Do szpitala trafiło pobite niemowlę. "Nogi się pode mną ugięły"
• Do jednego z wrocławskich szpitali trafił 3-miesięczny Fabian ze złamaną rączką, zadrapaną twarzą i siniakami
• Lekarze poinformowali prokuraturę o podejrzeniach maltretowania dziecka
• Matka przedstawia kilka różnych wersji wydarzeń
06.09.2016 | aktual.: 06.09.2016 10:21
Fabian trafił do pogotowia ratunkowego w Świdnicy w niedzielę późnym wieczorem. Początkowo lekarze zdiagnozowali u niego zniekształcenie rączki w okolicy łokcia oraz zadrapania na twarzy.
"Nogi się pode mną ugięły"
- Mama dziecka mówiła, że ranka na jego policzku wzięła się stąd, że jest karmione butelką i kiedy przysnęło, odgniotło się o nią. A rączkę uszkodziło sobie, kiedy usiłowało przewrócić się na brzuszek - relacjonuje dyrektorka pogotowia w Świdnicy, Małgorzata Jurkowska. Personel nie uwierzył jednak w wersję, jaką przedstawiała kobieta.
- Pielęgniarka zobaczyła, że na policzku dziecka pojawiło się zasinienie. To wzbudziło jej niepokój - wyjaśnia Jurkowska. Jeszcze tej samej nocy Fabian został przewieziony do Dolnośląskiego Szpitala Specjalistycznego we Wrocławiu. Rodzice dziecka po zaledwie kilku godzinach zostawili je tam samo. Szczęśliwie, chłopiec trafił do sali, w której znajdowała już się pani Jolanta ze swoim rocznym synem. - Nie wiem, jak można doprowadzić dziecko do takiego stanu! On miał zabandażowany cały bark i rączkę. Miał siniaki na twarzy, zadrapania. Buźka była spuchnięta. Ewidentnie od uderzeń - mówi Jolanta Dytko, a jej mama, Elżbieta, dodaje: - Na ogół jestem twarda, ale jak zobaczyłam to dziecko, nogi się pode mną ugięły.
Pani Jolanta wspomina, że rodzice Fabiana zostawili dziecko w szpitalu całkiem samo. - Z resztką mleka i butelkami tak brudnymi, że w głowie się nie mieści jak z tego można karmić dziecko! Pielęgniarka, która kąpała dzidziusia, powiedziała, że nigdy wcześniej nie widziała tak brudnego, śmierdzącego dziecka. Moja mama przywiozła dla niego butelki, pampersy, chusteczki nawilżane. A ja smoczek - opowiada Jolanta Dytkom, nie przestając płakać. Kiedy kobieta opuszczała szpital razem swoim dzieckiem, dopytywała pielęgniarek, czy Fabian wróci do rodziców. - Usłyszałam, że nie wiadomo, jak sprawa się zakończy, ale odpowiednie służby są już powiadomione - mówi pani Jolanta.
Wersja matki
Rodzice dziecka to 18-letnia Marietta i dwa lata od niej starszy Arkadiusz. Obydwoje pochodzą z niepełnych rodzin. Mieszkają sami. Arkadiusz I. w przeszłości był już wielokrotnie karany za kradzieże i udział w bójkach. Kilka dni po zdarzeniu został zatrzymany na zlecenie prokuratury. Usłyszał zarzuty spowodowania obrażeń ciała u dziecka i znęcania się nad nim.
- Co pan zrobił Fabianowi? Zamierza się pan przyznać? - pytał go nasz reporter, ale mężczyzna nie odpowiadał. Na rozmowę z nami zgodziła się jednak Marietta. - Zostawiłam Fabiana z narzeczonym tylko na godzinę. Miał go przypilnować, przebrać, dać jeść. Kiedy po 40 minutach zadzwonił do mnie, że coś się dzieje z dzieckiem, od razu przybiegłam do domu. Powiedział, że przebierał zasikane body i coś mu zrobił z rączką - twierdzi kobieta, która została przesłuchana w prokuraturze w charakterze świadka.
- Podawała kilka wersji bądź różnych okoliczności, w jakich miało dojść do zdarzenia - mówi nam Beata Piekarska-Kaleta z prokuratury rejonowej w Świdnicy. I twardo dodaje: - Dziecko to największy skarb. Nie ma litości dla sprawcy, którzy wykorzystując bezbronność małego dziecko powoduje takie obrażenia - dodaje twardo.
Trudne dzieciństwo
- Ja dziecku krzywdy nie zrobiłam. Możecie sobie mówić, co chcecie - odpowiada Marietta, która pojawiła się w szpitalu po tym, jak jej narzeczony został zatrzymany. W rozmowie z reporterem UWAGI! kobieta przyznaje, że Arkadiusz I. "bywał nerwowy w stosunku do dziecka". - Kiedy zapłakało, a on mówił "k…wa mać", to zwracałam mu uwagę! Tak samo, jak się darł przy dziecku. Też mówiłam "uspokój się" – opowiada kobieta. I stanowczo dodaje, że "radzi sobie" z opieką nad swoimi dziećmi.
Mimo młodego wieku, Marietta ma już także 3 letnią córkę z innym partnerem. Dziecko od urodzenia nie mieszka z matką. - Nocuje nieraz u mnie, bo sędzia tak powiedział. Wszystko się dobrze układa! - przekonuje osiemnastolatka. I - być może na swoje usprawiedliwienie - dodaje, że miała trudne dzieciństwo. W wieku 13 lat trafiła do zakładu poprawczego w związku z demoralizacją. Kiedy wróciła do domu i zaszła w ciążę, jej matka wyprowadziła się do nowego partnera. Marietta urodziła córkę, a gdy ponownie zaszła w ciążę, biologiczny ojciec Fabiana odszedł od niej. To wtedy w jej życiu pojawił się Arkadiusz I., który po narodzinach dziecka został wpisany do aktu urodzenia jako ojciec. - Ja się zmieniłam! Każdy mi mówi, że na lepsze. Kiedyś mi w głowie były tylko koleżanki, koledzy, imprezy, a teraz skupiam się na dzieciach! - przekonuje kobieta. Zaklina się też, że Fabian to chciane i kochane dziecko. - On dał nam szczęście! - mówi.
"Wiem, jak wychowywać dziecko"
Sprawą Fabiana zainteresował się sąd rodzinny w Świdnicy. Od opinii kuratora, który bada sytuację rodziny, zależy czy chłopiec wróci do domu. Do czasu decyzji sądu Fabian trafi do placówki opiekuńczej lub rodziny zastępczej. Za znęcanie się nad dzieckiem i spowodowanie obrażeń ciała ojcu Fabiana grozi do 5 lat więzienia. Mężczyzna jednak nadal nie przyznaje się do winy i podtrzymuje, że do złamania ręki doszło przy przebieraniu dziecka. - Wiem, jak wychowywać dziecko i nie potrzebuję żadnej pomocy! Nikomu nie ufam. Ludzie niby chcą pomóc, a tak naprawdę to chodzi im o to, żeby zabrać dziecko - mówi mama Fabiana. Jej syn wraca do zdrowia we wrocławskim szpitalu.