Dyplomata: Duda powinien rozmawiać z Tillersonem. To wielki błąd
Naiwnością byłoby twierdzić, że partnerem dla amerykańskiego sekretarza stanu jest profesor Czaputowicz. Prezydent powinien był porozmawiać z Tillersonem - mówi w rozmowie z WP Jan Wojciech Piekarski, były ambasador RP.
Teoretycznie zasady protokołu są jasne: głowa państwa rozmawia ze swoim odpowiednikiem. Właśnie na tę zasadę powołał się polski prezydent nie zgadzając się na rozmowę z szefem amerykańskiej dyplomacji. Jak pisaliśmy, zdarzenie miało miejsce w lutym, w najgorętszym okresie zawieruchy wokół nowelizacji ustawy o IPN. Amerykanie, którym zaproponowano, by Tillerson porozmawiał z kimś równym rangą, nie przyjęli tego dobrze, a sprawa walnie przyczyniła się do bezprecedensowych napięć w stosunkach Polski z jej najważniejszym sojusznikiem.
Zdaniem Jana Wojciecha Piekarskiego, byłego ambasadora oraz szefa Protokołu Dyplomatycznego, Duda popełnił błąd ściśle trzymając się protokołu.
- Jeżeli prezydent RP w relacjach z politykami ze Stanów Zjednoczonych chce stosować zasady protokolarne, jakie stosuje się z krajami tej samej rangi, to jest jego prawo. Ale dowodzi to tego, że nie zdaje sobie sprawy, jak ważnym partnerem są Stany Zjednoczone i jaką rolę w administracji amerykańskiej odgrywa sekretarz stanu. Wszędzie tam, gdzie podróżuje, jego partnerami są pierwsze osoby w państwie. Czy prezydent Duda wyobraża sobie, że partnerem dla Tillersona jest minister Czaputowicz? - pyta dyplomata. - To byłaby duża naiwność. Odmowa rozmowy to był wielki polityczny błąd. Być może prezydent wyczuwał możliwość perswazji ze strony Tillersona w sprawie ustawy o IPN-ie, no a prezydent bał się Nowogrodzkiej i wolał tej rozmowy uniknąć - spekuluje.
Jak dodaje, Duda powinien był przyjąć prośbę Tillersona, bo ten przekazywał stanowisko administracji Trumpa. Piekarski nie dziwi się też, że w efekcie Amerykanie wykluczyli spotkanie polskich przywódców z prezydentem USA, do momentu rozwiązania sporu o IPN.
- Departament Stanu opiniuje wszystkie spotkania w Białym Domu i dlatego będzie długo zastanawiał się, jak zaopiniować ewentualną możliwość spotkania amerykańskiego z polskim prezydentem. Nie mówiąc już o tym, że na oficjalne zaproszenie będzie musiał długo poczekać - mówi ambasador.
Zobacz także: Patryk Jaki: „Nic nie wiedziałem o zakazie wstępu do Białego Domu”
Clinton nie chciał rozmawiać z Wałęsą
Jak dodaje, sytuacja go nie dziwi także dlatego, że nie był to pierwszy przypadek, kiedy Amerykanie grozili odwołaniem spotkania na szczycie. Podobna sytuacja miała miejsce podczas wizyty Lecha Wałęsy w USA w 1995 roku. Amerykańscy dyplomaci dążyli do odwołania rozmowy polskiego prezydenta z Billem Clintonem po tym, jak Wałęsa nie zareagował na antysemicką wypowiedź byłego kapelana "Solidarnośći" ks. Henryka Jankowskiego. Piekarski był wówczas szefem Protokołu Dyplomatycznego.
- To była wizyta w San Francisco z okazji 50-lecia ONZ. W programie było umówione spotkanie z Billem Clintonem, ale kiedy przybyliśmy na miejsce, przedstawiciel Departamentu Stanu powiedział nam, że do spotkania nie dojdzie. W końcu wywalczyliśmy to, ale tylko pod warunkiem, że odbędzie się bez kamer. Prezydent USA nie chciał bowiem być widziany z kimś, kto nie zareagował na antysemickie wypowiedzi - mówi dyplomata. I dodaje - Pamiętam, że, po tej wizycie w San Francisco, sekretarz stanu w kancelarii Wałęsy Andrzej Zakrzewski stwierdził: "To już koniec Wałęsy. On już tych wyborów nie wygra". Nie wiem czy to jest jakiś omen dla kolejnych wyborów w Polsce...