywów. Chodziło właśnie o część nieruchomości. Rozmowa miała odbyć się w lutym br. - Jacek przyszedł do prezesa z papierami, minął z tym kilka osób - twierdzi nasze źródło.
W tym samym czasie Kurski kolejny raz rozmawiał z prezesem PiS o możliwości kandydowania w wyborach do Parlamentu Europejskiego - dowiedziała się WP.
Wtedy też dostarczył Kaczyńskiemu "raport", który - oficjalnie - mieli sporządzić jego współpracownicy. Nikt jednak w PiS nie ma wątpliwości, że dokument, w którym wskazano m.in. na fatalne zarządzanie telewizją za czasów Mateusza Matyszkowicza, a także błędy popełniane przez sztab PiS w kluczowym okresie kampanii, został stworzony przez samego Kurskiego.
- To element jego kampanii do europarlamentu. "Kura" buduje sobie mit i chce tym mitem zaczarować prezesa - twierdzi jeden z polityków PiS.
Inny się śmieje: - Wystarczy to przeczytać, nawet kilka zdań. Język "Kury" jest niepodrabialny, ten "raport" to cały on.
Niektórzy rozmówcy z PiS uważają jednak, że fakt, iż raport "wyciekł", jest błędem popełnionym przez Kurskiego.
Powód? Były szef TVP wprost przyznaje w nim, że telewizja publiczna za jego czasów (i później) miała być przede wszystkim machiną propagandową wspierającą rząd PiS. - Jeśli nowe władze będą chciały stawiać Kurskiemu zarzuty czy na poważnie rozliczyć to, co działo się w telewizji, to ten raport jest dla nich prezentem - twierdzi jeden z naszych rozmówców.
Inny konkluduje: - Tylko "Kura" mógł być tak bezczelny i pewny siebie, żeby puścić to do mediów. Nikim i niczym się nie przejmuje, tylko Jarosławem. Ma facet tupet.
Podkreślmy: w raporcie Jacek Kurski nie jest wskazany jako jego współautor.
Tupet byłego szefa telewizji nie wszystkim się w PiS podoba. Jak pisaliśmy niedawno w WP, spora część partii - na czele z osobami kojarzonymi z Mateuszem Morawieckim - jest przeciwna temu, by Jacek Kurski był kandydatem PiS w wyborach do PE.
Zobacz także
Rozmówcy WP twierdzili, że "Kurski [ale też Mariusz Kamiński, Maciej Wąsik czy Daniel Obajtek - red.] działa na ludzi jak płachta na byka" i może nie tylko zmobilizować przeciwko PiS elektorat liberalny, ale także odstraszyć wyborców umiarkowanych.
Prezes Kaczyński ma nie pozostawać wobec tych argumentów obojętny. A jaka decyzja zapadnie ws. startu Jacka Kurskiego? - Jednoosobowa - żartuje polityk PiS. Bo decyduje oczywiście prezes.
Szymon Jadczak, Michał Wróblewski, dziennikarze Wirtualnej Polski