Ukraina może razić cele w głębi Rosji. "Gdyby dostali Tomahawki, Kreml miałby problem"
Specjalny wysłannik USA ds. Ukrainy Keith Kellogg potwierdził, że prezydent USA Donald Trump wyraził zgodę na ukraińskie ataki dalekiego zasięgu na cele w głębi terytorium Rosji. - W końcu bardzo dobry ruch. Szkoda tylko, że nie nastąpił wcześniej – mówi WP gen. Roman Polko, były szef jednostki specjalnej Grom.
Keith Kellogg zapytany w telewizji Fox News, czy amerykański prezydent zezwolił Ukrainie na ataki dalekiego zasięgu w głębi Rosji, odparł: - Sądząc po jego słowach, a także po wypowiedziach wiceprezydenta USA J.D. Vance'a i sekretarza stanu Marca Rubio, myślę, że odpowiedź brzmi: tak. Niech Ukraina korzysta ze zdolności do uderzania w głębi.
Jak dodał, decyzja popierana jest przez administrację Białego Domu. Z kolei w niedzielę wiceprezydent USA J.D. Vance poinformował, że administracja prezydenta USA prowadzi rozmowy w sprawie dostarczenia Siłom Zbrojnym Ukrainy pocisków dalekiego zasięgu Tomahawk, które mają zasięg ok. 1600 km, znacznie większy od zasięgu pocisków ATACMS.
– Tak jak powiedział prezydent, przyglądamy się temu. Z pewnością przyglądamy się szeregowi wniosków od Europejczyków – powiedział Vance w niedzielnym wywiadzie dla Fox News. Zaznaczył, że ostateczną decyzję w sprawie podejmie sam prezydent, kierując się interesem Stanów Zjednoczonych.
Dron uderzył w rosyjski Mi-8. Moment spektakularnej akcji w powietrzu
- Szczerze mówiąc, Ukraina dostała tę zgodę o jakieś 3,5 roku za późno. Kijów realizując prawo do obrony, musi mieć zdolność i możliwość atakowania celów wojskowych czy infrastruktury krytycznej także na terenie Rosji. W przeciwnym wypadku gra się toczy tylko na zasadzie niszczenia Ukrainy, bo ona do tej pory nie mogła odpowiedzieć, tak jak robią Rosjanie – mówi WP gen. Roman Polko.
Jego zdaniem, w końcu to bardzo dobre działanie. - Bardzo dobry ruch. Szkoda tylko, że wcześniej nie nastąpił. Rosja cały czas karmi się niechęcią podejmowania decyzji, odważnych decyzji przez Zachód. Wtedy, kiedy rzeczywiście te decyzje są podejmowane, to wówczas dopiero następuje refleksja – podkreśla były wojskowy.
I jak dodaje, Rosja cały czas testuje, na ile jej pozwolimy. - Zarówno w zakresie naszej obrony, ale też, jeśli chodzi o zabijanie, mordowanie i ludobójstwo w Ukrainie. Im szybciej postawimy tę zaporę, tym szybciej ta wojna się skończy. Wiadomo, że na Kremlu się zagotuje od razu. Rosyjska propaganda będzie rozdzierać szaty i straszyć NATO odwetem – przewiduje gen. Polko.
W jego opinii prawda jest taka, że rzekomo druga armia świata zatrzymała się za linią Dniepru. - I nie mogąc pokonać Ukrainy na placu boju środkami konwencjonalnymi, próbuje straszyć czy to bronią jądrową, czy to po prostu mordując za pomocą uderzeń rakietowych, dronowych, a także niszcząc infrastrukturę krytyczną – przypomina Polko.
I jak twierdzi, Ukraina nie może sobie na to pozwolić. - Kijów musi przede wszystkim niszczyć siły zbrojne, ale też uderzać w te elementy infrastruktury, które nakręcają tę machinę wojenną. Całkiem zrozumiałe jest to, że uderzają, chociażby w dostawy, czy w rafinerię różnego rodzaju. Ropa jest cały czas pożywką, która daje Rosji zdolność prowadzenia tego wyścigu zbrojeń. Szkoda, że niektóre kraje - tak jak mówił prezydent Trump, trudno się z nim nie zgodzić - wciąż tego nie rozumieją. Szkoda, że mamy takie konie trojańskie jak Węgry, które tak naprawdę stoją po stronie Putina – przypomina były szef Grom.
Jego zdaniem, dzięki rażeniom dalekiego zasięgu rosyjskie społeczeństwo odczuje trudy tej wojny na sobie. - Być może wtedy zacznie wpływać na władze, żeby jednak dążyły do pokoju, a nie eskalowały. Rosja cały czas prowadzi wojnę kognitywną, psychologiczną i informacyjną. Byłaby to więc wówczas walka o morale – komentuje były wojskowy.
Z kolei płk. rez. Piotr Lewandowski zastanawia się, czy "zielone światło od USA", nie jest połączone z tym, że Ukraińcy dostaną broń średniego zasięgu.
- Czyli pociski rakietowe o zasięgu tysięcy kilometrów. Np. Tomahawki. Trump jest nieprzewidywalny. Gdyby Ukraińcy dostali Tomahawki, Rosjanie mieliby bardzo poważny problem, jeżeli chodzi o swoją infrastrukturę strategiczną – mówi WP płk.rez. Piotr Lewandowski, były dowódca bazy wojskowej w Redzikowie i uczestnik misji wojskowych w Iraku oraz Afganistanie.
I jak ocenia, to jest broń, która razi na poziomie strategicznym, czyli uderza w zdolności produkcyjne państwa. - To byłoby coś, co by mogło skłonić Rosję do podjęcia rozmów pokojowych. To nie zmieni szybko losu wojny, ale w perspektywie miesięcy bardzo utrudni funkcjonowanie rosyjskiej gospodarki. A Rosjanie nie bardzo mogą sobie na to pozwolić, bo oficjalnie nie mają u siebie stanu wojennego – mówi Lewandowski.
I jak przypomina, zupełnie inne zniszczenia powoduje dron z małą głowicą, a zupełnie inne, pocisk rakietowy z głowicą odłamkowo-burzącą, która jest zdolna rozwalić duży budynek. - Dla porównania, dron spowoduje co najwyżej pożar. A Tomahawki powodują zniszczenia, których nie da się wyremontować, tylko trzeba odbudować – komentuje były wojskowy.
Jego zdaniem, w przypadku administracji waszyngtońskiej, niczego nie można wykluczyć. - Pamiętajmy jednak, że implementacja tych pocisków, to nie są dni, tylko w najlepszym wypadku tygodnie, a raczej miesiące. Natomiast to będzie krok bliżej wojny z NATO. Kreml będzie reagował bardzo nerwowo. Stanów Zjednoczonych nie sięgnie, ale Europę już tak – ocenia Lewandowski.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski