PolskaCnota i szczerość - obroną Kościoła

Cnota i szczerość - obroną Kościoła


Wniosek ze sprawy abpa Paetza dla Kościoła
jest taki: najlepszą obroną jest cnota, a gdy jej brakuje -
szczerość - pisze w kwietniowej Więzi naczelny pisma Zbigniew
Nosowski.

05.04.2002 | aktual.: 22.06.2002 14:29

Prawdopodobnie wchodzą w grę próby ukrywania i tuszowania sprawy przez osoby i instytucje kościelne uprawnione do jej zbadania i wyjaśnienia. W takiej sytuacji cierpi nie tylko opinia poszczególnych osób. Nadwerężone zostało zaufanie do Kościoła - napisał Nosowski w tekście "Od szoku do oczyszczenia?".

Skoro sprawa stała się publiczna, to wszystkie zarzuty trzeba wyjaśnić szybko i uczciwie. Dlatego - podkreśla autor - że dalsze zaufanie wielu ludzi do Kościoła zależy od odpowiedniego wyjaśnienia sprawy.

Chodzi nie tylko o wiarygodność "zewnętrzną", tj. wizerunek Kościoła w oczach mediów czy opinii publicznej, lecz przede wszystkim o "wewnętrzną" uczciwość życia Kościoła, które musi toczyć się w prawdzie.

Jak przypomina Nosowski, wielu katolickich publicystów (jak choćby ks. Adam Boniecki, naczelny "Tygodnika Powszechnego") uznało, że i Stolica Apostolska nie reagowała odpowiednio wcześnie na przekazywane monity w sprawie abp. Paetza. Nie znając wszystkich szczegółów, nie chcę sugerować czyjejkolwiek winy. Oczekiwanie na wewnątrzkościelne rozwiązanie tej sprawy trwało jednak zdecydowanie zbyt długo - uważa autor.

Postępowanie ludzi Kościoła w przypadkach podobnych oskarżeń bierze się niekiedy z opacznie i krótkowzrocznie rozumianego dobra Kościoła. Wydaje się bowiem, że dla wyższego dobra należy pewne sprawy zbagatelizować, przemilczeć, zatuszować, ukryć. Taka postawa jest błędna - podkreśla Nosowski, powołując się na przykład Irlandii.

Tam najbardziej negatywne skutki w społeczeństwie wywołała nie sama fala skandali, lecz reakcja na nią ze strony episkopatu i wyższych przełożonych. Ludzie uważali, że przez długi czas biskupom zależało przede wszystkim na losie zamieszanych w skandale księży, nie zaś na losie ofiar. Władze kościelne zaczęły reagować na problem dopiero wtedy, gdy zdały sobie sprawę, że nie można go już dłużej tuszować.

Przełożonym metropolity jest wyłącznie papież, i tylko on może podejmować w tej sprawie decyzje. A zatem z formalnego punktu widzenia, polscy biskupi nie mieli w tej sprawie wiele do powiedzenia.

Czy jednak we wspólnocie Kościoła - który ma być domem i szkołą komunii - nie powinny działać także inne mechanizmy służące oczyszczaniu? Wiadomo, że od wielu miesięcy liczni duchowni i świeccy katolicy zwracali się bezpośrednio do abpa Paetza i do Stolicy Apostolskiej z pytaniami bądź sugestiami co do dalszego pełnienia przez niego funkcji metropolity wobec postawienia tak ciężkich zarzutów - przypomina autor.

Skoro możliwe były takie działania, to uzasadnione jest pytanie, czy bracia w biskupstwie metropolity poznańskiego próbowali zastosować wobec niego znaną doskonale w Kościele metodę, jaką jest upomnienie braterskie? - pyta Nosowski.

Wśród sugestii, jakie pojawiły się w polskich mediach po ujawnieniu zarzutów wobec metropolity poznańskiego, znalazły się również "dobre rady" osób, które podpowiadały Kościołowi zasadniczą reformę w podejściu do celibatu księży, jak też zmianę stosunku do homoseksualistów.

Nosowski pisze, że wystarczy nieco głębiej zaznajomić się z problemem wykorzystywania seksualnego nieletnich, by dostrzec, że jego źródłem nie jest celibat. Problem ten wśród księży nie jest większy niż w takich grupach zawodowych, jak nauczyciele czy lekarze; zaś po drugie, nie jest on większy w Kościołach zachowujących obowiązkowy celibat niż w tych, które dopuszczają małżeństwa swych urzędowych przedstawicieli - wyjaśnia.

Stawianie postulatu zreformowania katolickiego podejścia do celibatu w kontekście problemu homoseksualnego molestowania kleryków jest po prostu nieuczciwe - podkreśla naczelny "Więzi".

Stosunek Kościoła do problemu homoseksualizmu opiera się na fundamencie biblijnym. Nie można pozostawać w zgodzie z Pismem Świętym i uznawać zachowań homoseksualnych za moralnie dopuszczalne. Nie znaczy to jednak, że nie ma w Kościele miejsca dla osób o skłonnościach homoseksualnych. Nauczanie Kościoła odróżnia predyspozycje homoseksualne od zachowań. Same skłonności nie podlegają ocenie moralnej, lecz dopiero uleganie im (tak jak w każdej innej materii grzechu - nie pokusa jest grzeszna, lecz świadome i dobrowolne uleganie jej) - przypomina katolicki publicysta.

W konkluzji autor dowodzi, że jednym ze znaków świętości Kościoła jest jego nieustanne oczyszczanie się i odnawianie. W Liście do Efezjan czytamy: "wszystkie te rzeczy, gdy są piętnowane, stają się jawne dzięki światłu, bo wszystko, co staje się jawne, jest światłem". (and)

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)