Obajtek i Kurski na listach PiS. W partii złość. "Działają na ludzi jak płachta na byka"

Najbardziej wpływowi prezesi w czasach rządów PiS - Daniel Obajtek i Jacek Kurski - mają otrzymać gwarancję miejsc na listach do Parlamentu Europejskiego. Start byłego prezesa Orlenu jest niemal pewny, waży się los byłego szefa TVP. A w partii tli się bunt. W tle są ogromne pieniądze.

Daniel Obajtek i Jacek Kurski
Daniel Obajtek i Jacek Kurski
Źródło zdjęć: © EAST_NEWS | East
Michał Wróblewski

Duża grupa polityków PiS sprzeciwia się temu, by tzw. biorące miejsca na listach do europarlamentu otrzymali były prezes PKN Orlen Daniel Obajtek i były prezes TVP Jacek Kurski - wynika z informacji WP.

Wielu kręci też nosem na wieść o starcie w wyborach do PE Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika. Część ludzi z PiS nie chce również na listach Zbigniewa Ziobro.

- Jeśli oni będą twarzami naszej kampanii, to mobilizacja wyborców drugiej strony będzie olbrzymia. A trzecie z rzędu przegrane wybory to katastrofa dla PiS i konieczność przebudowy naszego obozu. W konsekwencji grozi nam nawet rozpad - przyznaje ważny polityk tej partii.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Panowie prezesi

W PiS rozpoczyna się twarda gra interesów w sprawie miejsc na listach wyborczych do Parlamentu Europejskiego. Jak dowiaduje się Wirtualna Polska, Daniel Obajtek otrzymał od Jarosława Kaczyńskiego obietnicę pierwszego miejsca na podkarpackiej liście. Obajtek propozycję przyjął - wynika z naszych ustaleń.

Ale wielu politykom PiS się to nie podoba. - Dlaczego mamy ustępować milionerom, którzy nie potrzebują złotych szalup? - pyta jeden z nich.

Inny rozmówca zwraca uwagę: - Jarosław przyznał, że każdy sam ma się zatroszczyć o finansowanie własnej kampanii. Obajtek i Kurski mają za co ją robić, a reszta? Co to jest za sprawiedliwość? Skąd brać kasę, jak część z nas sporo włożyło w poprzednie wybory?

Tu należy jednak wspomnieć, że znaczną część wydatków na kampanie europosłów w 2019 roku sfinansowali ludzie związani z PiS, zatrudnieni na intratnych stanowiskach w spółkach skarbu państwa i w instytucjach zależnych od rządu.

Oprócz Obajtka - który dzięki rządom PiS dorobił się milionówkandydować do PE ma Jacek Kurski.

Wedle naszych informacji, były prezes TVP nie otrzymał jednak jednoznacznej deklaracji od Jarosława Kaczyńskiego, że otrzyma "biorące miejsce" do PE. Ale bardzo się o to stara. - I ma duże szanse - twierdzą nasze źródła.

Jak słyszymy, Kurski kontaktuje się z Kaczyńskim bezpośrednio, telefonicznie lub w cztery oczy. Decyzja co do jego kandydatury zapadnie wyłącznie w tym gronie. Bez pośredników.

- Daniel i Jacek otworzą listę milionerów z PiS - przekonują nasze źródła. - Zarobili, nic nie muszą, to chcą wrócić do polityki. A przy okazji Obajtkowi zależy na immunitecie - twierdzi jeden z rozmówców z PiS.

Inny przyznaje: - To nie podoba się w partii. Ludzie latami za kiepskie pieniądze użerali się w Sejmie, harowali w kampaniach za nic, wielu czekało na swój moment. A teraz na złotych spadochronach chcą wrócić panowie prezesi.

Jak płachta na byka

Stronnicy Obajtka i Kurskiego mówią tak: - To żadni spadochroniarze. Przecież oni są rdzennymi pisowcami. Krew z krwi, kość z kości.

Rozmówca WP z dawnego obozu władzy, zwolennik startu obu panów zaznacza: - Sorry, ale to Orlen i TVP robiły kampanię PiS. Obajtek i "Kura" powinni być witani na listach jak swoi. I to chlebem i solą!

W PiS jednak nie ma takiego entuzjazmu. Podobnie jak w przypadku planowanego startu w wyborach do PE Macieja Wąsika i Mariusza Kamińskiego.

- Z jakiej racji oni mają kandydować? Z czym mieliby pójść do Brukseli? Jakie kompetencje za nimi stoją, co oni wiedzą o polityce europejskiej? Nawet języków nie znają. O czym my mówimy? - oburza się jeden z przedstawicieli młodszej generacji polityków PiS.

Inny doświadczony polityk tłumaczy: - Nazwiska Obajtka i Kurskiego "żrą" elektorat antypisowski. Napędzają go. Podobnie jest z Ziobrą, Wąsikiem i Kamińskim. To czerwone płachty na wyborców Platformy i "normalsów", którzy mogliby nas poprzeć. Ich start oznacza wyższą frekwencję, która w wyborach do europarlamentu sprzyja liberałom. Mobilizacja wyborów obecnej władzy może nas zmiażdżyć.

Kolejny rozmówca Wirtualnej Polski przekonuje, że ostateczne decyzje w sprawie list wyborczych do Parlamentu Europejskiego zapadną dopiero po wyborach samorządowych.

Jeśli w samorządach dostaniemy łupnia, to prezes będzie zmuszony zrobić mocniejsze listy do PE. Dlaczego? Bo nie będzie mógł sobie pozwolić na trzy porażki z rzędu. Zwłaszcza przed wyborami prezydenckimi - tłumaczy polityk PiS.

- Te wybory już dziś są przegrane. Dlatego też już dziś trzeba myśleć o reorganizacji partii. Myśleć do przodu, łamać schematy, szukać nowych rozwiązań - mówi nam jeden z młodych przedstawicieli formacji Jarosława Kaczyńskiego.

Polityczni emeryci

Młodzi w PiS też są chętni do wyjazdu do Brukseli i Strasburga, ale - wedle naszych informacji - w Polsce chce ich zatrzymać sam prezes. - Jarosław stawia w Sejmie na 30-, 40-latków. Chce mieć tu twardych zagończyków i mocnych polemistów. Bitnych i niestrachliwych. Są tacy, ale oni myślą też o swoich karierach. No i chcą do Brukseli - twierdzi rozmówca z PiS.

Mowa m.in. o członkach sejmowych komisji śledczych: Waldemarze Budzie, Pawle Jabłońskim, Przemysławie Czarnku. Ale nie tylko - chętni do startu w wyborach do PE mają być też Arkadiusz Mularczyk, Szymon Szynkowski vel Sęk, Grzegorz Puda, Paweł Szrot czy Marcin Przydacz.

To relatywnie młodzi i - co istotne dla prezesa - dobrze wykształceni politycy (głównie prawnicy), którzy mają ambicję i chcą się "bić".

- Chłopaki pokazują to na każdym kroku. Ale powiem panu coś: paradoksalnie im to szkodzi. Sądzą, że ich aktywność im pomoże w walce o dobre miejsca na listach, a tak naprawdę sprawia, że Kaczyński jest mniej skłonny ich wysłać poza kraj. Bo on chce mieć w Sejmie takich właśnie typów: dynamicznych, a nie ospałych, jak w poprzednim klubie parlamentarnym - twierdzi rozmówca z PiS.

Jak słyszymy, wymienieni wyżej mogą znaleźć się na listach wyborczych PiS do PE, ale w takiej konfiguracji, by "grać" na innych kandydatów - tych, których Kaczyński chce pozostawić w Brukseli lub ich tam oddelegować.

- Mogą zostać rzuceni na okręgi, gdzie będzie tylko jeden mandat dla PiS. Ale oni go nie wezmą, wezmą ci, których wskaże prezes - wskazuje nasze źródło.

Wśród tych ostatnich są starzy druhowie prezesa: m.in. Ryszard Terlecki czy Marek Kuchciński. Ale też była wicemarszałek Sejmu Małgorzata Gosiewska. - Męczą się w Sejmie, chcą wyjechać, zarobić, wrócić i zamknąć karierę w polityce - mówi o Terleckim i Kuchcińskim jeden z polityków PiS.

Z tej okazji Kuchciński - były marszałek Sejmu - wydał nawet biografię podsumowującą jego zawodową karierę. "Z Przemyśla do polityki" - brzmi jej tytuł.

Bezpieczna przystań

Władze Prawa i Sprawiedliwości mają świadomość, że ich partia straci kilka miejsc w Parlamencie Europejskim. Dlatego też w formacji Jarosława Kaczyńskiego już dziś zaczyna się rywalizacja o jak najlepsze pozycje na listach wyborczych.

Dziś PiS ma w Parlamencie Europejskim 27 deputowanych, ale ta liczba po planowanych na czerwiec 2024 r. wyborach zapewne zmieni się na niekorzyść PiS.

Jak wynika z naszych informacji, rozgrywka będzie toczyć się między tymi europosłami, którzy rezydują w Brukseli i Strasburgu od lat, a tymi, którzy szukają dziś bezpiecznej przystani na trudne czasy w opozycji. Chcą oni jednocześnie realizować swoje polityczne aspiracje i - przy okazji - zarobić duże pieniądze.

A europarlament bywa świetną trampoliną do kolejnych etapów w karierze. I daje finansowy spokój, bez potrzeby martwienia się o przyszłość. - Wszyscy to wiedzą. Ale nie możemy delegować wszystkich do PE, nawet tych najbardziej ogarniętych. Trzeba działać na miejscu i szykować się do kampanii prezydenckiej - słyszymy w PiS.

Możliwe, że na listach do PE znajdzie się miejsce dla wielu osób spoza Sejmu i byłych parlamentarzystów - na przykład dla Jadwigi Emilewicz.

Jak pisaliśmy już w WP, większość obecnych europosłów PiS chciałoby ponownie kandydować (z list wypadnie tych kilku). Start zapowiedzieli m.in. Beata Szydło i Patryk Jaki. Zostać w PE chce także Adam Bielan.

Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski

Napisz do autora: Michal.Wroblewski@grupawp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1852)