Bunt Prigożyna. Kreml nie dotrzyma słowa?
"Kucharz Putina" zawarł porozumienie z Kremlem i zatrzymał marsz swoich najemników na Moskwę. Zarzuty wobec Prigożyna miały zostać wycofane. Okazuje się jednak, że rosyjskie służby wciąż prowadzą śledztwo ws. szefa wagnerowców.
FSB (Federalna Służba Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej - przyp. red.) wszczęła przeciwko Prigożynowi sprawę karną z artykułu 279 kodeksu karnego - postawiono mu zarzuty za "zorganizowanie buntu zbrojnego". W sobotę wagnerowcy zajęli Rostów nad Donem i rozpoczęli marsz na Moskwę.
Wskutek porozumienia z Kremlem, w którym pośredniczył samozwańczy prezydent Białorusi, Prigożyn zgodził się zakończyć rebelię.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W sobotę wieczorem Kreml wydał oficjalne oświadczenie ws. ugody zawartej z Prigożynem. Wynikało z niej, że zarzuty wobec szefa wagnerowców zostaną wycofane, a on i jego siły zostaną przeniesione na Białoruś.
Anonimowe źródło z Prokuratury Generalnej Federacji Rosyjskiej wyjawiło w rozmowie z niezależnym rosyjskim dziennikiem "Kommiersant", że śledztwo ws. Prigożyna wciąż trwa. Rozmówca zaznaczył, że "jest za wcześnie na podejmowanie decyzji o jego zakończeniu". Rosyjskie władze nie odniosły się dotychczas do tych doniesień.
Za podżeganie do buntu zbrojnego w Rosji grozi od 12 do 20 lat pozbawienia wolności.
Prigożyn zniknął. "Wszystkich pozdrawia"
Po raz ostatni szef grupy Wagnera był widziany w sobotę, gdy opuszczał Rostów nad Donem. CNN wysłała pytanie do służb prasowych "kucharza Putina".
"Wszystkie pytania zostały przekazane Jewgienijowi Wiktorowiczowi. Przesyła wszystkim pozdrowienia i odpowie, kiedy będzie miał taką możliwość" - zaznaczono.