Francuzi chcą zmian, ale odrzucają radykałów. Europa nie chce rewolucji
Francuzi i Włosi nie chcą politycznych awantur. Partia prezydenta Emmanuela Macrona zmiażdżyła konkurencję w pierwszej turze wyborów parlamentarnych we Francji. We Włoszech wyborcy zadali dotkliwy cios populistom z Pięciu Gwiazd. Europejczycy raz jeszcze pokazali, że cenią sobie umiar – zwłaszcza w polityce.
Mniej więcej co trzeci Francuz, w pierwszej turze wyborów parlamentarnych, poparł centrową partię prezydenta Macrona "La République en Marche" (LRM). Jeżeli druga tura przebiegnie podobnie, to nowy prezydent będzie się cieszyć poparciem bezwzględnej większości deputowanych do Zgromadzenia Narodowego. Ordynacja wyborcza oparta na okręgach jednomandatowych powoduje, że LRM może uzyskać 400 do 440 miejsc w 577-osobowym parlamencie.
Drugą siłą polityczną będą Republikanie, którzy otrzymali ponad 21 proc. głosów i liczą na ok. 100 mandatów. Największe straty ponieśli rządzący dotychczas Socjaliści, na których głosowało tylko 10 proc. Francuzów. Spełniają się też najczarniejsze koszmary liderki Frontu Narodowego Marine Le Pen, która przegrała wybory prezydenckie, a teraz jej ugrupowanie uzyskało niespełna 14 proc. głosów i nie będzie miało żadnego wpływu na kraj. Le Pen uważa, że wszystkiemu winna jest ordynacja wyborcza i jednomandatowe okręgi wyborcze premiujące duże ugrupowania.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Jeszcze bardziej srogi werdykt wyborców usłyszeli komuniści i ekolodzy. Francuzi wyraźnie pokazali, że mają dość dotychczasowego kształtu polityki, ale nie oznacza to, że gotowi są popierać skrajne rozwiązania. Niezwykle niska frekwencja, wynosząca poniżej 49 proc., pokazuje brak zaufania do elity politycznej. Wyborcy postanowili zaufać zupełnie nowym ludziom. Tak wielkiego trzęsienia ziemi we francuskiej polityce nie było od blisko 60 lat, gdy generał Charles de Gaulle tworzył Piątą Republikę. Teraz do władzy doszedł 39-letni Macron, który w pośpiechu stworzył ruch polityczny złożony z ludzi o jeszcze mniejszym doświadczeniu politycznym niż on. Wielu z nich nigdy nie piastowało żadnego urzędu.
Europejczycy nie ufają radykałom
Sukces LRM wynika też z tego, że w ciągu miesiąca Emmanuel Macron urósł do roli symbolu Europejczyka przeciwstawiającego się dyktatowi Trumpa i Putina. Obiecuje też wspólnie z Angelą Merkel reformować Unię Europejską. Jednak teraz, dzierżąc pełnię władzy, będzie musiał sprawdzić się w rodzimej polityce. Czekają go gigantyczne oszczędności budżetowe, ograniczenie liczby urzędników państwowych czy reforma rynku pracy i systemu emerytalnego.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Przeciwko radykałom opowiedzieli się też Włosi. Wybory lokalne w ok. tysiącu miast i miejscowości miały być sprawdzianem antyeuropejskiej i antyimigranckiej Partii Pięciu Gwiazd byłego komika Beppe Grillo. Populiści ponieśli jednak sromotną klęskę i ani jeden kandydat Pięciu Gwiazd nie przeszedł nawet do drugiej tury głosowania w żadnym, dużym mieście. Wyborcy zaufali partiom politycznym o ugruntowanej pozycji.
Wcześniej, 15 marca, podobny werdykt wydali Holendrzy. Populistyczna, prawicowa Partia Wolności otrzymała co prawda ponad 13 proc. głosów i zwiększyła liczbę miejsc w parlamencie, ale wynik był znacznie gorszy od tego, którego spodziewał się jej lider Geert Wilders. Najnowsze sondaże wskazują, że we wrześniu w Niemczech zwyciężą chadecy Angeli Merkel, którzy powiększają przewagę nad socjaldemokratami Martina Schulza. Im bliżej wyborów tym mniej Niemców gotowych jest ufać ugruporwaniom skrajnym niezależnie od tego, czy jest to prawicowa AfD, czy lewicowa Die Linke. Na początku roku CDU i SPD łącznie cieszyły się zaufaniem 53 proc. wyborców. Teraz to już 62 proc.
Jeszcze kilka miesięcy temu zastanawiano się, czy Europy nie czekają rządy radykałów o trudnych do przewidzenia skutkach. Zimnym prysznicem dla wielu wyborców było zachowanie Trumpa w USA oraz konsekwencje referendum brexitowego. Kolejne kraje i kampanie wyborcze pokazują, że mieszkańcy Starego Kontynentu nie chcą powierzać władzy radykałom, nawet jeżeli są zmęczeni rządami dotychczasowych elit.