PolskaBo to nie była sprawa Łyżwińskiego

Bo to nie była sprawa Łyżwińskiego

To nie seksafera w "Samoobronie". Tutaj
wszystko toczy się swoim smętnym rytmem. To życie. A, że niewinni
posiedzą w kryminale... Normalka - piszą "Nowości".

22.12.2006 | aktual.: 22.12.2006 06:39

W tak zwaną równość obywateli wobec prawa nigdy nie uwierzy Krzysztof Włodarski, o którego ponurej przygodzie "Nowosci" pisały już 24 listopada. Miał wyjątkowego pecha. Jakiś czas temu uczestniczył w przypadkowej bijatyce, jego zdjęcia znalazły się w policyjnym albumie i okazał się podobny do osoby, która brała udział w gwałcie. Jednak na swoją obronę miał wydawało się poważne argumenty.

Noc z 21 na 22 października, gdy po dyskotece w Niszczewicach koło Inowrocławia doszło do gwałtu, spędzał u rodziny żony na toruńskim Rubinkowie. Ale zeznaniom krewnych nie dano wiary. Uznano je za mało wartościowe. Był wtedy naszym zięciem zaledwie od trzech miesięcy - wspomina zbulwersowana teściowa, Renata Durzyńska. - Czy krylibyśmy człowieka, który ledwo wszedł do naszej rodziny? Czy ryzykowalibyśmy współudział w przestępstwie?

Teść Krzysztofa Włodarskiego jest toruńskim policjantem. Czy zeznając na jego korzyść ryzykowałby karierę, gdyby nie miał pewności, że tamtej nocy zięć spał w jego mieszkaniu w Toruniu?

Dopiero 10 listopada zdecydowano się na pobranie próbek DNA od dwóch podejrzanych wskazanych przez ofiarę. Na porównanie z materiałem pobranym z ubrania ofiary czekano do... 13 grudnia. Obaj mężczyźni tego dnia wyszli na wolność. Ten drugi nie wytrzymał napięcia i zdążył się wcześniej pociąć w celi. O sprawie posła Łyżwińskiego i Anety Krawczyk Krzysztof Włodarski usłyszał po wyjściu na wolność. W jednodniowe badanie DNA posła trudno mu uwierzyć do dziś.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)