"Istotne i pilne". Jasny sygnał po gorzkich słowach z Ukrainy
- Nie należy robić z tego dużej politycznej afery - uważa Jan Piekło, były ambasador RP w Ukrainie. Dyplomata odniósł się w ten sposób do słów szefa ukraińskiego rządu, który skomentował zapowiedź Morawieckiego. - To leży w interesie Rosji, żeby doprowadzić do jakiegoś problemu między Polakami a Ukraińcami - dodaje.
Denys Szmyhal odniósł się w czwartek do wypowiedzi premiera Morawieckiego, który zapowiedział w środę, że jeśli Komisja Europejska nie wydłuży po 15 września zakazu wwozu zboża z Ukrainy, to Polska sama zamknie granicę na te towary.
- Albo po 15 września zostaną wypracowane w Komisji Europejskiej mechanizmy i regulacje, które uniemożliwią destabilizację polskiego rynku, albo rząd RP zrealizuje to jednostronnie - powiedział w środę Morawiecki.
- Będziemy twardzi - dodał.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Rzecznik rządu zdenerwowany. Mówi o skandalu w szpitalu z policją
Jednocześnie szef resortu rolnictwa Robert Telus poinformował, że ministrowie krajów przyfrontowych (Polska, Bułgaria, Węgry, Słowacja i Rumunia - przyp. red) chcą, by zakaz obowiązywał przynajmniej do końca roku. Minister zastrzegł jednak, że kraje te są "mocno otwarte" na tranzyt z Ukrainy.
"Rosja zakłóciła inicjatywę zbożową, niszcząc infrastrukturę naszych czarnomorskich portów i po raz kolejny prowokując światowy kryzys żywnościowy. W tym krytycznym czasie Polska zamierza nadal blokować eksport zboża UA do UE. To nieprzyjazne i populistyczne posunięcie, które poważnie wpłynie na globalne bezpieczeństwo żywnościowe i gospodarkę Ukrainy" - skomentował w czwartek na Twitterze premier Ukrainy.
Wpis Szmyhala skomentował szef polskiego rządu. Morawiecki ocenił, że premier Ukrainy "nie do końca we właściwy sposób" odczytuje intencje polskiego rządu. "My na tranzyt się zgadzaliśmy i zgadzamy, i nie ma żadnego problemu z tranzytem. Polska nie tylko nie przyczyni się do destabilizacji na rynkach globalnych, ale wręcz my pomagamy w wywiezieniu za granicę ukraińskiego zboża" - powiedział.
"Nie należy robić z tego dużej politycznej afery"
- Nie należy robić z tego dużej politycznej afery - ocenia w rozmowie z Wirtualną Polską były ambasador RP w Kijowie Jan Piekło, odnosząc się w ten sposób do zgrzytu w stosunkach polsko-ukraińskich.
- Powinniśmy się najpierw porozumieć na linii Kijów-Warszawa. To jest ważne, istotne i pilne - podkreśla.
- To nie jest tak, że polskie terytorium jest zamknięte dla tranzytu ukraińskich produktów rolnych. Problem jest taki, żeby to się odbywało w sposób, który jest pod pełną kontrolą. Żeby to nie wychodziło jak wcześniej, że grupa "bardziej przedsiębiorczych biznesmenów" próbowała na tym zarobić pieniądze - komentuje rozmówca WP, odwołując się tym samym do powodów ustąpienia ministra Kowalczyka, który zapłacił stołkiem za brak reakcji na zalanie polskiego rynku ukraińskim zbożem.
Piekło nie wyklucza przy tym działania symultanicznego w UE. - Mamy swoich parlamentarzystów i komisarza UE - niech się oni tym też zajmą od strony Brukseli - dodaje.
Próba wpłynięcia na stosunki polsko-ukraińskie
Piekło podkreśla, że "niestety widzi" już symptomy świadczące o tym, że zgrzyt może zostać wykorzystany do próby wpływania na stosunki polsko-ukraińskie.
- To leży w interesie Rosji, żeby doprowadzić do jakiegoś problemu między Polakami a Ukraińcami - ocenia. Dyplomata przytacza przy tym przykład wpisu Wasyla Zwarycza, ukraińskiego ambasadora w Warszawie, pod którego wpisem odnoszącym się do sytuacji zbożowej od razu pojawiły się "gromady trolli" odwołujące się do rzezi wołyńskiej.
- Rosja przy pomocy zbrodni wołyńskiej, banderowców i UPA dość skutecznie w pełnym momencie zdominowała narrację w Polsce w tym temacie. Należałoby temu przeszkodzić - podkreśla Piekło.
Tomasz Waleński, dziennikarz Wirtualnej Polski
WP Wiadomości na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski