Awantura jedna za drugą. Niezwykle burzliwa komisja śledcza z Kamińskim

Mariusz Kamiński był przesłuchiwany przez komisję ds. wyborów kopertowych. Posiedzenie było niezwykle burzliwe, a były minister starł się m.in. z przewodniczącym Dariuszem Jońskim. - Jest pan świnią - powiedział do Jońskiego, po czym demostracyjnie wyszedł z sali. Za chwilę jednak wrócił. Napięcie było do samego końca.

Mariusz Kamiński
Mariusz Kamiński
Źródło zdjęć: © PAP | Marcin Obara
Adam Zygiel

Choś było też śmiesznie. Kamiński wyjaśniał m.in., czemu jako minister nie podpisał umowy z PWPW oraz stwierdził, że wybory, które się nie odbyły "nie przyniosły strat", czym rozbawił jedną z posłanek.

Przesłuchanie byłego ministra spraw wewnętrznych i administracji na wtorkowym posiedzeniu komisji śledczej ds. wyborów kopertowych od samego początku było bardzo burzliwe. Kamiński przedstawił się jako "poseł na Sejm RP", na co przewodniczący Dariusz Joński zarzucił mu mówienie nieprawdy.

Następnie Joński zapytał byłego ministra o spotkanie w wilii ówczesnego premiera Mateusza Morawieckiego przy ulicy Parkowej. Przypomniał relację posła Michała Wypija, który stwierdził, że Kamiński wpadł wówczas "w furię".

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

- Czy był pan pod wpływem środków bądź substancji odurzających. Krótko mówiąc, czy był pan trzeźwy? - pytał Joński.

- Jest pan świnią - odpowiedział były minister i wyszedł z komisji. Joński ogłosił 15-minutową przerwę. Po kilku minutach Kamiński wrócił na posiedzenie i złożył wniosek o wyłączenie Jońskiego. Wniosek jednak nie przeszedł.

Kamiński tłumaczy się z decyzji

W kolejnej części posiedzenia Kamiński był wypytywany o umowę z Polską Wytwórnią Papierów Wartościowych z 16 kwietnia 2020 roku dotyczącą druku kart do głosowania w wyborach prezydenckich planowanych w trybie korespondencyjnym. Kamiński, decyzją Morawieckiego, miał ją podpisać, czego nie zrobił. Podobną umowę miał podpisać wczesny minister Jacek Sasin z Pocztą Polską, czego też nie zrobił.

Decyzja premiera zobowiązywała szefa MSWiA do pokrycia kosztów poniesionych przez PWPW w związku z wyborami korespondencyjnymi, które miały się odbyć 10 maja 2020 r.

Kamiński zacytował fragment decyzji premiera z 16 kwietnia 2020 r.: "Finansowanie realizacji polecenia obejmować będzie koszty poniesione przez Polską Wytwórnię Papierów Wartościowych, w związku z realizacją polecenia i nastąpi z części budżetowej, której dysponentem jest minister właściwy ds. wewnętrznych".

- Informuję, że żeby podpisać umowę pokrycia kosztów, trzeba te koszty znać - powiedział Kamiński.

Kilka razy powtarzał, że zamierzał podpisać umowę z PWPW. - Wystawiłem coś, co można by określić jako promesę dla PWPW, że po realizacji zadania zleconego decyzją premiera i uzyskaniu informacji o kosztach, jakie PWPW poniosło, te koszty zostaną zrefundowane - poinformował.

Dodał, że zamierzał podpisać umowę po uzyskaniu informacji, jakie koszty poniosła PWPW i że decyzja premiera nie obligowała go co do daty i terminu jej podpisania.

- Żeby podpisać umowy trzeba mieć przygotowaną pozycję w budżecie MSWiA na pokrycie kosztów wyborczych. Ja takich kosztów nie miałem. Uzgodniłem z premierem, że w momencie kiedy będą znane koszty poniesione przez PWPW w związku z przygotowaniem do wyborów, zwrócę się do premiera o przesunięcie z odpowiednich rezerw środków na pokrycie - powiedział Kamiński.

O kwestie braku umowy z PWPW dopytywała także posłanka Magdalena Filiks.

- Nie było potrzeby, że zawierać taką umowę w danym momencie. Żeby działać w sprawie realizacji wyborów, PWPW otrzymało decyzję od premiera - tłumaczył Kamiński.

Filiks przekonywała, że to "odosobniona opinia" Kamińskiego.

- Nie mogłem podpisać umowy nie mając żadnego formalnego zabezpieczenia środków. Rozumie to pani? Pani chyba tego nie rozumie - przekonywał.

"Kampania histerii"

Kamiński twierdził, że wobec wyborów korespondencyjnych wszczęto "kampanię histerii". - Mówiono o "kopertach śmierci" chociaż nigdy nie było najmniejszego dowodu, że korespondencja może być źródłem roznoszenia epidemii - mówił. Twierdził, że o tym, że do wyborów korespondencyjnych finalnie nie doszło, zadecydował "interes partyjny" Koalicji Obywatelskiej, gdyż ówczesna opozycja miała większość w Senacie.

Kamiński uważa także, że "bezsensowne" jest dążenie do tego, kto wpadł na pomysł przeprowadzenia wyborów korespondencyjnych. - To była jedyna, naturalna możliwość - mówił, wskazując na okres, czyli pandemię koronawirusa.

Kamiński o wyborach korespondencyjnych: nie ma strat

Anita Kucharska-Dziedzic z Lewicy wskazała, że "ciężko się dokopać" do jakichkolwiek dokumentów. - Państwo byli tak przekonani o racjonalności tego, że dogadujecie się na gębę, że właściwie nie potrzeba było posiadać na to jakiegokolwiek papieru - mówiła.

- Nie ma strat - odpowiedział Kamiński.

- Nie ma strat? - spytała Kucharska-Dziedzic.

- W PWPW nie ma strat - podkreślił świadek.

- Te 70 milionów zł to nie ma żadnych strat? - dopytywała posłanka, z trudem powstrzymując śmiech.

- Grodzki i Platforma powinni zapłacić - stwierdził Kamiński.

"Działałem wspólnie z premierem i Sasinem"

Joński dopytywał Kamińskiego o to, czy nie podpisując umów, "działał wspólnie i w porozumieniu z panem (Jackiem) Sasinem, wiedząc, że jest to niezgodne z prawem".

- Działałem wspólnie i z premierem, i z ministrem Sasinem. (...) Byliśmy w podobnej sytuacji i na pewno rozmawialiśmy o tym między sobą i z premierem - odpowiedział Kamiński.

Czytaj więcej:

Źródło: WP Wiadomości/PAP

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (229)