Co się stanie pod Moskwą tej jesieni? Ukraina szykuje ofensywę, jakiej nie było
Ukraina prawdopodobnie przygotowuje ofensywę uderzeń w rosyjskie elektrownie. Celem może być odcięcie prądu w samej Moskwie - tak eksperci interpretują zapowiedź prezydenta Wołodymyra Zełenskiego oraz szereg przygotowań, o których donoszą media.
Słychać było cztery eksplozje, po czym na wiele godzin zgasły światła w mieście. Zapanował chaos na ulicach, a ludzie utknęli w windach, ale ofiar śmiertelnych nie było. Takie skutki miał ukraiński atak na elektrociepłownię w rosyjskim Biełgorodzie przy granicy z Ukrainą (miasto liczy 390 tys. mieszkańców), dokonany 28 września. Uderzenie spowodowało odcięcie dostaw prądu w całym regionie. "Powinni wiedzieć, że jeśli w stolicy Rosji dojdzie do blackoutu, będzie to konsekwencją ich własnej agresji" - powiedział przed tym atakiem Wołodymyr Zełenski.
Dla wielu obserwatorów był to test przed większą salwą. Według dziennika "The Wall Street Journal" Stany Zjednoczone przekażą Ukrainie dane wywiadowcze, umożliwiające atak na Rosję za pomocą pocisków dalekiego zasięgu, co ułatwi uderzenia w infrastrukturę energetyczną położoną głęboko na jej terytorium.
Ukraina dysponuje bronią, która może spowodować przerwę w dostawie prądu w stolicy Rosji - podała agencja Unian, powołując się rozmowę z ekspertem wojskowym Pawłem Narożnym. Dodał on, że Ukraina produkuje pociski "Flamingo" o zasięgu do 3 tys. kilometrów, a kraj oczekuje na pociski Tomahawk. Ukraiński ekspert podkreślił, że uderzając na cele w promieniu 100-200 km od Moskwy, można odciąć rosyjską stolicę od dostaw energii. Co więcej, zniszczonych elementów elektrowni, np. turbin, nie da się szybko naprawić lub wymienić z powodu sankcji gospodarczych, obejmujących te technologie.
Sikorski zostanie premierem? Ekspert: Tusk jest obciążeniem dla koalicji
Będzie więcej szkód w Rosji?
- Należy zaznaczyć, że komentarze ukraińskie mają na celu mobilizację wewnątrz kraju, więc mogą być trochę przesadzone. Jednak już teraz widać, że Ukraińcy atakują nie tylko rafinerie, lecz także rurociągi, infrastrukturę paliwową i energetyczną. W ostatnim czasie uszkodzili systemy elektrociepłowni w Biełgorodzie, wywołując blackout w tym rosyjskim mieście - komentuje dla WP Wojciech Jakóbik, ekspert ds. energetyki i wykładowca z Kolegium Europy Wschodniej na Uniwersytecie Warszawskim.
Jak dodaje, jeśli Ukraina otrzyma nowe narzędzia - rakiety Tomahawk, technologie, czy dane wywiadowcze z USA - to skala ataków będzie dalej rosła. - Ona już rośnie. Skala ataków w 2025 r. jest największa w historii. Dotąd głównym narzędziem były drony, ale kolejne środki, w zależności od wsparcia Zachodu, mogą znacząco zwiększyć skalę szkód w Rosji - mówi dalej.
Dane, cele i rakiety. Zielone światło z Waszyngtonu?
Ostatnio media informowały o trwającej od lata serii ataków dronami na rafinerie, co doprowadziło do powszechnych niedoborów paliwa w całej Rosji. Doniesienia o tym, że USA mają przekazać Ukrainie dane wywiadowcze potrzebne do ataków na Federację Rosyjską, także rakiety Tomahawk o zasięgu 2000 km, mogą zatem całkowicie zmienić sytuację na wojnie.
- W przeszłości Amerykanie zachowywali rezerwę wobec używania zachodniej broni w głębi terytorium Rosji. Tymczasem Ukraińcy własnymi siłami potrafią zaatakować cele nawet 2000 km od granicy. Jeśli jednak Waszyngton rzeczywiście da zielone światło, to skala i precyzja działań może znacząco wzrosnąć - ocenia Jakóbik.
Jak dodaje, w grę wchodzą informacje, do których ukraiński wywiad prawdopodobnie nie miał dotąd dostępu. - Amerykanie mogą wskazać, w którym budynku danego obiektu są kluczowe elementy infrastruktury. Największymi możliwościami w tym zakresie dysponuje właśnie wywiad amerykański - zaznacza ekspert.
Jakóbik zwraca uwagę, że uderzenia w rosyjską infrastrukturę energetyczną stają się kluczowym uzupełnieniem zachodnich sankcji.
- Jeżeli dojdzie do efektywnego wsparcia Zachodu, to takie działania mogą skłonić Rosję do refleksji na temat jej agresji w Ukrainie. Już teraz Moskwa ogranicza wydatki obronne w projekcie budżetu na 2026 rok i podnosi podatki, co pokazuje, że zaczyna zaciskać pasa - podsumowuje Jakóbik.
Wymowna reakcja Rosji. Od razu straszą Oresznikiem i wojną światową
29 września specjalny wysłannik prezydenta USA Keith Kellogg ogłosił, że Trump zatwierdził użycie przez Ukrainę broni dalekiego zasięgu przeciwko terytorium Rosji. Stwierdził również, że decyzja w sprawie przekazania Ukrainie pocisków Tomahawk nie została jeszcze podjęta.
Na tle tych doniesień wymowna jest reakcja rosyjskich oficjeli, a także państwowych rosyjskich mediów. Aleksiej Żurawlew, wiceprzewodniczący Komisji Obrony Dumy Państwowej, powiedział dziennikarzom, że jeśli ukraińskie siły zbrojne otrzymają Tomahawki, będzie można mówić o nowym etapie wojny, w którym Stany Zjednoczone staną się bezpośrednim uczestnikiem. - Wtedy Rosja znajdzie sposób na użycie pocisków Oresznik przeciwko amerykańskim celom - straszył polityk w wywiadzie dla telewizji RTVI.
"Nie sądzę, żeby Trump był na tyle szalony, żeby autoryzować ataki Tomahawkami na Rosję", "Niech się nas boją, a to oznacza, że nas szanują. Musimy stawić czoła tym nowym wyzwaniom" - wtórowali inni członkowie komisji obrony rosyjskiego parlamentu.
Rosyjskie agencje nagłaśniają też każdą wypowiedź zagranicznego eksperta, wątpiącego w skuteczność dalszych ataków Ukrainy na Rosję. W ten sposób na czołówki rosyjskich mediów i najpopularniejszych tekstów agencji Ria Novosti wybił się emerytowany amerykański pułkownik Douglas Macgregor.
Były doradca Pentagonu i jeden z planistów wojny w Iraku w 2003 r. udzielił wywiadu jednemu z kanałów na YouTube, komentując, iż "wojna w Ukrainie ostatecznie zakończy się na warunkach rosyjskich (...), ponieważ Rosja dysponuje poparciem społecznym, by przetrwać presję pomocy NATO". Stwierdził, że "jeśli amerykańskie rakiety uderzą w Moskwę lub inne duże miasta Rosji, może wybuchnąć wojna nuklearna". Omówienie tego wywiadu pojawiło się w rosyjskich mediach pod propagandowym tytułem: "USA nie są gotowe na wojnę z Rosją".
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski