Donald Tusk odwiedzi Budapeszt. Ma wesprzeć węgierską opozycję
W stolicy Węgier na wtorek planowane są dwie duże manifestacje. Głównym gościem jednej z nich ma być Donald Tusk. Zaprosiła go węgierska opozycja.
Szef Platformy Obywatelskiej i Europejskiej Partii Ludowej ma wystąpić we wtorek na demonstracji węgierskiej opozycji. Tego dnia odbywa się święto narodowe w rocznicę rewolucji z 1848 r.
Tusk wesprze węgierską opozycję w Budapeszcie
W rozmowie z "Gazetą Wyborczą" przedstawiciel węgierskiej opozycji István Szent-Iványi potwierdził, że Donald Tusk ma być głównym gościem wydarzenia.
Obecność Tuska ma podkreślić proeuropejski kurs opozycji wobec premiera Viktora Orbana, którego Fidesz do niedawna również był częścią Europejskiej Partii Ludowej. Obecnie Orban współpracuje w Unii Europejskiej z partiami skrajnie prawicowymi. Opozycja przekonuje, że kolejna kadencja Orbana może oznaczać dla Węgier putinizację i zacieśnianie więzów z Rosją.
Zobacz także: MSZ wyrzuci z Polski rosyjskiego ambasadora? "Wszystkie opcje są na stole"
W rozmowie z "Wyborczą" Paweł Graś, współpracownik i wieloletni rzecznik Donalda Tuska, przyznał, że zaproszenie do Budapesztu wpłynęło jeszcze przed rozpoczęciem przez Rosję wojny w Ukrainie.
To nie będzie jednak jedyne duże wydarzenie w stolicy Węgier. Swoich zwolenników do Budapesztu na wtorek zaprasza również partia Fidesz, na czele której stoi premier Viktor Orban. Liczy na obecność nawet pół miliona swoich sympatyków.
Orban nie chce sankcji na Rosję
W tym roku na jego demonstracji nie będzie delegacji z Polski, którą zazwyczaj były kluby "Gazety Polskiej". Ze względu na postawę Orbana, który w czasie wojny nie chce szkodzić Putinowi, odwołano wyjazd, a zebrane pieniądze zapowiedziano przekazać na rzecz ukraińskich matek i ich dzieci.
Sam premier Orban sprzeciwia się nakładaniu sankcji na Rosję. Nie zgadza się również na tranzyt broni dla Ukraińców przez terytorium węgierskie. Węgry za jego rządów współpracują blisko z Rosją, która sprzedaje Węgrom gaz najtaniej ze wszystkich państw unijnych.
Źródło: "Gazeta Wyborcza"