Co się stało z polskim dowódcą po ataku w Afganistanie?
Czterech polskich żołnierzy zostało rannych a ich dowódca zaginął, w wyniku wymiany ognia do jakiej doszło podczas patrolu w prowincji Ghazni. Pieszy patrol polsko-afgański został zaatakowany przez nieznanych sprawców, najprawdopodobniej byli do talibowie. Trwają poszukiwania polskiego żołnierza. Na razie nie wiadomo, czy został uprowadzony.
Kilkudziesięcioosobowy patrol polsko-afgański został ostrzelany około godziny 8 rano czasu afgańskiego (5 rano czasu polskiego) w dystrykcie Adżiristan w północno-zachodniej części prowincji Ghazni. "Doszło do wymiany ognia, w wyniku którego zostali ranni polscy żołnierze" - informuje dowództwo. Żołnierzy koalicji wsparły śmigłowce bojowe.
- Kontakt ogniowy trwał kilkanaście minut. Jak zwykle w takich sytuacjach następuje tzw. rozśrodkowanie patrolu. Gdy wymiana ognia dobiegła końca żołnierze policzyli się i okazało się, że brakuje jednej osoby, polskiego żołnierza. W tej sytuacji, zgodnie z naszymi procedurami, został on uznany za zaginionego w akcji - powiedział mjr Mirosław Ochyra.
Poszukiwania trwają
"Obecnie trwają poszukiwania, w których udział biorą żołnierze Polskich Sił Zadaniowych i Afgańskich Sił Bezpieczeństwa" - podał ppłk Kacperczyk w pierwszym komunikacie. Armia powiadomiła już rodziny poszkodowanych o zdarzeniu.
Mjr Ochyra oświadczył, że dla dobra prowadzonych poszukiwań, do czasu ich zakończenia wojsko nie będzie informować o dodatkowych szczegółach dotyczących patrolu. Z tych przyczyn odmówił ustosunkowania się do wiadomości podawanej przez portal dziennik.pl, jakoby zaginionym był dowódca patrolu, polski kapitan. - Tej wiadomości my nie podaliśmy - podkreślił.
Afgański minister obrony Abdul Rahim Wardak w rozmowie telefonicznej zapewnił szefa polskiego MON Bogdana Klicha, że zrobi wszystko, aby odnaleźć Polaka. Minister Klich powołał specjalną grupę szybkiego reagowania, która będzie koordynować poszukiwania zaginionego żołnierza.
Rzecznik MON Robert Rochowicz poinformował, że o ataku zostali powiadomieni premier Donald Tusk, minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski oraz szef BBN Aleksander Szczygło. Minister Klich powołał grupę reagowania, wyłonioną z resortowego zespołu do spraw sytuacji szczególnych. Jego zadaniem jest koordynowanie wszelkich działań różnych instytucji w operacjach odnajdywania zaginionych żołnierzy poza granicami kraju.
- O ile wiem, trudno być optymistą, niestety, w tej sprawie - powiedział w TVN24 szef MSZ Radosław Sikorski, mówiąc o zaginionym polskim żołnierzu.
Sikorski przyznał, że nie można wykluczyć możliwości uprowadzenia Polaka. Zaznaczył jednocześnie, że powinniśmy "wstrzemięźliwie komentować" tę sprawę. Zapewnił, że polski rząd robi wszystko co w jego mocy, a władze afgańskie zapewniają o "energicznym działaniu". Minister ocenił, że poniedziałkowa wymiana ognia między naszymi żołnierzami a talibami była chyba najbardziej intensywną do tej pory. Przyznał, że Ghazni jest "trudną prowincją", podobnie jak trudny jest czas poprzedzający wybory prezydenckie w Afganistanie. - W ostatnich dniach intensywność działań wzrosła, co było oczekiwane. (...) Na południu, tam, gdzie jesteśmy, tam gdzie są nasze siły specjalne - nie ma się co czarować - są działania wojenne - powiedział minister.
Sikorski podkreślił, że polski kontyngent w Afganistanie miał dotychczas najwięcej szczęścia ze wszystkich tam stacjonujących, bo - proporcjonalnie do wielkości kontyngentu - ponieśliśmy najmniej ofiar.
Agencja AFP cytuje rzecznika Ministerstwa Obrony Afganistanu, generała Mohammada Zahira Azimiego, który podał, że w poniedziałkowym ataku zginęło trzech afgańskich żołnierzy i dwóch policjantów. Sikorski powiedział natomiast, że w wymianie ognia zginęło ośmiu Afgańczyków.
"Należy wierzyć, że zaginiony żyje"
Generał Roman Polko podkreślił, że teren, w którym w Afganistanie zaginął polski żołnierz, jest bardzo trudny. Jak dodał, dopóki nie zostanie znaleziony, należy wierzyć, że żyje.
Według informacji uzyskanych przez Polskie Radio, do zdarzenia doszło podczas pieszego patrolu w dystrykcie Adżiristan.
Pięciu Polaków wyruszyło z pobliskiej bazy, by sprawdzić bezpieczeństwo w regionie. W czasie wykonywania zadania zostali oni ostrzelani przez nieznanych sprawców. Dowódca został ranny i zniknął. Wojsko poszukuje zaginionego i wyjaśnia całe zdarzenie. Rodzina żołnierza została poinformowana o zdarzeniu.
W ocenie byłego dowódcy GROM, polscy żołnierze wpadli w zasadzkę, w której przygotowanie mogła być zamieszana miejscowa ludność. Zdaniem generała zastanawiające jest, że z kilkuosobowej grupy zaginął akurat dowódca. Jak podkreślił, talibowie są często świetnie poinformowani o tym, co dzieje się w bazach wojskowych.
Generał Roman Polko zaznaczył, że w takiej sytuacji dowódca powinien być szczególnie chroniony przez swoich podwładnych. Jak dodał, mogło dojść do tego, że w ferworze walki, dowódca wziął ciężar walk na siebie, by chronić żołnierzy.
Były szef GROM wyraził nadzieję, że grupy poszukiwawcze prowadzą teraz intensywne działania z użyciem śmigłowców, by Polaka odnaleźć.
W ocenie generała Polki, NATO nie ma spójnego planu walki z islamskimi ekstremistami w Afganistanie. Żołnierze poszczególnych kontyngentów działają jedynie bowiem w obrębie swojej własnej strefy.
Zgodnie z przewidywaniami, przed zaplanowanymi na 20 sierpnia wyborami w Afganistanie, talibowie atakują coraz częściej wojska koalicji. Najbliższy okres będzie najcięższą próbą dla żołnierzy NATO walczących w Afganistanie od początku wojny rozpoczętej w 2001 roku.
W Afganistanie służbę pełni obecnie ok. 2 tys. polskich żołnierzy. W połowie lipca w ramach operacji "Over the Top" Polacy uczestniczyli w zmasowanej akcji przeciwko rebeliantom. Mieszkańcy dystryktu Adżrestan otrzymali również pomoc humanitarną.
W afgańskiej misji ISAF zginęło dotychczas dziewięciu polskich wojskowych: por. Łukasz Kurowski, st. kpr. Szymon Słowik, st. szer. Hubert Kowalewski, kpr. Grzegorz Politowski, por. Robert Marczewski, plut. Waldemar Sujdak, kpr. Paweł Brodzikowski, kpr. Paweł Szwed i st. chor. szt. Andrzej Rozmiarek.