Biznes w "Muzeum Rydzyka"? Wojewoda łatwo nie odpuści
Ojciec Rydzyk i jego współbracia w swoim oficjalnym stanowisku twierdzą, że mają prawo organizować odpłatne koncerty w Muzeum Pamięć i Tożsamość. Dla wojewody kujawsko-pomorskiego sprawa nie jest jednak oczywista, dlatego będzie domagał się wyjaśnień od Ministerstwa Kultury, które ufundowało tę placówkę za ponad 200 mln zł.
Przypomnijmy, że kilka tygodni temu zapytaliśmy w Kujawsko-Pomorskim Urzędzie Wojewódzkim, którym zarządza już nowy wojewoda Michał Sztybel z PO, dlaczego w muzeum odbywają się odpłatne koncerty. Po naszych pytaniach urzędnicy sprawdzili dokumenty i potwierdzili, że zgodnie z umowami miała tam być prowadzona tylko działalność niekomercyjna. Sprawę przekazano do Torunia, którego prezydent sprawuje nadzór nad tymi terenami, albowiem chodzi o grunty Skarbu Państwa, które zakonnicy dostali w użytkowanie wieczyste.
Jak się dowiedzieliśmy, w marcu założona przez redemptorystów fundacja Lux Veritatis nadesłała do ratusza swoje stanowisko. Wynika z niego, że muzeum nie jest już formalnie "muzeum", tylko "Zespołem Zabudowy Muzealno-Audytoryjnej i Naukowo-Twórczej". A to otwiera drogę do różnej interpretacji celu jego działalności.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ojciec Rydzyk i jego współbracia są zdania, że organizując na terenie muzeum odpłatne koncerty i pokazy, realizują cel, w jakim za bezcen przekazano im grunty. Wszelkie "pożytki" mają zamiar przeznaczać na cele statutowe muzeum. Uważają, że nie stanowią one zysku i nie robią nic, co przejawia znamiona "celów zarobkowych".
- W swojej odpowiedzi fundacja informuje również, że nie prowadzi na tej nieruchomościach jakiejkolwiek działalności; nie czerpała i nie czerpie z niej dochodów oraz że muzeum jest jednostką organizacyjną nienastawioną na osiąganie zysku - wyjaśnia stanowisko redemptorystów Malwina Jeżewska, rzeczniczka toruńskiego urzędu miasta.
Sprawą zajmie się ministerstwo
Z dokumentów, które widzieliśmy, wynika, że zanim jeszcze wpłynęło ich stanowisko, sprawę próbował już wyjaśniać wiceprezydent Torunia, który "poinformował, że przedmiotowe nieruchomości zostały zagospodarowane zgodnie z celem wskazanym w umowach".
Na tym teoretycznie wszystko mogłoby się skończyć, tak jak skończyło się, gdy kilka lat temu CBA nie dopatrzyło się nieprawidłowości w oddaniu za bezcen gruntów redemptorystom. Ale w tym przypadku wojewoda kujawsko-pomorski nie odpuszcza i będzie domagał się dalszych wyjaśnień.
- W związku z przekazaną przez redemptorystów odpowiedzią, wojewoda skierował pismo do Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego o udzielenie informacji, jaka działalność jest prowadzona na nieruchomościach przez muzeum i czy czerpane są z niej dochody, a jeżeli tak, to w jakiej wysokości oraz na jakie cele są one wydatkowane - informuje Wirtualną Polskę Natalia Szczerbińska, rzeczniczka wojewody.
O co chodzi w całym zamieszaniu?
Redemptoryści dostali w 2017 r. za bezcen działki Skarbu Państwa, zobowiązując się, że wybudują tam muzeum. To atrakcyjne tereny w zachodniej części Torunia, między Wisłą i wylotówką na Bydgoszcz, gdzie mieli już swój kościół, uczelnię, a także budowali swoją geotermię i mieli w planach Park Pamięci Narodowej z tężniami solankowymi (podatnicy zasponsorowali im te przedsięwzięcia w kolejnych latach dzięki decyzjom rządu PiS).
Sprawa od początku miała kuriozalny charakter, ponieważ zarówno ówczesny wojewoda z rządu PiS, jak i prezydent Torunia, działali błyskawicznie, załatwiając wszystkie formalności w ledwie 11 dni. Nie mieli nawet pojęcia, jakiego typu muzeum ma tam powstać.
Redemptoryści dostali działki "w drodze wyjątku" bez przetargu we wieczyste użytkowanie - z olbrzymią bonifikatą, ale pod jednym skromnym warunkiem: że nie będzie tam prowadzona działalność komercyjna.
W ostatnich latach minister kultury w rządzie PiS Piotr Gliński zdecydował, że muzeum powstanie za 224 mln zł z pieniędzy podatników. Teoretycznie zakonnicy mają je prowadzić wspólnie z resortem, ale praktycznie mieli wolną rękę w realizacji pomysłu. Stwierdzili, że jedną z kluczowych sal poświęcą Radiu Maryja, a szefem całego przedsięwzięcia ustanowili ojca Jana Króla, prawą rękę ojca Rydzyka.
Po wielu perturbacjach kilka miesięcy temu oficjalnie otworzyli muzeum przy udziale czołowych polityków PiS i hierarchów kościelnych, a potem ogłosili, że pokłócili się z wykonawcą i nie mogą go dokończyć części muzealnej budynku, więc nie wiadomo, kiedy będzie można je zwiedzać. Jednakowoż doszli do wniosku, że można z niego robić inny użytek.
Redemptoryści muszą się tłumaczyć
8 lutego ujawniliśmy w Wirtualnej Polsce, że zakonnicy zaczęli w nim organizować odpłatne wydarzenia kulturalne, mimo że mieli zakaz prowadzenia działalności komercyjnej. Chodzi o spektakle, koncerty i pokazy filmowe. Cena to przeważnie kilkadziesiąt złotych, chociaż za koncert noworoczny i recital fortepianowy duchowni pobierali prawie 100 zł.
W muzeum, jak się okazało, wybudowali olbrzymią aulę, która wygląda jak pokaźna sala koncertowa na kilkaset miejsc, choć przy staraniach się o środki przekonywali, że będzie to "audytorium", mimo że tą nazwą określa się głównie sale wykładowe (do wykładów nadal używają auli w swojej uczelni, która sąsiaduje z muzeum).
Mikołaj Podolski, dziennikarz Wirtualnej Polski