Cisza po i przed burzą. Mieszkańcy Raciborza pielgrzymują nad zbiornik. "Boimy się"
- Proszę nas zrozumieć. Boimy się - mówi mieszkanka Raciborza przy zbiorniku, który ma uratować m.in. Opole i Wrocław. - To wielki test - dodaje. Mieszkańcy są zszokowani ilością wody, jaka gromadzi się w tym miejscu. - Oby zbiornik wytrzymał - komentuje kolejna z napotkanych osób.
17.09.2024 | aktual.: 20.09.2024 14:35
Dwa światy. Takie wrażenie towarzyszy mi w poniedziałkowy poranek, gdy z Wrocławia ruszam w drogę do Raciborza. W stolicy Dolnego Śląska świeci słońce, termometry wskazują 20 stopni Celsjusza, a z drugiej strony - w mieście dopiero co ogłoszono alarm przeciwpowodziowy. Mieszkańcy ruszają do sklepów na zakupy. Wystarczy kilka godzin, aby w dyskontach brakowało m.in. wody.
Wystarczy wyjechać na autostradę A4, by zorientować się, że to nie jest normalny czas. Po kilkudziesięciu kilometrach w stronę Wrocławia gna kilkanaście wozów straży pożarnej. Chwilę później na Dolny Śląsk zmierzają wojskowe ciężarówki. Szok przeżywam, gdy mijam okolice, w których Nysa Kłodzka przepływa pod A4. Pola rolne zamieniły się w ogromne jezioro, podobnie jak wcześniej Kłodzko - miasto znajdujące się na drodze tej rzeki. Do tego zmienia się pogoda. Niebo jest pochmurne, zaczyna padać deszcz.
Powódź 2024. "Trzymamy kciuki za Racibórz"
W drodze do zbiornika Racibórz zatrzymuję się w Kędzierzynie-Koźlu. To jedno z pierwszych dużych miast, które ma zostać uratowane dzięki uruchomieniu zbiornika w 2020 roku. Ludzie tutaj masowo ruszają nad Odrę. Nerwowo patrzą na jej coraz wyższy poziom.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Trzymamy kciuki za zbiornik w Raciborzu - mówi mieszkanka Kędzierzyna-Koźla, która wybrała się na spacer nad rzekę z przyjaciółką. Jak mówi, z ciekawości i troski. - Staram się nie panikować, unikam telewizji, bo teraz tylko o tym mówią. Sama się nie boję, bo mieszkam na czwartym piętrze - dodaje kolejna kobieta. Wystarczy chwila, aby poziom Odry podniósł się o kilka centymetrów.
Obierając drogę do Raciborza, muszę wybrać objazd, bo droga krajowa numer 45 jest nieprzejezdna. Zniszczeniu uległ jeden z mostów w okolicach Krapkowic. Policja spokojnie informuje o tym na wjeździe na rondo. Pozwala jechać dalej jedynie lokalnym mieszkańcom.
Racibórz nie widział takiej wody
Do Raciborza wjeżdżam od strony obwodnicy. Obok znajduje się kanał Ulga. Na poboczu stoją zaparkowane samochody - nie tylko z Raciborza, ale też z pobliskiego Rybnika i powiatu rybnickiego. - Martwię się, bo nie wiadomo, jak to będzie. Widział pan obrazki z Kłodzka? Oby u nas nie było podobnie - mówi mężczyzna, który wraz ze mną spaceruje po moście.
Niepokojące jest to, że woda w tym miejscu znajduje się niemal pod samym mostem. Zdążyła nanieść mnóstwo śmieci - głównie fragmentów drzew. Wśród nich można zobaczyć dziesiątki dyni, które woda najpewniej porwała z ogródków działkowych. - Czemu tego nikt nie sprząta? - pyta mężczyzna przyglądający się Odrze.
Objeżdżam kanał Ulga dookoła. Po drugiej stronie spotykam rodziców z dziećmi. - Nie pamiętam roku 1997, więc nie mogę powiedzieć, ile tu było wody - mówi matka spacerująca z małym chłopcem.
Inna z moich rozmówczyń ma obawy, bo wśród mieszkańców rozniosła się plotka, że zbiornik Racibórz jest już pełny. To nieprawda. W poniedziałkowe popołudnie osiągnął on poziom ok. 50 proc.
Turystyka powodziowa nad zbiornik Racibórz
Kilka kilometrów dalej znajduje się zbiornik Racibórz, którego budowa kosztowała aż 2 mld zł. To on ma ochronić przed wielką wodą takie miasta jak Kędzierzyn-Koźle, Opole i Wrocław. Nie było go w 1997 i 2010 roku, kiedy południowa część Polski po raz ostatni walczyła z poważnymi powodziami.
Od kilku dni zbiornik Racibórz budzi ogromne zainteresowanie wśród mieszkańców. To jego próba generalna - został uruchomiony w roku 2020. Minister spraw wewnętrznych i administracji Tomasz Siemoniak wspomniał nawet o "turystyce powodziowej" i ostrzegał, że policja będzie wystawiać mandaty gapiom, którzy utrudniają pracę służbom.
O popularności zbiornika świadczy fakt, że wszelkie miejsca parkingowe w jego pobliżu są zajęte. Podobnie jak przy kanale Ulga, tablice rejestracyjne na samochodach wskazują przybyszy spoza regionu.
Przy wejściu na wał rozwinięta jest taśma policyjna, ale nikt jej nie pilnuje. Dlatego spacerują po nim tłumy. Każdy robi zdjęcia i filmy. - Tu było puściutko. Zero wody - mówi chłopak z piwem w ręku, który przyszedł nad zbiornik "z ciekawości".
Gdy dochodzę do miejsca spiętrzania wody, policyjny radiowóz rusza w przeciwną stronę i wyprasza wszystkich spacerowiczów. Każdy dostosowuje się do apelu mundurowych, choć nie bez problemów.
- Lepiej byście powiedzieli, czy ten zbiornik wytrzyma, czy jesteśmy bezpieczni - dodaje pod nosem młody chłopak, z którym rozmawiałem chwilę wcześniej. Nie wdaje się jednak w dyskusję z policjantem i również kieruje się w stronę wyjścia z wału.
Akcja policji sprawia, że parking przed zbiornikiem opustoszał w kilka minut. Jeden z radiowozów zjeżdża z wału i krąży po okolicy, prosząc napotkane osoby, aby nie spacerowały bez celu. - My wszystko rozumiemy. Nie chcemy być opresyjni. Jak ktoś chce zrobić zdjęcie, chwila wystarczy i można zejść z wału. To nie jest moment na selfie - tłumaczy jeden z funkcjonariuszy do grupy młodzieży.
Wszystko wskazuje na to, że do Wrocławia fala powodziowa dotrze pod koniec tygodnia. Od zbiornika Racibórz zależy to, jakie szkody wyrządzi. Mieszkańcy stolicy Dolnego Śląska wierzą, że nowa inwestycja sprawdzi się. Nikt tutaj nie chce powtórki z koszmaru sprzed niemal trzech dekad.
Łukasz Kuczera, dziennikarz Wirtualnej Polski
Czytaj także:
Sprawdź prognozę pogody dla swojego regionu na pogoda.wp.pl
Masz zdjęcie lub nagranie, na którym widać skutki ulew? Czekamy na Wasze materiały na dziejesie.wp.pl