Zdjęcia miały być tajemnicą. Tak wyglądał gabinet Szymczyka po wybuchu
Sensacyjne zdjęcia. Senator KO Krzysztof Brejza ujawnił dzisiaj fotografie mające pochodzić z gabinetu komendanta głównego policji Jarosława Szymczyka, tuż po eksplozji granatnika sprowadzonego z Ukrainy. - Nie pozwolimy, by ta sprawa została zamieciona pod dywan - mówił polityk.
"Ujawniam najbardziej strzeżoną tajemnicę państwa PiS. Te zdjęcia nigdy nie miały ujrzeć światła dziennego" - napisał senator KO Krzysztof Brejza. Do wpisu na portalu X dołączył zdjęcia, mające pochodzić z gabinetu komendanta głównego policji Jarosława Szymczyka. Widać na nich granatniki, dziury w podłodze oraz suficie oraz głowicę wbitą w szafkę.
- Dotarłem do zdjęć wykonanych wkrótce po eksplozji. Są to zdjęcia, które miały nie ujrzeć światła dziennego. Władza pisowska robiła wszystko, żeby nałożyć klauzulę tajemnicy na zdjęcia z gabinetu komendanta Szymczyka - powiedział Brejza podczas konferencji prasowej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Tak wygląda prawda. Komendant Szymczyk wwiozł do Polski granatnik przeciwpancerny. Ten granatnik został przez niego odpalony w godzinach porannych, dokonał bardzo dużych zniszczeń i komendant pisowski nie poniósł żadnej odpowiedzialności za ten czyn - podkreślił.
Głowica mogłaby spowodować wiele zniszczeń
Brejza wyliczał, że na fotografiach widać np. stanowisko ochroniarza, który został poszkodowany, gdyż w wyniku eksplozji beton spadł mu na głowę. Senator wskazał także, że głowica ładunku rykoszetowała, ale na szczęście nie była uzbrojona, gdyż wówczas doszłoby do "potężnej eksplozji" i zginęłoby wiele osób.
- Gdyby przebiła szybę, mogłoby dojść do eksplozji w sąsiednich budynkach, blokach mieszkalnych, a nawet placówkach oświatowych - mówił.
- Pytanie, czy normy państwa PiS to jest państwo, w którym komendanci pisowscy gromadzą sobie broń przeciwpancerną, poza jakimkolwiek prawem, poza jakimikolwiek przepisami w swoich gabinetach - mówił Brejza.
- Nie pozwolimy, by ta sprawa została zamieciona pod dywan - zaznaczył senator.
Wirtualna Polska zwróciła się tej sprawie do Komendy Głównej Policji. Do momentu publikacji artykułu nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
Wybuch granatnika w KGP
Do wybuchu granatnika doszło 14 grudnia ub. roku w Warszawie na zapleczu gabinetu komendanta. "Eksplodował jeden z prezentów, które komendant otrzymał podczas swojej roboczej wizyty w Ukrainie w dniach 11-12 grudnia, gdzie spotkał się z kierownictwami ukraińskiej policji i służby ds. sytuacji nadzwyczajnych" - informowało wówczas Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji.
Gen. Szymczyk, tłumacząc w mediach okoliczności, w jakich dostał takie prezenty, wskazywał, że na spotkaniu z szefem Narodowej Policji Ukrainy Ihorem Kłymenką otrzymał tubę po granatniku przerobioną na głośnik, z którego puszczano muzykę. Podobną tubę otrzymał od Państwowej Służby Ukrainy ds. Sytuacji Nadzwyczajnych gen. Dmytra Bondara i był zapewniany, że to także element zużytej broni. Po eksplozji Bondar został zawieszony.
Komendant tłumaczył też, że przejeżdżał polsko-ukraińską granicę na paszporcie dyplomatycznym i nie zgłaszał prezentu, bo - jak mówił - w świadomości delegacji "to nie było uzbrojenie, tylko dwie zużyte, puste tuby po granatnikach".
W sprawie toczą się śledztwa i w Polsce, i na Ukrainie. Szef MSWiA informował, że wyklucza dymisję komendanta z powodu tego incydentu. Pod koniec grudnia ub.r. Kamiński spotkał się z ówczesnym szefem MSW Ukrainy Denysem Monastyrskim, tragicznie zmarłym w katastrofie śmigłowca z 18 stycznia. "Strona ukraińska po raz kolejny wyraża ubolewanie z powodu nieumyślnej pomyłki, która doprowadziła do incydentu w Komendzie Głównej Policji" - głosił wspólny komunikat ministrów spraw wewnętrznych Polski i Ukrainy, który uzgodnili podczas spotkania.