Czarna lista prezesa. Kaczyński nie chce tych posłów w Sejmie

Jarosław Kaczyński nie chce na listach wyborczych PiS polityków, za którymi będą się ciągnąć afery. Nie chce także osób, które w ostatnich latach chwiały jego klubem parlamentarnym lub podważały pozycję premiera. Nowogrodzka postanowiła wykreślić co najmniej kilka nazwisk. Dla niektórych może oznaczać to definitywny koniec kariery politycznej.

Jarosław Kaczyński nie chce problematycznych posłów w Sejmie
Jarosław Kaczyński nie chce problematycznych posłów w Sejmie
Źródło zdjęć: © EASTNEWS | EASTNEWS
Michał Wróblewski

W kilku niezależnych od siebie źródłach w obozie władzy usłyszeliśmy, że na listach wyborczych PiS/Zjednoczonej Prawicy prawdopodobnie nie znajdzie się Jacek Żalek. To polityk związany m.in. z UPR, PiS, PO, Polską Razem, Porozumieniem i Partią Republikańską. Niedawno został odwołany z funkcji wiceministra funduszy i polityki regionalnej po ujawnieniu nieprawidłowości w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju - instytucji, którą nadzorował.

Kolejną odsłonę tej afery opisała w czwartek 18 maja Wirtualna Polska. Jak informował Szymon Jadczak, pięć osób zaangażowanych w projekt, na który Narodowe Centrum Badań i Rozwoju chciało dać 123 mln zł, jest podejrzanych o działanie w zorganizowanej grupie przestępczej wyłudzającej dotacje. NCBiR w przeszłości wstrzymywał granty dla powiązanych z nimi firm. Szkopuł w tym, że - jak pisze Jadczak - według doradcy i równocześnie brata ówczesnego szefa NCBiR na wsparcie projektu za 123 mln zł miał naciskać nie kto inny, tylko ówczesny wiceminister Jacek Żalek.

Ta historia ciągnie się od wielu tygodni. I końca nie widać.

Jak ujawniła ostatnio "Gazeta Wyborcza", blisko milionowe granty z Narodowego Centrum Badań i Rozwoju miały dostawać pseudoprojekty, które nigdy nie miały być realizowane. Wcześniej m.in. Wirtualna Polska pisała o wielkich dotacjach, jakie miały otrzymać firmy należące do osób związanych z Republikanami (partią, do której należy Żalek). Po wybuchu afery pieniądze zostały wstrzymane, a w Centrum poleciały głowy.

- Ta historia będzie się ciągnąć za Jackiem do wyborów, a może i dłużej. Z takim garbem nie można startować w wyborach. Żalek nie znajdzie się na listach - powiedzieli nam politycy związani z partyjną centralą przy Nowogrodzkiej.

Dla Jacka Żalka to może być koniec długiej kariery politycznej (w Sejmie zasiadał od 2007 roku). - Tak to się kończy. W tych wyborach na listach będzie ciasno, więc te filtry, przez które będziemy przepuszczać kandydatów na posłów, będą szczelniejsze niż zwykle. Ludzie kojarzeni z aferami nie mogą znaleźć się na listach. Nawet jeśli "do spodu" się wyczyszczą. Takie jest dziś założenie kierownictwa - mówi nam człowiek z PiS.

Z drugiej strony Żalek - jak słyszymy - od czasu do czasu rozmawia z Jarosławem Kaczyńskim. Były wiceminister wciąż szuka szansy na powrót do łask i - mimo wszystko - start w wyborach z list PiS.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Lista grzechów

Według nieoficjalnych informacji Wirtualnej Polski, spora część PiS chciałaby się pozbyć z list wyborczych przedstawicieli Partii Republikańskiej. Tę małą formację współtworzą m.in. europoseł Adam Bielan (lider partii) oraz ministrowie i wiceministrowie: Kamil Bortniczuk, Włodzimierz Tomaszewski czy Lech Kołakowski.

Do Republikanów należą również zdymisjonowani z rządu Michał Cieślak, Łukasz Mejza (o którym również pisał Szymon Jadczak) i wspomniany Żalek. Czy Cieślak i Mejza znajdą się na listach? Nasi rozmówcy z PiS nie są w stanie dziś tego stwierdzić.

Jak słyszymy w PiS, na przychylność Nowogrodzkiej może liczyć tylko kilku polityków z tego grona. Na ostatnią konwencję PiS został zaproszony Adam Bielan, ale - oficjalnie z powodu obowiązków europarlamentarzysty - nie mógł pojawić się w Warszawie. - Bielan na jakiś czas zniknął z orbity, ale ma zagwarantowane miejsce na liście do Parlamentu Europejskiego. To się nie zmieni - słyszymy w PiS.

W panelu dyskusyjnym w "ulu programowym" uczestniczył za to minister sportu Kamil Bortniczuk, który - jak usłyszeliśmy nieoficjalnie - miał nawet otrzymać propozycję wstąpienia do PiS.

Jeden z jego byłych partyjnych kolegów z Porozumienia się dziwi: - To ciekawe, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że Kamil miał szantażować Nowogrodzką, że jeśli nie dostanie teki ministra sportu, to odejdzie do Konfederacji.

Bortniczuk jest dziś jednak blisko PiS i liczy na wysokie miejsce na liście wyborczej (w grę wchodzą Wrocław, Kraków - ze względu na Igrzyska Europejskie - i Opole).

Są jednak tacy posłowie związani z mniejszymi koalicjantami PiS, którzy nie mogą dziś liczyć na zielone światło od Nowogrodzkiej. Jak słyszymy, liderzy PiS nie chcą na listach m.in. związanej z Republikanami posłanki Małgorzaty Janowskiej. W 2021 odeszła z PiS, oskarżając tę partię o "zamordyzm" i "zakłamanie".

Po tych słowach szef klubu PiS Ryszard Terlecki komentował w Sejmie, że takich posłów jak Janowska czeka "polityczna śmierć". Posłanka ostatecznie wróciła do klubu PiS, ale już jako przedstawicielka Republikanów. - Została zapamiętana przez prezesa Kaczyńskiego. Nie ma co liczyć na przychylność - słyszymy.

Nowogrodzka ma także problem z inną posłanką: Anną Siarkowską, dziś posłanką reprezentującą Suwerenną Polską. Siarkowska wielokrotnie sprzeciwiała się PiS - m.in. podczas kluczowych głosowań na komisjach sejmowych. Uderzała także w ministra zdrowia Adama Niedzielskiego, kwestionowała również politykę PiS w najtrudniejszym czasie pandemii.

To nie wszystkie nazwiska. Duża część kierownictwa PiS - jak słyszymy - nie chce także na listach Janusza Kowalskiego. To czołowy polityk Suwerennej Polski Zbigniewa Ziobry i największy w obozie władzy krytyk działań premiera Mateusza Morawieckiego. Aktualnie - wiceminister rolnictwa (wcześniej w resorcie aktywów państwowych u wicepremiera Jacka Sasina).

Losy tego polityka w obozie PiS były dość burzliwe. Kowalski przychodził do rządu i z niego odchodził. Po kryzysie koalicyjnym w 2020 roku, sporach o Polski Ład i negocjacjach premiera Morawieckiego na forum UE, Kowalski złożył nawet wniosek o opuszczenie przez Solidarną Polskę obozu rządzącego.

Nowogrodzka wszystkie te polityczne "szarże" pamięta i dziś coraz więcej osób ze ścisłych władz PiS ma przekonanie, że Kowalskiego należałoby się pozbyć. - Premier Morawiecki, gdyby mógł, już dawno by to zrobił. Ale Kowalski ma za sobą Ziobrę, ciche wsparcie niektórych ludzi z PiS, w tym Jacka Sasina, a prezes Kaczyński nie tylko go długo tolerował, ale nawet na swój sposób lubił. To Janusza dziś ratuje - twierdzi w rozmowie z WP jeden z działaczy PiS.

Jaki zatem jest plan? - Januszowi zaproponujemy powrót do spółek skarbu państwa, ale na pewno nie miejsce na liście wyborczej - twierdzi jeden z ważnych polityków formacji rządzącej. Kowalski po objęciu władzy przez PiS w 2015 roku był m.in. wiceprezesem PGNiG i Państwowej Wytwórni Papierów Wartościowych, a także członkiem rad nadzorczych KGHM i Poczty Polskiej. W 2019 roku został posłem z ramienia Solidarnej Polski (choć formalnie kandydował z list PiS).

Negocjacje personalne w koalicji będą trwać aż do sierpnia. Nasi rozmówcy z PiS podkreślają, że proces tworzenia list będzie bardzo trudny. - Miejsc jest mniej niż cztery lata temu, a chętnych - więcej. Wiem jedno: prezes Kaczyński chce mieć sprawdzonych, zaufanych i kompetentnych ludzi, którzy nie będą mu rozwalać klubu w trakcie kadencji - mówi nam współpracownik Jarosława Kaczyńskiego.

Co z ziobrystami? "Z Solidarną Polską umawialiśmy się na wspólne listy. Z Suwerenną Polską ta rozmowa jest przed nami" - powiedział 12 maja w TVP szef struktur PiS Krzysztof Sobolewski. To jasny sygnał.

Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski

Napisz do autora: michal.wroblewski@grupawp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (618)