PolitykaDosadne słowa o nowym trendzie w polskiej polityce. "Liderzy chowają się za plecami kobiet"

Dosadne słowa o nowym trendzie w polskiej polityce. "Liderzy chowają się za plecami kobiet"

Najbliższe wybory przejdą do historii naszego kraju, jako pierwsze, w których twarzami najważniejszych partii są kobiety. Czy oznacza to nowy trend w rodzimej polityce? Eksperci są w tej kwestii podzieleni. - Kobiety kandydatki to nie efekt naturalnego zjawiska napływu i awansu kobiet, ale wynik "chowania się liderów za ich plecami" - mówi prof. UJK dr hab. Agnieszka Kasińska-Metryka.

Dosadne słowa o nowym trendzie w polskiej polityce. "Liderzy chowają się za plecami kobiet"
Źródło zdjęć: © PAP
Przemysław Dubiński

Wystawienie przez trzy największe partie polityczne (PiS, PO, ZL) kobiet jest z pewnością sytuacją bez precedensu w powojennej historii Polski. Choć ilość reprezentantek płci pięknej w polskim parlamencie stale rośnie, to jeszcze nigdy nie zdarzyło się, by aż trzy z nich walczyły w wyborach o fotel premiera. Czy Beata Szydło, Ewa Kopacz oraz Barbara Nowacka są zwiastunem zmian, jakie dokonują się w polskiej polityce?

Od "paprotek" do świecznika

Zdaniem politologa Uniwersytetu Warszawskiego dr hab. Rafała Chwedoruka zjawisko, które obecnie obserwujemy, jest związane z przemianami kulturowymi, widocznymi nie tylko w świecie polityki. W jego opinii podział ról społecznych sprawił, że płeć piękna zaczyna odgrywać coraz większą rolę.

Dużo bardziej sceptyczna w tej materii jest prof. UJK dr hab. Agnieszka Kasińska-Metryka, dla której wystawienie przez największe polskie partie kobiet jest co prawda nowym zjawiskiem, ale niezwiązanym z awansem płci pięknej.

- Kobiety kandydatki to nie efekt naturalnego zjawiska napływu i awansu kobiet w polityce, ale wynik "chowania się liderów za plecami kobiet". Każda kandydatka tak pozycjonuje swój wizerunek, żeby przekonać wyborców do siebie, a jednocześnie podkreślić różnice względem rywali. W najtrudniejszej sytuacji jest obecna premier, bo stanowi ona naturalny punkt odniesienia i stąd jest tak często krytykowana, zwłaszcza przez Beatę Szydło. Jednocześnie każda z kobiet chce dowieść swojej samodzielności, chociaż wiadomym jest, że ta decyzyjność napotyka wiele ograniczeń ze strony mężczyzn sterujących "z tylnego siedzenia" - tłumaczy Kasińska-Metryka.

Podobnego zdania jest również konsultant i doradca polityczny Wiesław Gałązka. - Do tej pory kobiety pełniły rolę „paprotek”, natomiast teraz są na świeczniku. Twarze męskie są już zdarte i niechętnie postrzegane. Pokazywanie Antoniego Macierewicza, Jarosława Kaczyńskiego czy Leszka Millera nie jest zbyt atrakcyjne - tłumaczy ekspert, który szanse na wniesienie nowej jakości do polskiej polityki upatruje w kandydatce Zjednoczonej Lewicy Barbarze Nowackiej.

- Jestem przekonany, że nie pozwoli sobie wchodzić na głowę przez Janusza Palikota czy Leszka Millera. Jest to znak pewnej odnowy. Prezentuje typ polityka, który, co brzmi paradoksalnie, jest wyraziście umiarkowany. Czyli potrafi zrobić coś bardzo trudnego - trzymać dystans - przekonuje Gałązka.

W brutalnej męskiej grze

W przeszłości kobiety w polityce postrzegane były jako osoby mające łagodzić napięcia oraz będące swoistym buforem chroniącym przed atakami opozycji. Wysunięcie ich na pierwszy plan wymusiło zmianę tego wizerunku. Jest on wykreowany przez odpowiednich specjalistów. Ile zostało w nim jednak z kobiecości?

Według Agnieszki Kasińskej-Metryki obraz dwóch głównych kandydatek, czyli Beaty Szydło i Ewy Kopacz, jest bardzo zbliżony.

- Widoczna jest praca doradców, chociaż efekt nie zawsze jest zadawalający. Pani premier była wielokrotnie krytykowana za strój, chociaż w kampanii prezentuje się poprawnie. Trudno także odnieść się do wyglądu Beaty Szydło, bo jest on w warstwie ubioru na tyle schematyczny, że właściwie niezauważalny - tłumaczy prof. Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach.

Na tym tle wyróźnia sie kandydatka Zjedoczonej Lewicy Barbara Nowacka, która zdaniem specjalistów jest dużo bardziej naturalna i kobieca, niż jej rywalki. Potrafi również skutecznie prezentować swoje racje, nie podnosząc przy tym głosu oraz unikając emocjonalnej oceny przeciwników.

- Szydło i Kopacz uprawiają zapasy w kisielu przesłodzonym obietnicami wyborczymi. Niestety obie czasami przekraczają granice kultury politycznej. Próbują przedstawić się jako „żelazne damy” i nieudolnie naśladować Margaret Thatcher czy Angelę Merkel. Daleko im jednak do ich klasy, a samo porównanie wydaje się wręcz żałosne. Kreują się na twardych polityków, pokazując męskie zachowania. Nie łagodzą nastrojów politycznych - analizuje Wiesław Gałązka i dodaje - Natomiast Barbara Nowacka jest osobą bardzo zrównoważoną i prezentuje się jako kulturalny polityk. Jednocześnie wizualnie jest najatrakcyjniejsza z pośród wszystkich kandydatek.

Walka o kobiecy elektorat?

W opinii ekspertów obecność kobiet na listach wyborczych partii spowodowana jest tym, że ugrupowania chcą w ten sposób pozyskać głosy żeńskiego elektoratu. Mają również ocieplać wizerunek partii, które liczą, że w ten sposób pozyskają więcej wyborców. Czy kobiety będą miały zatem znaczący wpływ na frekwencję przy urnach i będą potrafiły przyciągnąć nowy elektorat?

- Każda z kandydatek znajduje swój target, czyli docelową grupę odbiorców, chociaż ciągle można mieć wrażenie, że głosy będą oddawane nie tyle ze względu na wizerunek kandydatek ile na liderów, którzy za nimi stoją - rozwiewa wątpliwości prof. UJK dr hab. Agnieszka Kasińska-Metryka.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (143)