Czarna lista prezesa. Kaczyński nie chce tych posłów w Sejmie
Jarosław Kaczyński nie chce na listach wyborczych PiS polityków, za którymi będą się ciągnąć afery. Nie chce także osób, które w ostatnich latach chwiały jego klubem parlamentarnym lub podważały pozycję premiera. Nowogrodzka postanowiła wykreślić co najmniej kilka nazwisk. Dla niektórych może oznaczać to definitywny koniec kariery politycznej.
W kilku niezależnych od siebie źródłach w obozie władzy usłyszeliśmy, że na listach wyborczych PiS/Zjednoczonej Prawicy prawdopodobnie nie znajdzie się Jacek Żalek. To polityk związany m.in. z UPR, PiS, PO, Polską Razem, Porozumieniem i Partią Republikańską. Niedawno został odwołany z funkcji wiceministra funduszy i polityki regionalnej po ujawnieniu nieprawidłowości w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju - instytucji, którą nadzorował.
Kolejną odsłonę tej afery opisała w czwartek 18 maja Wirtualna Polska. Jak informował Szymon Jadczak, pięć osób zaangażowanych w projekt, na który Narodowe Centrum Badań i Rozwoju chciało dać 123 mln zł, jest podejrzanych o działanie w zorganizowanej grupie przestępczej wyłudzającej dotacje. NCBiR w przeszłości wstrzymywał granty dla powiązanych z nimi firm. Szkopuł w tym, że - jak pisze Jadczak - według doradcy i równocześnie brata ówczesnego szefa NCBiR na wsparcie projektu za 123 mln zł miał naciskać nie kto inny, tylko ówczesny wiceminister Jacek Żalek.
Ta historia ciągnie się od wielu tygodni. I końca nie widać.
Jak ujawniła ostatnio "Gazeta Wyborcza", blisko milionowe granty z Narodowego Centrum Badań i Rozwoju miały dostawać pseudoprojekty, które nigdy nie miały być realizowane. Wcześniej m.in. Wirtualna Polska pisała o wielkich dotacjach, jakie miały otrzymać firmy należące do osób związanych z Republikanami (partią, do której należy Żalek). Po wybuchu afery pieniądze zostały wstrzymane, a w Centrum poleciały głowy.
- Ta historia będzie się ciągnąć za Jackiem do wyborów, a może i dłużej. Z takim garbem nie można startować w wyborach. Żalek nie znajdzie się na listach - powiedzieli nam politycy związani z partyjną centralą przy Nowogrodzkiej.
Dla Jacka Żalka to może być koniec długiej kariery politycznej (w Sejmie zasiadał od 2007 roku). - Tak to się kończy. W tych wyborach na listach będzie ciasno, więc te filtry, przez które będziemy przepuszczać kandydatów na posłów, będą szczelniejsze niż zwykle. Ludzie kojarzeni z aferami nie mogą znaleźć się na listach. Nawet jeśli "do spodu" się wyczyszczą. Takie jest dziś założenie kierownictwa - mówi nam człowiek z PiS.
Z drugiej strony Żalek - jak słyszymy - od czasu do czasu rozmawia z Jarosławem Kaczyńskim. Były wiceminister wciąż szuka szansy na powrót do łask i - mimo wszystko - start w wyborach z list PiS.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Lista grzechów
Według nieoficjalnych informacji Wirtualnej Polski, spora część PiS chciałaby się pozbyć z list wyborczych przedstawicieli Partii Republikańskiej. Tę małą formację współtworzą m.in. europoseł Adam Bielan (lider partii) oraz ministrowie i wiceministrowie: Kamil Bortniczuk, Włodzimierz Tomaszewski czy Lech Kołakowski.
Do Republikanów należą również zdymisjonowani z rządu Michał Cieślak, Łukasz Mejza (o którym również pisał Szymon Jadczak) i wspomniany Żalek. Czy Cieślak i Mejza znajdą się na listach? Nasi rozmówcy z PiS nie są w stanie dziś tego stwierdzić.
Jak słyszymy w PiS, na przychylność Nowogrodzkiej może liczyć tylko kilku polityków z tego grona. Na ostatnią konwencję PiS został zaproszony Adam Bielan, ale - oficjalnie z powodu obowiązków europarlamentarzysty - nie mógł pojawić się w Warszawie. - Bielan na jakiś czas zniknął z orbity, ale ma zagwarantowane miejsce na liście do Parlamentu Europejskiego. To się nie zmieni - słyszymy w PiS.
W panelu dyskusyjnym w "ulu programowym" uczestniczył za to minister sportu Kamil Bortniczuk, który - jak usłyszeliśmy nieoficjalnie - miał nawet otrzymać propozycję wstąpienia do PiS.
Jeden z jego byłych partyjnych kolegów z Porozumienia się dziwi: - To ciekawe, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że Kamil miał szantażować Nowogrodzką, że jeśli nie dostanie teki ministra sportu, to odejdzie do Konfederacji.
Bortniczuk jest dziś jednak blisko PiS i liczy na wysokie miejsce na liście wyborczej (w grę wchodzą Wrocław, Kraków - ze względu na Igrzyska Europejskie - i Opole).
Są jednak tacy posłowie związani z mniejszymi koalicjantami PiS, którzy nie mogą dziś liczyć na zielone światło od Nowogrodzkiej. Jak słyszymy, liderzy PiS nie chcą na listach m.in. związanej z Republikanami posłanki Małgorzaty Janowskiej. W 2021 odeszła z PiS, oskarżając tę partię o "zamordyzm" i "zakłamanie".
Po tych słowach szef klubu PiS Ryszard Terlecki komentował w Sejmie, że takich posłów jak Janowska czeka "polityczna śmierć". Posłanka ostatecznie wróciła do klubu PiS, ale już jako przedstawicielka Republikanów. - Została zapamiętana przez prezesa Kaczyńskiego. Nie ma co liczyć na przychylność - słyszymy.
Nowogrodzka ma także problem z inną posłanką: Anną Siarkowską, dziś posłanką reprezentującą Suwerenną Polską. Siarkowska wielokrotnie sprzeciwiała się PiS - m.in. podczas kluczowych głosowań na komisjach sejmowych. Uderzała także w ministra zdrowia Adama Niedzielskiego, kwestionowała również politykę PiS w najtrudniejszym czasie pandemii.
To nie wszystkie nazwiska. Duża część kierownictwa PiS - jak słyszymy - nie chce także na listach Janusza Kowalskiego. To czołowy polityk Suwerennej Polski Zbigniewa Ziobry i największy w obozie władzy krytyk działań premiera Mateusza Morawieckiego. Aktualnie - wiceminister rolnictwa (wcześniej w resorcie aktywów państwowych u wicepremiera Jacka Sasina).
Losy tego polityka w obozie PiS były dość burzliwe. Kowalski przychodził do rządu i z niego odchodził. Po kryzysie koalicyjnym w 2020 roku, sporach o Polski Ład i negocjacjach premiera Morawieckiego na forum UE, Kowalski złożył nawet wniosek o opuszczenie przez Solidarną Polskę obozu rządzącego.
Nowogrodzka wszystkie te polityczne "szarże" pamięta i dziś coraz więcej osób ze ścisłych władz PiS ma przekonanie, że Kowalskiego należałoby się pozbyć. - Premier Morawiecki, gdyby mógł, już dawno by to zrobił. Ale Kowalski ma za sobą Ziobrę, ciche wsparcie niektórych ludzi z PiS, w tym Jacka Sasina, a prezes Kaczyński nie tylko go długo tolerował, ale nawet na swój sposób lubił. To Janusza dziś ratuje - twierdzi w rozmowie z WP jeden z działaczy PiS.
Jaki zatem jest plan? - Januszowi zaproponujemy powrót do spółek skarbu państwa, ale na pewno nie miejsce na liście wyborczej - twierdzi jeden z ważnych polityków formacji rządzącej. Kowalski po objęciu władzy przez PiS w 2015 roku był m.in. wiceprezesem PGNiG i Państwowej Wytwórni Papierów Wartościowych, a także członkiem rad nadzorczych KGHM i Poczty Polskiej. W 2019 roku został posłem z ramienia Solidarnej Polski (choć formalnie kandydował z list PiS).
Negocjacje personalne w koalicji będą trwać aż do sierpnia. Nasi rozmówcy z PiS podkreślają, że proces tworzenia list będzie bardzo trudny. - Miejsc jest mniej niż cztery lata temu, a chętnych - więcej. Wiem jedno: prezes Kaczyński chce mieć sprawdzonych, zaufanych i kompetentnych ludzi, którzy nie będą mu rozwalać klubu w trakcie kadencji - mówi nam współpracownik Jarosława Kaczyńskiego.
Co z ziobrystami? "Z Solidarną Polską umawialiśmy się na wspólne listy. Z Suwerenną Polską ta rozmowa jest przed nami" - powiedział 12 maja w TVP szef struktur PiS Krzysztof Sobolewski. To jasny sygnał.
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: michal.wroblewski@grupawp.pl