Co z alertami RCB? Rozważano, by ostrzegały przed obcymi obiektami nad Polską
Techniczne ograniczenia sprawiły, że urzędnicy nie zdecydowali się na ostrzeganie mieszkańców przygranicznych terenów przed rosyjskimi atakami na Ukrainę - dowiedziała się WP. Zamysł, aby w tej sprawie wysyłać alert RCB, pojawił się po tragicznej w skutkach eksplozji rakiety w Przewodowie. Ale zmian nie będzie.
27.08.2024 16:42
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Po eksplozji ukraińskiej rakiety przeciwlotniczej w Przewodowie (15 listopada 2022 roku, kiedy to zginęły dwie osoby) eksperci i urzędnicy zastanawiali się nad wprowadzeniem alertów. - Jest szansa, że mieszkańcy terenów przy granicy z Ukrainą będą dostawali ostrzeżenia o rosyjskich atakach rakietowych po ukraińskiej stronie. Jest to rozważane - mówił wówczas Jacek Siewiera, szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego.
Wirtualna Polska wraca do tej sprawy, po tym, jak w poniedziałek rano obiekt będący prawdopodobnie rosyjskim dronem wleciał w Polską przestrzeń powietrzną. Na szczęście nie było konsekwencji, trwają jednak poszukiwania obiektu. Huk odrzutowców miał przekonać mieszkańców Lubelszczyzny i Podkarpacia, że polskie niebo jest pilnowane, a dlaczego nie było alertu RCB?
- Ostatecznie nie zapadła oficjalna decyzja, aby poprzez alerty RCB ostrzegać o ryzyku incydentu związanego ze zmasowanym atakiem powietrznym Rosji na Ukrainę - przekazał w rozmowie z WP Piotr Błaszczyk z wydziału polityki informacyjnej Rządowego Centrum Bezpieczeństwa.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Alerty RCB dobre do pogody, nie na wojnę?
- Rozważaliśmy ostrzeganie alertem. Jednak ograniczenia związane z przepustowością sieci telekomunikacyjnej operatorów, liczba potencjalnych wysyłanych SMS-ów do kilku powiatów powodują, że ostrzeżenie dotarłoby do niektórych mieszkańców z opóźnieniem. Stawiało to pod znakiem zapytania efektywność ostrzeżenia - tłumaczy Piotr Błaszczyk z RCB.
Ponadto wyjaśnia, że niektóre kraje np. Izrael stosują usługę "cell broadcast", która gwarantuje szybkie powiadomienie na telefon inną drogą niż SMS. To rozwiązanie wymagałoby jednak inwestycji po stronie operatorów telekomunikacyjnych. Według rozmówcy z RCB, słabością "cell broadcast" jest podatność na atak hakerski. Obawiano się fałszywej wiadomości, podobnie jak z depeszą PAP o mobilizacji.
- Oczywiście Rządowe Centrum Bezpieczeństwa jest całodobowo przygotowane do wysyłania alertów. Źródłem może być informacja z MON, podobnie jak to robi IMGW w przypadku burz - zastrzegł przedstawiciel instytucji.
O alerty Wirtualna Polska zapytała również Biuro Bezpieczeństwa Narodowego. Jego szef Jacek Siewiera był wcześniej zwolennikiem ostrzegania. Na razie nie uzyskaliśmy jednak odpowiedzi.
- W przypadku kolejnych rosyjskich ataków na ukraińskie cele przy granicy z Polską mieszkańcy przygranicznych terenów powinni otrzymywać ostrzeżenia - uważa prof. Daniel Boćkowski, ekspert do spraw bezpieczeństwa z Uniwersytetu w Białymstoku.
Przypomnijmy, że rosyjski dron był poszukiwany w gminie Tyszowce. To ok. 30 km od Przewodowa, gdzie w 2022 roku spadł pocisk ukraińskiej obrony powietrznej, mający powstrzymać rosyjski atak.
Alerty działają w Rumunii. Problem ten sam - rosyjskie drony
Alerty stosują służby w Rumunii. Kraj ten graniczy z Ukrainą, a podczas wojny odnotowywano po kilka incydentów z rosyjskimi dronami rocznie. Ostatnio 24 i 25 lipca Rumunia dwukrotnie ogłaszała alarm dla mieszkańców pogranicza. Pozostałości zestrzelonego drona typu Geran (Shahed) znaleziono w pobliżu miejscowości Plauru w pobliżu granicy z Ukrainą.
Jak informowaliśmy, terytorium Rumunii znajduje się zaledwie kilkaset metrów od ukraińskiego portu Izmaił nad Dunajem w obwodzie odeskim. Był on kilkakrotnie atakowany przez drony. Rosyjskie bezzałogowce kilkukrotnie naruszały rumuńską przestrzeń powietrzną, aby zmylić ukraińską obronę przeciwlotniczą.
Dzięki alertom mieszkańcy miejscowości Plauru w Rumunii mogą zdecydować, czy chcą udać się do schronu przeciwlotniczego - informowali urzędnicy rumuńskiego ministerstwa obrony.
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski