Amnon Sofrin: To Iran popycha libański Hezbollah i szyickie milicje w Syrii do zaangażowania przeciwko Izraelowi© East News | Jalaa Marey

Były szef wywiadu Mosadu: Netanjahu będzie musiał odpowiedzieć na kilka niewygodnych pytań

Łukasz Maziewski

- Dużym zaskoczeniem była przede wszystkim skala. Nie sam atak - mówi WP Amnon Sofrin. Były szef departamentu wywiadu Mosadu dodaje: - Uderzenie Hamasu w Izrael to porażka całego systemu, wszystkich zaangażowanych w to osób. Kiedy wojna się zakończy, zostaną one rozliczone.

Łukasz Maziewski, dziennikarz Wirtualnej Polski: Czy to, co obecnie dzieje się na linii Izrael–Palestyna to początek trzeciej intifady, czy czegoś o wiele większego, co może rozlać się na cały Bliski Wschód? Czy proces zmierzania do wielkiej wojny można jeszcze w ogóle powstrzymać?

Amnon Sofrin, gen. brygady rezerwy Sił Obronnych Izraela, były dowódca Korpusu Wywiadu Sił Obronnych i szef Instytutu ds. Wywiadu i Działań Specjalnych (Mosad): - To zdecydowanie nie jest trzecia intifada (arabskie określenie buntu - przyp. red.), ale wojna między Izraelem a Hamasem. Brutalny atak na naszych mieszkańców, okrucieństwo i sposób, w jaki mordowano kobiety, dzieci i starców, to było zbyt wiele. Dlatego nasz rząd zdecydował się rozpocząć uderzenie i zlikwidować zdolności wojskowe Hamasu.

Jeśli chodzi o szerszą eskalację - Iran zaaranżował działania z gatunku proxy war, czyli wojny przez pośrednika - Hezbollah i Hamas na granicy Libanu, proirańskie milicje w Syrii i Huti z Jemenu, każdy z nich angażuje Siły Obronne Izraela (IDF) - na swojej arenie.

Amnon Sofrin
Amnon Sofrin© Archiwum prywatne

Zatem to wojna regionalna?

To starcie na wielu arenach o niskiej – na razie - intensywności. Hezbollah ostrzeliwuje pozycje izraelskie z broni przeciwpancernej, ale nie chce przy tym dopuścić do nadmiernej eskalacji.

Bojówki z Syrii wystrzeliły do tej pory czterokrotnie rakiety na Wzgórza Golan, nie powodując żadnych szkód. Huti z Jemenu wystrzelili cztery rakiety i drony atakujące Izrael. Wszystkie zostały przechwycone przez IDF zanim dotarły do naszego kraju.

Jakie jest miejsce Jemenu w tej układance? Dotychczas nie wydawał się być skonfliktowany z Izraelem.

Nie chodzi o Jemen jako cały kraj. Mówimy o szyickich rebeliantach Huti, którzy walczą z rządem od 2015 r. Oni są wspierani przez Iran, który dostarcza im różne zaawansowane systemy uzbrojenia. Huti kontrolują zachodnią część Jemenu. Iran zwrócił się do nich z prośbą o wsparcie Palestyńczyków, więc 19 października wystrzelili pociski i drony atakujące Izrael i ogłosili, że to wsparcie dla Palestyny.

Nie ma wątpliwości, że to inicjatywa Iranu?

Oczywiście! To Iran popycha libański Hezbollah i szyickie milicje w Syrii do zaangażowania przeciwko Izraelowi.

Sam Iran zachowuje się jednak jak dotąd zachowawczo. Oprócz rytualnych już gróźb trzyma na smyczy Hezbollah. Co będzie "cienką czerwoną linią", której przekroczenie będzie oznaczało jego zaangażowanie w wojnę?

Jeszcze raz: Hezbollah, szyickie milicje i Huti to nie są władze Libanu, Syrii i Jemenu, ale organizacje terrorystyczne. Nie widzę, by Teheran nakłaniał Hezbollah do podwyższenia stopnia obecnej konfrontacji. To dlatego, że Hezbollah jest organizacją libańską, tam stworzoną i działającą.

Ludzie z Hezbollahu wiedzą, że jeśli posuną się za daleko, to Izrael weźmie odwet za te działania i uderzy w Liban. Podkreślę: uderzy bardzo mocno.

Pierwsza i druga intifada wybuchły bardziej spontanicznie. W przypadku tego, co zaczęło się 7 października, mieliśmy tymczasem do czynienia z atakiem starannie przygotowanym i planowanym, od co najmniej roku. Już choćby to wskazuje, że obecne działania mają innych charakter, niż powstania, które wybuchły w 1987 i 2000 roku.

To prawda. Ten atak był starannie planowany od ponad roku i przeprowadzony dokładnie tak, jak zaplanowano. Wierzę, że lekcja płynąca z naszych obecnych walk w Strefie Gazy i zniszczenia potencjału militarnego Hamasu, będzie nauką dla wszystkich i przywróci naszą zdolność odstraszania.

50 lat po wojnie Jom Kippur Izrael został zaskoczony. Co zawiodło w systemie bezpieczeństwa, że doszło do październikowego ataku? Co było większym zaskoczeniem – samo uderzenie, czy jego skala? Czy Mosad i Służba Bezpieczeństwa Ogólnego (Szin Bet) faktycznie aż tak się pomyliły, czy wina spoczywa na czynnikach politycznych?

Dużym zaskoczeniem była przede wszystkim skala ataku. Nie sam atak. W piątek, 6 października wieczorem otrzymaliśmy pewne wskazówki dotyczące nietypowej aktywności. Oceniano, że Hamas będzie próbował włamać się i porwać niektórych mieszkańców.

W jakim celu?

Aby móc żądać uwolnienia wszystkich więźniów przetrzymywanych w izraelskich więzieniach. Jeśli chodzi o rozliczenia, to szef sztabu generalnego, szef Szin Bet i dyrektor wywiadu wojskowego Aman publicznie stwierdzili, że ponieśli porażkę, ale teraz prowadzą tę wojnę.

Czy będą wobec nich wyciągnięte konsekwencje?

Po zakończeniu wojny zostanie powołana komisja śledcza, która zbada całą sprawę, a premier Benjamin Natanjahu będzie musiał odpowiedzieć na kilka bardzo niewygodnych pytań.

Według pojawiających się doniesień medialnych, do izraelskich służb docierały wyprzedzające informacje dotyczące ataku, np. z Egiptu. Również Amerykanie wiedzieli o ataku, co przyznał nawet Pentagon.

Prawdopodobnie były takie raporty, ale cały system zarządzania państwem - od premiera w dół - popełnił błąd, ulegając koncepcji, że Hamas jest niechętny walce, chce pracować na rzecz mieszkańców Gazy i wykorzystać pieniądze, które otrzymali z Kataru i od robotników pracujących w Izraelu. A w konsekwencji: że Hamas nie chce iść na szeroką konfrontację z Izraelem.

To, co pan mówi, jest zaskakujące. Mosad i Szin Bet są uznawane za jedne z najskuteczniejszych służb, a dodatkowo znające wroga, bo od dekad walczące z Hamasem, dały się tak zaskoczyć, że zagrożone zostało istnienie całego państwa?

Muszę coś sprostować. Mosad ma niewiele punktów stycznych z Hamasem. Ten atak to porażka całego systemu, wszystkich zaangażowanych w to osób. Kiedy wojna się zakończy, te osoby zostaną rozliczone.

Pojawiły się doniesienia o rosyjskim śladzie w ataku z 7 października. O szkoleniach bojowników Hamasu, które miała prowadzić Grupa Wagnera. Czy zgadza się pan, że sytuacja w Strefie Gazy sprzyja Rosji i szkodzi Europie?

Tak, zgadzam się, że jest to na korzyść Rosji. Nie posiadam jednak żadnych dowodów potwierdzających to, że bojowników Hamasu szkolili Rosjanie. Pojawiały się za to doniesienia o szkoleniach bojowników Hamasu przez Iran.

Jak pan sądzi, dlaczego wasz rząd zignorował te – jak pan mówi – doniesienia i raporty?

Odpowiem krótko: nie wiem. Podejrzewam, że nie przykładali dużej wagi do ostrzeżeń, które były przekazywane przez Szin Bet, Aman i Mosad, w związku z debatą w Izraelu, dotyczącą zmian w systemie prawnym. Oni byli przekonani, że to może być częścią tych protestów.

Rozmawiał Łukasz Maziewski, dziennikarz Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP magazyn
wojna w izraeluhamashezbollah
Wybrane dla Ciebie