Był w Ukrainie, rozmawiał z ludźmi. "Pytałem, czy są w stanie przeprosić"

- W trakcie moich pobytów nie spotkałem się z sytuacją, że ktoś, kto wiedział o Wołyniu, mówił: "nie, my nikogo nie mordowaliśmy" - podkreśla Mateusz Lachowski, korespondent wojenny pracujący w Ukrainie. Ale jak dodaje, "większość Ukraińców nie wie nic lub ma minimalną wiedzę na ten temat".

"Rekolekcje wołyńskie" na Rynku Głównym w Krakowie
"Rekolekcje wołyńskie" na Rynku Głównym w Krakowie
Źródło zdjęć: © Licencjodawca | Beata Zawrzel/REPORTER
Żaneta Gotowalska-Wróblewska

Żaneta Gotowalska-Wróblewska, Wirtualna Polska: Wołyń to dla wielu rodzin kwestia bardzo osobista.

Mateusz Lachowski, korespondent wojenny pracujący w Ukrainie: Dla mnie też. Mój dziadek miał trzy lata, gdy uciekał z obwodu wołyńskiego. Wraz z rodziną mieszkali w kolonii Turówka - osadzie, w której mieszkali polscy koloniści. W okresie międzywojennym w województwie wołyńskim II RP tworzono polskie miejscowości - właśnie te kolonie. Często mieszkali w nich byli polscy żołnierze z rodzinami. Polacy otrzymywali od państwa ziemie. Rodzinna dziadka miała staw, konie i żyła na wysokim poziomie społecznym.

I 80 lat temu musiała uciekać. 

Uratował ich ukraiński sąsiad, zostali przez niego ostrzeżeni. Przekazał im, żeby uciekali, bo ukraińscy nacjonaliści będą mordować Polaków. Moja rodzina obserwowała z ukrycia to, jak podpalono jej dom.

Warto tu dodać, że Ukraińców ratujących Polaków było naprawdę wielu. I to mimo tego, że ukraińscy nacjonaliści zabijali Ukraińców, którzy pomagali. Niektórzy ukrywali sąsiadów, inni wywozili gdzieś w bezpieczne miejsca, a czasami wystarczyło po prostu, że ostrzegli sąsiadów, że grozi im niebezpieczeństwo. Tak było w przypadku mojej rodziny.  

I wszystkim udało się przeżyć? 

Nie, takiego szczęścia nie miał brat mojej prababci ze strony dziadka. Został bestialsko zamordowany. Był ułanem przed wojną, oficerem Wojska Polskiego. Zakatowano go, przecięto piłą, zginęła też jego rodzina. 

Kiedy ta historia zaczęła być opowiadana w waszej rodzinie? Kiedy się dowiedziałeś?

Dość wcześnie, bo gdy miałem 10 lat. U dziadka była półka z książkami. A na najwyższej półce były - dla mnie w tamtym wieku - bardzo ciekawe pozycje. Wdrapałem się na krzesło i przypadkowo trafiłem na książkę z okładką, na której były ciała pomordowanych Polaków na Wołyniu. Przyszedłem z tą książką do dziadka. I to on opowiedział mi całą historię. To była dla niego ogromna trauma. Pamiętał te wydarzenia dość dobrze jak na dziecko, którym był, kiedy tego doświadczył.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Mój pradziadek odprowadził rodzinę za Bug, by była w bezpiecznym miejscu. Potem próbował wrócić do spalonego domu licząc, że uda mu się coś stamtąd zabrać. Myślał, że przyprowadzi konie. Nie było go kilka dni, rodzina była przerażona, uznali, że zginął. Prababcia była załamana. Na szczęście wrócił. Nie dotarł nawet do domu, natrafił na palone kolejne polskie wsie. Przeczekał kilka dni. Chował się po rowach, lasach i wrócił. 

W rzezi wołyńskiej zginęły dziesiątki tysięcy Polaków. Nie wszyscy mieli tyle szczęścia.

I ci ludzie nie mają grobów. Nie wszyscy z nich zostali w dostateczny sposób upamiętnieni. To był - mówię z perspektywy mojego dziadka - problem dla tych, którzy przeżyli Wołyń. Ja zresztą nigdy nie zrozumiałem, dlaczego są pomniki dla ofiar hitleryzmu, komunizmu, a nie ma dla tych, którzy zginęli na Wołyniu.

Co dziadek mówił o Ukraińcach?

Był sprawiedliwy. Zostałem wychowany w przekonaniu, że - co podkreślał mój dziadek - Ukraińcy nie tylko mordowali, ale też ratowali Polaków. Byli oprawcy i kaci, ale są w tej historii też bohaterowie. Mówił mi przez lata, że w każdym narodzie są i dobrzy, i źli ludzie. Tak było z Polakami, Ukraińcami, Niemcami i Rosjanami. I jestem za to wdzięczny.

Dziadek wychował mnie w szacunku do innych narodowości i tolerancji. W wierze, że ważne jest, czy jest się dobrym, czy złym człowiekiem, a nie jakiej się jest narodowości.

Co jest najtrudniejsze dla ciebie w tej zbrodni?

To, że ktoś to skrupulatnie zaplanował, i że wiedział, że takie metody wywołają aż taką reakcję.

Ta zbrodnia, to ludobójstwo, zostało dokładnie zaplanowane i przeprowadzone. Wiemy, kto obmyślił całą zbrodnie i ją przeprowadził. Z góry założono, że to wywoła nienawiść między dwoma narodami, a ci Polacy, którzy nie zginą - po prostu uciekną. To miało przypominać bunt chłopski, a było zaplanowaną akcją ukraińskich nacjonalistów. Wtedy w czterech województwach żyło 5 milionów Ukraińców, a nacjonalistów, którzy dokonywali zbrodni, było około 40 tysięcy.  

Jak dziś powinno rozmawiać się z Ukraińcami o tym dramacie?

Trzeba rozmawiać wprost i konkretnie. Nie oskarżycielsko, bo minęło już 80 lat. Wnuki nie odpowiadają za winy dziadków. Musimy zająć się edukacją i odpowiedzieć sobie na pytanie, jak wyglądała sytuacja na Wołyniu.

Należy pamiętać, że zbrodni na Wołyniu dokonywało ok. 40 tys. ukraińskich nacjonalistów. To była grupa, która była przygotowana, zdeterminowana, która w perfekcyjny sposób wykonała plan ludobójstwa. Zdarzały się przypadki, że sąsiedzi napadali na sąsiadów. Były to jednak sytuacje wynikające z pobudek osobistych.

Nie można mówić oskarżycielsko, ale trzeba pamiętać, że doszło do ludobójstwa. Trudno pewnie nie formułować oskarżeń, gdy jedna ze stron nie mówi tak w ten sam sposób.

Warto zachować proporcje. Jak już mówiłem, na terenie czterech województw: wołyńskiego, lwowskiego, tarnopolskiego i stanisławowskiego żyło pięć milionów Ukraińców. Zestawmy to z 40 tys. tych, którzy mordowali. Oczywiście były antypolskie nastroje. I oczywiście Ukraińcy dołączali się do rabunków. To jednak zostało tak przygotowane, by raz na zawsze podzielić Polaków i Ukraińców.

W ukraińskiej ziemi są jeszcze kości, które nie mają pochówku, które walają się po polach. Na Wołyniu takich szczątków jest około 50 tysięcy. Zginęło 100 tys. Polaków i trzeba o tym mówić. My musimy to robić, ale nie możemy pozwalać na to, by mówili o tym Rosjanie i wykorzystywali taką narrację dzielącą nasze dwa narody.

Czy Ukraińcy wiedzą wystarczająco dużo o Wołyniu?

Nie. Większość Ukraińców nie wie lub ma minimalna wiedzę na ten temat. Rozmawiałem z Ukraińcami o Wołyniu. I teraz, i w 2018 roku, kiedy tam byłem. To były ciekawe rozmowy, bo większość kobiet i mężczyzn z zachodu Ukrainy coś o tym wiedziało, z centralnej i ze wschodniej Ukrainy prawie nikt nie znał tej historii.

Przykładowo w Warszawie niedawno rozmawiałem z koleżanką Ukrainką, która nie miała zielonego pojęcia o tym, że było coś takiego jak zbrodnia wołyńska. Pochodziła z Charkowa i nigdy o tym nie słyszała. Ukraińcy nie uczą się o tym w szkołach. Jeśli już, to słyszą to w narracji, że były to tragiczne wspólne walki.

Trudno uznać to za prawdę. Ani to wojna polsko-ukraińska, ani walki wspólne. Co należy więc zrobić?

To zadanie polskiej dyplomacji. Możemy się z Ukraińcami zgadzać lub nie, ale naszym celem powinno być osiągnięcie tego, by ofiary były godnie upamiętnione. Obrażanie się na siebie to nie jest droga, to nie jest piaskownica. Trzeba raz na zawsze zamknąć ten temat. Politycy nie zdali egzaminu przez te ostatnie 30 lat.

Kluczowe jest choćby to, co wydarzyło się w piątek. Kościoły łaciński i greckokatolicki zdecydowały, by przeprowadzić pielgrzymkę pojednania, którą rozpoczęło podpisaniem wspólnego oświadczenia o pojednaniu i przebaczeniu w sprawie Wołynia. Jest wspólny apel, by ubolewać nad tymi ofiarami. Pamiętamy o tym, co się wydarzyło, ale bez powiększania tej rany, która dla wszystkich rodzin osób, które zginęły na Wołyniu, jest i tak bardzo duża.

Natomiast niestety politycy ograniczyli się do zapalenia zniczy. To ważny gest, ale dla wielu Polaków za mało. 

Niestety polska dyplomacja, politycy i polski IPN nie zdali tu egzaminu. Rodziny tych, którzy zginęli, chcą ekshumacji. To kluczowy temat: pomniki i cmentarze dla zamordowanych. Tylko to może sprawę zamknąć raz na zawsze. 

Czy ze strony ukraińskiej powinno paść "przepraszam"?

Żeby padło "przepraszam", trzeba do tego jakoś dojść czynami i rozmowami.

W trakcie moich pobytów w Ukrainie nie spotkałem się z sytuacją, że ktoś, kto wiedział o Wołyniu, mówił: "nie, my nikogo nie mordowaliśmy". Jeśli ktoś się kłócił, to mówił: "ale wy też nas mordowaliście".

I kiedy opowiadałem, jak to wyglądało, co mówią polscy historycy, i pytałem, czy są w stanie za to przeprosić, mówili, że tak. Niektórzy Ukraińcy, kiedy zobaczyli wsparcie od Polski w trakcie wojny z Rosją, spontanicznie sprzątali polskie cmentarze. Polacy są teraz bardzo lubiani przez Ukraińców.

Dla nich Wołyń to kwestia zamknięta. Dla nas nie jest i nie będzie, dopóki nie dokonamy godnego pochówku ofiar. To jest najważniejsze.

Czytaj też:

 Żaneta Gotowalska-Wróblewska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
rzeź wołyńskazbrodnia wołyńskawołyń
Wybrane dla Ciebie