Rydzyk ma problem. Redemptoryści muszą złożyć wyjaśnienia
Urząd Miasta Torunia zwrócił się do założonej przez ojca Rydzyka fundacji z wnioskiem o wyjaśnienia na temat biletowanych koncertów w muzeum, które jeszcze nie działa i nie miało służyć celom zarobkowym. To pokłosie sprawy, którą nagłośniliśmy kilka tygodni temu.
Redemptoryści dostali w 2017 r. za bezcen działki Skarbu Państwa, zobowiązując się, że wybudują tam muzeum. To atrakcyjne tereny w zachodniej części Torunia, między Wisłą i trasą wylotową na Bydgoszcz, gdzie mieli już swój kościół, uczelnię, a także budowali swoją geotermię i mieli w planach Park Pamięci Narodowej z tężniami solankowymi (podatnicy zasponsorowali im te przedsięwzięcia w kolejnych latach dzięki decyzjom rządu PiS).
Sprawa od początku miała kuriozalny charakter, ponieważ zarówno ówczesny wojewoda z rządu PiS, jak i prezydent Torunia działali błyskawicznie, załatwiając wszystkie formalności w zaledwie 11 dni. Nie mieli nawet pojęcia, jakiego typu muzeum ma tam powstać.
Redemptoryści dostali działki "w drodze wyjątku" bez przetargu we wieczyste użytkowanie, z olbrzymią bonifikatą, ale pod jednym skromnym warunkiem: że nie będzie tam prowadzona działalność komercyjna.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Halo Polacy". Miasto śmieci. "Wypluło wielu milionerów"
W ostatnich latach minister kultury w rządzie PiS Piotr Gliński zdecydował, że muzeum powstanie za 224 mln zł z pieniędzy podatników. Teoretycznie zakonnicy mają je prowadzić wspólnie z resortem, ale praktycznie mieli wolną rękę w realizacji pomysłu. Stwierdzili, że jedną z kluczowych sal poświęcą Radiu Maryja, a szefem całego przedsięwzięcia ustanowili ojca Jana Króla, "prawą rękę" ojca Rydzyka.
Po wielu perturbacjach kilka miesięcy temu oficjalnie otworzyli muzeum przy udziale czołowych polityków PiS i hierarchów kościelnych, a potem ogłosili, że pokłócili się z wykonawcą i nie mogą go dokończyć, więc nie wiadomo, kiedy będzie można je zwiedzać. Jednakowoż doszli do wniosku, że można z niego robić inny użytek.
Redemptoryści muszą się tłumaczyć
8 lutego ujawniliśmy w Wirtualnej Polsce, że zakonnicy zaczęli w nim organizować odpłatne wydarzenia kulturalne, mimo że mieli zakaz prowadzenia działalności komercyjnej, o czym być może każdy poza nami już zapomniał. Chodzi o spektakle, koncerty i pokazy filmowe. Cena to przeważnie kilkadziesiąt złotych, chociaż za koncert noworoczny i recital fortepianowy duchowni pobierali prawie 100 zł.
W muzeum, jak się okazało, wybudowali olbrzymią aulę, która wygląda jak pokaźna sala koncertowa na kilkaset miejsc, choć przy staraniach się o środki przekonywali, że będzie to "audytorium", mimo że tą nazwą określa się głównie sale wykładowe (do wykładów nadal używają auli w swojej uczelni, która sąsiaduje z muzeum).
Zapytaliśmy w kujawsko-pomorskim Urzędzie Wojewódzkim, którym zarządza już nowy wojewoda Michał Sztybel z PO, dlaczego w muzeum odbywają się odpłatne koncerty. Po naszych pytaniach urzędnicy sprawdzili dokumenty i potwierdzili, że zgodnie z umowami miała tam być prowadzona tylko działalność niekomercyjna. Sprawę przekazano do Torunia.
- Umowy po uzyskaniu zgody od wojewody, w imieniu Skarbu Państwa, zawierał prezydent miasta Torunia, wykonujący zadania zlecone z zakresu administracji rządowej - wyjaśniła Natalia Szczerbińska, rzeczniczka wojewody.
Jak się dowiedzieliśmy, toruński ratusz zażądał od zakonników wyjaśnień już kilka dni po naszej publikacji, ale oni nadal nie odpowiedzieli. Redemptoryści mają wytłumaczyć m.in., w jaki sposób zagospodarowali nieruchomość, czy przestrzegają zapisów umów, czy prowadzą tam działalność i czerpią z niej dochody, czy udostępnili muzeum innym podmiotom i czy realizują cel oddania im nieruchomości.
- Czekamy na informacje - mówi Malwina Jeżewska, rzeczniczka toruńskiego magistratu.
Więcej o sprawie pisaliśmy w artykule "Ojciec Rydzyk ma kłopoty. Będzie kontrola dokumentów".
Mikołaj Podolski, dziennikarz Wirtualnej Polski