Zatrzymanie posłanki. Były policjant punktuje błędy funkcjonariuszy
- To było całkowicie bezzasadne zatrzymanie, które bardziej pasuje do Białorusi niż do demokratycznego państwa. Tłumaczenia policji to fikcja i zakłamywanie rzeczywistości - mówi o interwencji wobec posłanki KO Piotr Caliński, były komendant Centrum Szkolenia Policji w Legionowie, który przeszkolił tysiące funkcjonariuszy.
Premier Mateusz Morawiecki spotkał się we wtorek z sympatykami w Otwocku. Na miejscu była posłanka Platformy Obywatelskiej Kinga Gajewska, która przez megafon mówiła o aferze wizowej. Jeden z policjantów stwierdził, że jej zachowanie to wykroczenie. Doszło do szarpaniny. Policjanci chwycili ją za ramiona i wciągnęli do radiowozu, choć tłumaczyła, że jest posłanką. Mówił to również poseł Polski 2050 Paweł Zalewski, który był na miejscu.
Według Piotra Calińskiego, który szkolił tysiące funkcjonariuszy w Centrum Szkolenia Policji w Legionowie, interwencja wobec posłanki została przeprowadzona bezprawnie. Minuta po minucie analizujemy nagrania z kamer, które na mundurach mieli funkcjonariusze.
Wirtualna Polska: - Jak policjanci powinni zareagować i prowadzić dalej interwencję, słysząc stwierdzenia: "Jestem posłem", "to parlamentarzystka", "oświadczyłam, że jestem posłem"? Kinga Gajewska mówi to wyraźnie w materiale policji po minucie i 48 sekundach interwencji.
Piotr Caliński: - Policjant powinien zwolnić uchwyt ręki i poprosić o legitymację poselską. To są podstawy. Tak zawsze szkolono policjantów. Nie wiem, jak jest teraz. Wciąganie do radiowozu, co widzimy później na filmie, jest bezprawne. Stosowana jest siła fizyczna, czyli jeden z środków przymusu bezpośredniego.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Podkreślam, moim zdaniem to było zatrzymanie i do tego całkowicie bezpodstawne, bo chodziło o posła. Próby wytłumaczenia tego przez przedstawicieli policji to zakłamywanie rzeczywistości, blaga i fikcja.
Początek interwencji. 18. sekunda z pierwszego nagrania. Policjant, który podchodzi do Gajewskiej mówi: "jest podejrzenie popełnienia wykroczenia, artykuł 51. Kodeksu wykroczeń". Zwraca uwagę: "nie można używać urządzeń nagłaśniających, to nie jest zgromadzenie". Prawidłowo?
- Zarzut jest dęty. Zachowanie posłanki nie było wulgarne, nie przeklinała, a wykroczenie, na które powołuje się policjant, dotyczy wybryku o charakterze chuligańskim. Bzdura, że nie można używać megafonu w takich okolicznościach. Dopuszczone jest przecież zgromadzenie spontaniczne, czyli bez zgłoszenia.
Ponadto posła nie można zatrzymywać z powodu wykroczenia. Jest to jasno określone w przepisach, że osobę sprawującą mandat można zatrzymać wyłącznie na gorącym uczynku popełniania przestępstwa. Przykład: gdy policjant widzi posła plującego na chodnik, co stanowi wykroczenie, to może mu najwyżej zwrócić uwagę, aby się w ten sposób nie zachowywał. Poseł, który wdaje się w bójkę z policjantami, jak pamiętamy, był taki przypadek, może być zatrzymany.
Po opublikowaniu filmów z incydentu internauci wychwycili, że policjant prowadzący interwencję już się przewijał podczas zabezpieczenia politycznych wydarzeń. Rozpoznano go na podstawie nazwiska naszytego na imienniku. Zasłynął trzymaniem za gardło aktywisty, krzyczał podczas rocznicy katastrofy smoleńskiej. Kiedyś w wywiadzie dla WP zwracał Pan uwagę, że policja stała się służbą, która odbiera sygnały od władzy. Czy Pan to podtrzymuje?
- Nadkomisarz (tu rozmówca wymienia nazwisko - red.) został od razu rozpoznany, a jego ksywka "Dusiciel" jest bardzo popularna w komendzie stołecznej. Jeszcze wieczorem dostałem wiele sygnałów, wręcz memów, od policjantów, że doszło do incydentu. Jest to niepokojące, że akurat jeden oficer widywany jest na zabezpieczaniu akcji i wydarzeń o charakterze politycznym. Na początku to były rocznice, a teraz już wystąpienia premiera czy wicepremiera.
Zastrzegam, nie wiem, czy jakaś grupa policjantów jest specjalnie kierowana do takich zadań. To byłyby standardy Łukaszenki i działania w stylu jego OMON-u. Zauważyłem w relacjach z innych wydarzeń, że jeden dobrze zbudowany, zamaskowany policjant wchodził w tłum. Miał pod pachą nadwymiarową pałkę i dwa granaty łzawiące. To wyglądało tak, jakby jeden Rambo miał wywołać efekt mrożący wśród demonstrantów.
Moją uwagę przyciągnął jeszcze jeden obrazek. Gdy posłanka Gajewska wychodzi z radiowozu, widzimy policjantkę, która ma naciągniętą na twarz kominiarkę albo golf. W każdym razie zasłania twarz, jakby już wiedziała, że będzie afera. To jest smutne i widywane już wcześniej zjawisko. Niektórzy policjanci zasłaniają twarze, aby w telewizji nie rozpoznali ich mama, tata, czy znajomi.
Czy taka sprawa odbije się na zaufaniu do policji?
- Tak. Zaufanie traci się momentalnie przez fikcję, kłamstwa i fałszowanie rzeczywistości. Natomiast odbudowanie relacji ze społeczeństwem będzie trwać lata, bo trzeba pracą zasłużyć na szacunek. Zwłaszcza w dużych miastach opinie o policji są złe, bo tam widać zaangażowanie służby w wydarzenia polityczne.
Spodziewam się, że będzie gorzej. Do wyborów policja będzie w podobny sposób wykorzystywana do ochrony pikników wyborczych. Pojawią się kolejne incydenty. Ubolewam nad tym, bo wielu policjantów rzetelnie wykonuje swoją trudną służbę. Na nich też się to odbija.
Przede wszystkim zrujnowany został autorytet komendanta głównego, a funkcjonariusze na dole widzą ten zły przykład. Wiemy przecież, że komendant odpalił granatnik w komendzie, nie ponosząc konsekwencji. Buduje się narrację, jakoby "doszło do wybuchu" i jeszcze przyznano mu status pokrzywdzonego. Nie wierzę, że policja będzie w stanie rzetelnie wyjaśnić sprawę posłanki.
Stanowisko policji oraz szefa MSWiA
Tuż po incydencie policja odniosła się do sprawy, przekonując, że policjanci nie wiedzieli, iż mają do czynienia z posłanką. "Ta interwencja jest przedmiotem wyjaśnień Wydziału Kontroli. Podkreślamy, że policjanci nie znają wszystkich osób posiadających immunitet. Niezbędną wiedzę uzyskują dopiero po okazaniu legitymacji" - przekazała Komenda Stołeczna w komunikacie.
"Podkreślamy, że dzisiejsza interwencja nie miała charakteru zatrzymania. Polegała ona na doprowadzeniu osoby podejrzanej o wykroczenie do radiowozu celem legitymowania. Zaprzestano czynności niezwłocznie po okazaniu legitymacji" - tłumaczono.
Do sprawy odniósł się w środę szef MSWiA Mariusz Kamiński. Pytany o ewentualne konsekwencje służbowe wobec policjantów, bronił funkcjonariuszy, a zachowanie posłanki ocenił jako "absurdalne". - Poseł przychodzi i zakłóca legalne zgromadzenie, spotkanie wyborcze swoim oponentom politycznym? Używa megafonu? Odmawia wylegitymowania się? Na Boga, jakie mamy standardy? Nie możemy tego tolerować - powiedział minister w rozmowie z Radiem Zet.
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski