Jacek Karnowski: gdy Paweł w coś wierzył, nie kalkulował, ile zyska czy straci© PAP | Tomasz Gzell

Jacek Karnowski: gdy Paweł w coś wierzył, nie kalkulował, ile zyska czy straci

- Trzymał się zasady: Gdańsk ma być miastem dla wszystkich. Nie może być tak, że będziemy przyjmować tylko tych, którzy są bogaci i przywiozą zachodni kapitał - Jacek Karnowski, prezydent Sopotu opowiada o swojej przyjaźni z Pawłem Adamowiczem.

Sebastian Łupak: Jest pewna przerażająca myśl: prezydent Paweł Adamowicz wcześniej w czasie Światełka do Nieba zawsze był na scenie z córkami. W tym roku one były akurat na wakacjach. Pierwszy raz był sam. Pan kiedyś był z nim na scenie WOŚP?
Jacek Karnowski: Tak, raz. Bywaliśmy razem na różnych otwartych wydarzeniach, scenach. Bardzo często byliśmy razem. Mieliśmy taką niepisaną umowę, że każdy z nas mógł drugiego reprezentować. Wiele projektów robiliśmy razem. Były takie spotkania: ja, Paweł, Olek Hall, Mietek Struk – marszałek województwa pomorskiego. Paweł zawsze był przy mnie. Gdy mnie zatrzymano pod zarzutem korupcji w 2009 roku, Paweł natychmiast był przy mnie. Nie było tu żadnych kalkulacji. Znaliśmy się tyle lat, znaliśmy nasze domy, nasze rodziny. Ale mieliśmy poczucie, że coś złego się stanie.

To znaczy?
- Mówiliśmy o braku sprawnego państwa, które nie reagowało, gdy niewinni ludzie byli bici, kopani, gdy wysyłano pod ich adresem pogróżki i groźby śmiertelne, uśmiercano ich w internecie. Państwo polskie umarzało sprawy związane z agresją, z faszyzacją kraju. Oczywiście, nie przypuszczaliśmy, że to będzie aż taka tragedia i że dotknie Pawła. A z drugiej strony nie wyobrażaliśmy sobie odgradzania się od mieszkańców.

W TVP pojawiło się w 2018 r. około 100 materiałów krytycznych wobec Pawła Adamowicza. Jak to znosił?
- Na początku źle. Najsmutniejsze, że myśmy znali Jacka Kurskiego wiele lat. I byliśmy też kiedyś zaprzyjaźnieni z panią dyrektor TVP Gdańsk. Tym bardziej nas to bolało. My rozmawialiśmy z członkami rządu PiS, witaliśmy się z kolegami z PiS. Ale jednocześnie wiedzieliśmy, że nie będzie rozwoju miast bez wolnych sądów. Z Pawłem zdecydowanie żądaliśmy od TVP podstawowych standardów. Ale jeżeli ktoś kłamie i przeinacza nasze wypowiedzi, manipuluje, to ciężko w takiej telewizji występować. Nie chcieliśmy się dać wykorzystać.

O czym pan dokładnie mówi?
- Powiedzieliśmy np., że przyjmiemy w Sopocie rodziny polskie z Kazachstanu. TVP zrobiła materiał: „Karnowski posłuchał rządu, już nie chce przyjmować uchodźców”. I pokazano jakichś mężczyzn z bronią w ręku – w domyśle terrorystów. To była skrajna manipulacja, bo my chcieliśmy przyjmować i Polaków z Kazachstanu, i uchodźców. TVP Info w podobny sposób zmanipulowała fakt powołania przez Pawła Rady Imigrantów w Gdańsku.

Dlaczego ten atak na Adamowicza był taki mocny?
- Na pewno przeszkadzał im sukces Gdańska jako miasta i sukces Pawła, który startował do wyborów sam, nawet wbrew środowisku Platformy. I wygrał.

Gdzie jest granica krytyki? Czy "polityczny akt zgonu” to już coś, co trzeba ocenzurować, ścigać?
- Można kogoś krytykować, nie zgadzać się z nim. Ale nie można go skazywać zaocznie na śmierć cywilną, czy potem śmierć fizyczną. To już jest faszyzacja życia publicznego.

O jaką Polskę chodziło Pawłowi Adamowiczowi?

- Znał dobrze nasze wady i zalety narodowe. Chodziło mu o to, żeby Polska była krajem o swojej tożsamości, ale otwartym, który jest trzonem Europy. Przecież Gdańsk był miastem hanzeatyckim, oknem na świat. I on chciał miasta wolności i Solidarności, a Polski uczciwej i zasobnej. Chciał Polski, która będzie jednym z liderów Europy, ale też pomostem na Wschód.

Dlaczego w dniu wolnym od pracy zbierał na ulicach Gdańska datki na WOŚP?

- Zawsze chodził i zbierał. Chciał być tam, gdzie mieszkańcy i dawać dobry przykład. To nie było koniunkturalne. Pamiętajmy, że Paweł opiekował się rodziną w Afryce w ramach adopcji na odległość, dawał datki na Syrię w ramach Caritasu, miał też bliski kontakt z Polakami ze Wschodu, których Gdańsk ściągał.

Dodatkowo Gdańsk, podobnie jak Sopot, zadeklarował, że przyjmie uchodźców z Syrii.

- Tu też nie było koniunktury. Przecież rząd szczuł na uchodźców, więc wcale nie wynikało, że to się przełoży na głosy czy naszą popularność. Wprost przeciwnie. Ale Paweł miał swoje pryncypia.

Chcieliście wspólnie przyjąć dzieci uchodźców na leczenie w Gdańsku i Sopocie.

- To był pomysł działaczek społecznych z Sopotu i Gdańska, które były wstrząśnięte, że Polska odmawia nawet przyjęcia dzieci. Pierwsze co, to pomyślałem o Pawle. On powiedział, że to jasne jak słońce, że pomoże. Pojechaliśmy do Turcji z pomysłem, żeby tam objąć opieką uchodźców z dwóch miast, w których byli uchodźcy z Syrii. Niestety, dalej była bariera rządowa.

Skąd w ogóle ten wasz pomysł, żeby pomagać uchodźcom?

- Gdańsk i Sopot to w dużej mierze miasta imigrantów, którzy musieli opuścić swoje domy na Kresach w poszukiwaniu nowej Polski. To miejsca, które zawsze czerpały bogactwo z wielokulturowości. Paweł wiedział, że postawa ksenofobiczna prowadzi do zubożenia miasta. Chciał miasta otwartego na innych, bo bez tego idea Solidarności by umarła i Gdańsk byłby duchowo pustym miastem. A jego Gdańsk miał być miastem dla wszystkich. Nie może być tak, że będziemy przyjmować tylko tych, którzy są bogaci i przywiozą zachodni kapitał. Nie! Przyjmijmy też tych, którzy są biedni, potrzebujący i uciekają przed wojną.

Jego rodzice to Kresowiacy. Mieli na niego wpływ?
To bardzo skromni i wspaniali ludzie. Na pewno mieli wpływ na jego widzenie świata. Opowiadali mu o przedwojennej Polsce, w której obok Polaków żyli Białorusini, Ukraińcy, Żydzi.

Co was kształtowało w młodości?
- Ruch Młodej Polski i środowisko liberałów gdańskich. Przede wszystkim Aleksander Hall, ale także znajomość z Donaldem Tuskiem, Lechem Wałęsą, Bogdanem Borusewiczem, Maciejem Płażyńskim, Franką Cegielską. Poza tym Paweł był człowiekiem bardzo religijnym i arcybiskup Gocłowski też miał na niego duży wpływ. On pojmował wiarę jako miłość bliźniego. Tu nie miało znaczenia, czy to jest – przepraszam za używane przez Polaków wulgarne określenie - "ciapaty”, czy osoba innej orientacji. Paweł czytał Ewangelię wprost, więc dla niego była ważna pomoc każdemu. Dlatego z przerażeniem odbieram teraz deklaracje jakiegoś księdza, że się za Pawła nie będzie modlił.

Dlaczego Adamowicz, bądź co bądź konserwatysta katolicki, zaczął chodzić na progejowskie Marsze Równości?
- Polska zaczęła być krajem ksenofobicznym, zamkniętym. Paweł wiedział, że trzeba okazać szacunek dla każdego, w tym mniejszości. On bronił ludzi pokrzywdzonych, napiętnowanych. On sam był napiętnowany, więc wiedział co to znaczy. Od kilku lat telewizja i prokuratura zaszczuwała jego i jego rodzinę. Wykorzystywano jego pomyłkę w oświadczeniach majątkowych do celów politycznych. On zapłacił karę finansową, a oni dalej chcieli go publicznie linczować.

Co robił w czasie wolnym?
- Pożerał książki. To był intelektualista. Ja zajmowałem się sportem, chodziłem na mecze koszykówki, a on czytał. On był człowiekiem odważnym: już w wieku 25 lat, w 1990 roku, został prorektorem Uniwersytetu Gdańskiego. Był ciekawy świata, chciał się uczyć. Zawsze czegoś szukał. Myśmy zawsze chcieli jechać coś zobaczyć na świecie. Podglądać, jak urządzony jest świat. I to nie jest tak, że my jechaliśmy tylko do Paryża czy Brukseli. Jechaliśmy do Moskwy, do Lwowa, do Wilna, na Białoruś. Tam było ciężko, więc trzeba było pomóc. Nas ktoś nauczył samorządności – Amerykanie, Niemcy, Szwedzi - więc my musimy teraz nauczyć Ukraińców.

Jako pracoholicy odpoczywaliście czasem od pracy?
- Zdarzały nam się wyjazdy na trzy dni. Jechaliśmy sobie pogadać, napić dobrego wina. On dzwonił do mnie, ja do niego. Nie było zazdrości, że ktoś gdzieś sam pojedzie pierwszy. Plan był taki, żeby wyjechać wspólnie na ten właśnie weekend, 19-20 stycznia.

Wyłączylibyście telefony?
- Chyba nie. Zawsze praca wracała. Zaczęlibyśmy rozmawiać o dzieciakach, a potem znów wróciłyby tematy miejskie, samorządowe i polityka.

Rozumiem, że nie zostawicie jego żony i córek samymi sobie?
- Nasze środowisko dotykało już kilka tragedii. Śmierć "Arama” Rybickiego, Maćka Płażyńskiego. To środowisko zawsze było i jest solidarne.

Jacek Karnowski. Polityk, samorządowiec, od 1998 roku prezydent Sopotu. Zasiada w zarządzie Związku Miast Polskich, jest współprzewodniczącym Zespołu ds. Ustrojowych Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego. Od 2001 do 2008 związany z Platformą Obywatelską, obecnie niezależny. Założyciel sopockiego WOPR, sternik jachtowy i motorowodny oraz instruktor narciarski.

Źródło artykułu:WP magazyn
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)