ŚwiatGroźny zwrot Europy Środkowej i Wschodniej w stronę populistycznej i nacjonalistycznej prawicy? Ekspert: ten trend będzie się pogłębiać

Groźny zwrot Europy Środkowej i Wschodniej w stronę populistycznej i nacjonalistycznej prawicy? Ekspert: ten trend będzie się pogłębiać

• Europa Środkowo-Wschodnia skręca w stronę skrajnej prawicy?

• Jednym z ostatnich sygnałów może być poparcie dla radykalnych partii na Słowacji

• Politolog, dr Tomasz Słupik, wyjaśnia przyczyny takiego trendu

• Ekspert: to zjawisko widać też na zachodzie

• Ocenia, jaką rolę odgrywa tu Rosja i czym różni się prawica wschodu i zachodu UE?

Groźny zwrot Europy Środkowej i Wschodniej w stronę populistycznej i nacjonalistycznej prawicy? Ekspert: ten trend będzie się pogłębiać
Źródło zdjęć: © AFP | Vladimir Simicek
Małgorzata Gorol

09.03.2016 | aktual.: 09.03.2016 15:34

WP: Podczas ostatnich wyborów na Słowacji najwięcej głosów zdobyli socjaldemokraci z partii SMER, ale media określają ich zwycięzcami-przegranymi i zwracają uwagę na poparcie, jakie zyskały ugrupowania skrajnie prawicowe i nacjonalistyczne. Słowacja to tylko kolejny przykład szerszego trendu w Europie Środkowo-Wschodniej - politycznego skrętu regionu na prawo w stronę nacjonalizmu i populizmu?

Dr Tomasz Słupik, politolog: Myślę, że tak i ma to miejsce nie tylko w Europie Środkowo-Wschodniej. W samym regionie możemy wskazać Węgry czy Polskę. Oczywiście w naszym kraju są to raczej elementy nacjonalizmu, bo PiS nie jest stricte taką partią, ale sam ruch narodowy zyskuje w Polsce na znaczeniu. Teraz Słowacja wpisuje się w tę tendencję.

WP: Czy to wszystko przez kryzys imigracyjny, z którym UE, póki co, słabo sobie radzi?

Nie. Te procesy to skutek głębszych przemian politycznych i gospodarczych, które przygotowały pewien grunt. Na pewno tym, co pogłębiło to zjawisko są ostatnie kłopoty UE w szerszym sensie, czyli brak pomysłu na Unię, tego, jak przeciwdziałać kryzysom, choćby jak rozwiązać problem z Grecją. To wszystko powoduje, że mamy do czynienia z renacjonalizacją - nie tylko w Europie Środkowej, ale w ogóle w Europie. Następuje powrót do państw narodowych, które w dobie problemów wydają się ludziom najbardziej skuteczną instytucją do ich rozwiązywania. Przy czym zyskują najbardziej radykalne partie, które w uproszczony, schematyczny sposób szukają wrogów, czy wewnątrz, czy na zewnątrz, mówiąc, że dotychczasowy establishment państwowy lub Unii się skompromitował, bo nie znajduje skutecznej recepty na przeciwdziałanie kryzysowi finansowemu czy imigranckiemu.

Zapleczem dla tych ruchów są wszelkie grupy rozczarowanych, czyli najczęściej klasa średnia, która w wyniku bardziej globalnych procesów się degraduje, ubożeje. Ten uproszczony komunikat nacjonalistów o imigrantach, złej Unii, przeregulowaniu i biurokracji czy innych kwestiach mocno dociera do tych ludzi, i to w całej Europie, bo partie prawicowe nacjonalistyczno-populistyczne zyskują wszędzie (poparcie - red.).

WP: Ale jednak partie populistyczne, nacjonalistyczne często uderzają w strunę lęku przed imigrantami. Dlaczego to pada na równie podatny grunt w Europie Środkowo-Wschodniej, gdzie społeczności są stosunkowo homogeniczne, a przede wszystkim sam region nie jest szczególnym kierunkiem docelowym dla imigrantów?

To jest pewien paradoks. Ale już w czasach komuny do głównej ideologii dosztukowywano elementy nacjonalizmu i eksponowano różne zagrożenia, prawdziwe czy urojone. I dziś to także trafia na podatny grunt, bo działa jakaś pamięć społeczna. Choć więc, po pierwsze, na obecnym etapie kryzysu (imigranckiego - red.) kraje Europy Środkowo-Wschodniej nie są atrakcyjne dla uchodźców, a po drugie, z pewnymi wyjątkami (na Słowacji, Węgrzech, w Rumunii, Bułgarii występują mniejszości, ale ta skala nie jest taka jak przed wojną) są dość jednolite, to widać tą pamięć społeczności i głęboko zinternalizowany lęk. On wiąże się też z transformacją i poczuciem braku bezpieczeństwa, które dotknęło wielu ludzi po 1989 r. Radykalni, nacjonalistyczni politycy znakomicie to wykorzystują, mówiąc o kryzysie imigranckim, ale też kosmopolitycznych elitach, Brukseli czy innych mitycznych siłach. W tej retoryce często wróg jest właśnie mocno zmitologizowany, wręcz wykreowany. Jest to nawet strategia podwójnego wroga, z jednej strony Unia
ze swoim modelem liberalnym, z drugiej imigranci, którzy jednak się tu pojawili, bo Bruksela jest niewydolna i nieefektywna.

Mocno widać to w działaniach Viktora Orbana - zakasujemy rękawy i w ramach państwa narodowego stawiamy płoty i podejmujemy całą masę innych przedsięwzięć, które są w oczach społeczeństwa na krótką metę pewnymi rozwiązaniami. Natomiast, jakie to przyniesie skutki w dłużej perspektywie, to żaden z tych polityków nie wie. Przy czym Orban jest cynicznym graczem, który wykorzystuje kartę nacjonalizmu, ale ugrupowania ze Słowacji to już twarde jądro, właściwie neofaszyści. To jest niepokojące zjawisko i dopiero się dowiemy, czy to objaw głębszej choroby, coś bardziej trwałego. Zobaczymy to po sekwencji wyborów w innych krajach Europy Środkowo-Wschodniej, ale też na zachodzie. Mówić przecież też można o Francji, Niemczech, krajach skandynawskich. Myślę, że ta tendencja będzie się pogłębiać.

WP: Wspominał Pan już o wpływie na całe zjawisko kłopotów Grecji. Czy te groźby Grexitu, a ostatnio Brexitu, gdy liderzy z Aten i Londynu jasno stawiają UE warunki, podkreślając interesy narodowe, były także inspiracją dla wschodnioeuropejskich liderów prawicy?

Zdecydowanie tak. Kryzys gospodarczy, potem unii walutowej, a na koniec imigrancki pokazały, że dotychczasowa koncepcja europejska się nie sprawdziła. I politycy z różnych państw, którzy pochodzą czasem z kompletnie różnych bajek politycznych, od Orbana począwszy, ale także Aleksis Cipras, David Cameron, Milosz Zeman, Robert Fico czy Jarosław Kaczyński dostrzegli swoją szansę w kontestowaniu dotychczasowego modelu Unii, bo na razie nikt jej nie chce zupełnie zakwestionować. A nieefektywna Unia daje spore pole do popisu. Granie na nastrojach i mocne odwoływanie się do interesu narodowego - bo skoro Unia sobie nie radzi, to my musimy sobie poradzić - jest więc częściowo wymuszone sytuacją, ale też w dużej mierze sprytnie i skutecznie wykorzystywane przez polityków. Orban opanował to chyba do perfekcji i ma patent na ten mechanizm, ale staje się to zaraźliwe. Z innej perspektywy krytykuje Unię Cameron, a za chwilę będziemy mieli z tym do czynienia we Włoszech czy Francji, jeśli Front Narodowy zyska większe
poparcie lub prezydentem zostanie Marine Le Pen, a takie scenariusze są brane pod uwagę.

WP: Mówił Pan, że Europa jest tutaj nie bez winy. Za co powinna się uderzyć w pierś, że ugrupowania skrajnie nacjonalistyczne i antyunijne zyskują coraz więcej głosów?

To jest dobre pytanie. Myślę, że to ciągle jest problem marzenia o projekcie politycznym. O ile unia gospodarcza, walutowa, fiskalna czy bankowa nie tyle nie sprawdziły się, co brakuje konsekwencji we wprowadzaniu kolejnych ich etapów, to unia w wymiarze politycznym, czy jako koncepcja Europy federalnej, czy jakiegoś superpaństwa, nie przemawia do wyobraźni i uczuć narodowych. To było już widać na etapie eurokonstytucji, odrzuconej przez Francję i Holandię. Potem pojawiła się cała sekwencja wydarzeń: przyszedł kryzys gospodarczy, unia walutowa zaczęła kuleć, Grecja stała się właściwie bankrutem, pojawiły się jeszcze problemy na Bliskim Wschodzie i uchodźcy. To doprowadziło do tego, że zjawiska braku zaufania (do UE - red.) i sceptycyzmu, a także to, co się określa deficytem demokracji zaczęły się pogłębiać. Mamy teraz taki niesprawiedliwie uproszczony obraz społeczeństwa lub państw narodowych z jednej strony i jakiegoś zupełnie nieefektywnego monstrum w Brukseli z drugiej. Co jest nieprawdą. Jednak
integracja w tym dotychczasowym modelu nie ma obecnie dobrej prasy ani polityków, którzy mogliby ją dalej pchnąć. W takim szerszym planie nie ma też intelektualnego pomysłu na Europę - co by dało nową energię, odpowiedź na pytanie: czym ta UE ma się stać na skomplikowanej globalnej mapie ostrej rywalizacji między USA, Rosją, Chinami itd.

WP: Jak duża jest groźba, że taki trend rosnącej w siłę skrajnej prawicy doprowadzi do implozji UE? A może to przesadne obawy, i mimo że wschodnioeuropejskie elektoraty coraz częściej spoglądają w kierunku nacjonalistycznej prawicy, jednocześnie pozostaną też zwolennikami europejskiej integracji?

To jest ten paradoks Polski, gdzie wciąż jesteśmy w większości euroentuzjastami. To jest ok. 80 proc. osób, które są generalnie "za" Unią, bo najczęściej kojarzą ją z jej funduszami i realnymi zmianami, które widzą za oknem w postaci dróg, muzeów czy bibliotek.

W tej chwili nie widzę takiego zagrożenia, jak w okresie międzywojennym, by pod ciężarem wewnętrznych sprzeczności w poszczególnych państwach i potem szerzej w skali europejskiej Unia miała się rozpaść. Choć elity narodowe w krajach, gdzie skrajni nacjonaliści na razie są ciągle marginesem politycznym, powinny trzymać rękę na pulsie i neutralizować wpływy radykalnej prawicy i mieć pomysł na dobre funkcjonowanie własnych państw, ale też projekt europejski. Na pewno Unia jest na jednym z najpoważniejszych zakrętów w swojej historii. Jak mówi prof. Jan Zielonka, Unia musi wymyśleć się na nowo. Pytanie, czy elity europejskie, ale też w poszczególnych krajach mają na tyle determinacji, by projekt europejski redefiniować i zbliżyć do ludzi, przekonać ich, że to jest zdecydowanie lepsze niż droga ksenofobii, nienawiści, nacjonalizmów, partykularyzmów, które - jak uczy historia - prowadzą do tragedii, rywalizacji, klęsk, wojen. W najlepszym razie kończą się kryzysami, w najgorszym - hekatombą. Co więcej, Europa nie
działa w próżni, a coraz słabsza staje się znakomitym miejscem do penetracji i budowania hegemonii rosyjskiej.

WP: A propos Rosji, jak duży wpływ na trend umacniania skrajnej prawicy ma Moskwa i Władimir Putin? I nie mówię tylko o ekonomicznych relacjach między różnymi krajami Unii a Rosją, które się pogorszyły z powodu sankcji i embarg po aneksji Krymu. Chodzi mi także o postać Putina jako przywódcy, który może się jawić być może jako i bezkompromisowy, ale też skuteczny?

Po pierwsze Rosja finansuje wiele partii (w Europie - red.). Ponoć CIA ma ujawnić listę takich wprost wspieranych ugrupowań, ale już np. wiemy, że do Frontu Narodowego poszła pożyczka z rosyjskiego banku. Rzeczywiście wiele skrajnie prawicowych partii czy ich liderów widzi w Putinie przykład stanowczego, twardego i skutecznego przywódcy. Oczywiście w Polsce coś takiego nie ma szans, ale w innych krajach Europy Środkowej czy Zachodniej tak. To jest też element poszukiwania nowego "modelu rozwojowego", który mówi o nieliberalnej demokracji czy demokracji suwerennej. W poszukiwaniu alternatywy dla wielu ze skrajnej prawicy - czy to nacjonalistycznej, czy populistyczno-nacjonalistycznej - Putin jest więc i punktem odniesienia, i atrakcyjnym przykładem. Ale i Rosja nie zasypia gruszek w popiele i, jak już mówiłem, finansuje bardziej lub mniej skrajne partie, które w domyśle mogą doprowadzić do destabilizacji poszczególnych krajów, bo to jest w interesie Moskwy.

WP: Czym różni się nacjonalistyczna prawica wschodniej i zachodniej Europy?

Jeśli chodzi o retorykę, to nie ma specjalnie zbyt dużych różnic, ale przyczyny popularności między Wschodem i Zachodem są inne. W Europie Środkowej i Wschodniej mamy do czynienia z traumą potransformacyjną, wizją wyidealizowanego Zachodu, którym mieliśmy się stać, ale niestety ta operacja powiodła się tylko po części. Partie prawicowe budują na tym rozczarowaniu swoją pozycję polityczną, oskarżając o to, co się dzieje, kryzys walutowy czy uchodźczy oraz nieskuteczność Unii. Choć na Zachodzie też mamy do czynienia z degradacją klasy średniej i dezorientacją, która dotyczy społeczeństw ponowoczesnych. A słabość Unii wzmacnia siły, które odwołują się do egoizmów narodowych i oskarżają Brukselę o całe zło. Co więcej, we Francji, Anglii, Holandii czy Skandynawii funkcjonują od dziesięcioleci grupy muzułmanów czy innych mniejszości. Partie, jak Front Narodowy, zbijają kapitał polityczny na podkreślaniu, że muzułmanie są beneficjentami opieki socjalnej, nie integrują się, stanowią potencjalne zagrożenie dla
rekrutacji przez grupy terrorystyczne. Ten wewnętrzny wróg czy przeciwnik jest realny dla takich partii w krajach zachodnich. Oczywiście, i w niektórych państwach Europy Środkowo-Wschodniej są problemy związane z mniejszościami, ale te grupy nie funkcjonują na taką skalę (jak na Zachodzie - red.), a i niewielu uchodźców w ogóle chce wiązać przyszłość z tym krajami.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (582)