Białoruś. Wiec poparcia dla Aleksandra Łukaszenki po protestach po wyborach. Jest też zapowiedź z Kremla
Białoruś. Po tygodniu protestów po wyborach prezydenckich odbył się wiec poparcia dla Aleksandra Łukaszenki, który sprawuje urząd od 26 lat. Jednak dziennikarze informują, że frekwencja jest nieporównywalna z masowymi manifestacjami przeciwko politykowi. Pojawiła się również zapowiedź z Kremla ws. pomocy dla Białorusi.
Na niedzielę zaplanowano wiec poparcia dla prezydenta Aleksandra Łukaszenki. Jak informują media, w stolicy Białorusi pojawiło się kilka tysięcy uczestników. "Zwieziono ich z całego kraju autokarami i pociągami. Większość nie chce rozmawiać z mediami" - podaje dziennikarz Andrzej Poczobut.
Niespodziewanie na wydarzeniu pojawił się prezydent Białorusi, który wygłosił przemówienie. - Białoruś jako państwo zginie, jeśli zgodzi się na powtórne wybory prezydenckie - mówi Łukaszenka. Dodał również, że "samoloty i czołgi umieszczono 15 minut od granicy". Przypomnijmy: w sobotę Łukaszenka zapowiedział przeniesienie powietrznej brygady szturmowej na zachód, tuż przy granicy z Polską.
O godzinie 14 czasu białoruskiego w centrum Mińska rozpoczął się wielki marsz wolności, organizowany przez oponentów prezydenta Łukaszenki. Szacuje się, że zgromadzić może się tam nawet 100 tys. osób.
Białoruś. Wiece nie tylko w stolicy. W Pińsku ponad 100-metrowa flaga
Z relacji niezależnych białoruskich mediów wynika, że protest przeciwko Łukaszence ściągnął ludzi ze wszystkich grup społecznych. "W centrum Mińska zgromadzili się robotnicy, prawosławni i katoliccy wierni, kobiety w białych ubiorach, z kwiatami i strajkujący pracownicy innych profesji" - informuje telewizja Biełsat.
Manifestacje rozpoczęły się również w Pińsku (Polesie). Tam uczestnicy "Marszu o wolność" wykonali flagę Białorusi o długości 107 metrów, która przenoszona jest ulicami miasta.
Protest odbywa się także w Grodnie. Tam uczestnicy wiecu antyrządowego przyszli z flagami Białorusi. Na nagraniach, które pojawiły się w mediach społecznościowych słychać też, jak protestujący krzyczą "odejdź!".
Białoruś. Jest odpowiedź Rosji na sytuację w kraju
Pojawiła się informacja, że w niedzielę odbyła się kolejna rozmowa telefoniczna pomiędzy Aleksandrem Łukaszenką a Władimirem Putinem. Jak donosi Reuters, powołując się na oświadczenie z Kremla, "Moskwa jest gotowa udzielić pomocy Białorusi w razie potrzeby zgodnie ze zbiorowym paktem wojskowym".
"Ze strony rosyjskiej potwierdzono gotowość okazania niezbędnej pomocy w rozwiązaniu powstałych problemów na podstawie zasad umowy o powstaniu Państwa Związkowego, a także - w razie konieczności - na podstawie Organizacji Traktatu o Bezpieczeństwie Zbiorowym (ODKB)" - czytamy w komunikacie Kremla, opublikowanym przez Reutera.
W tym miejscu warto zaznaczyć, że Rosję i Białoruś łączy wiele umów. Oba państwa są członkami Wspólnoty Niepodległych Państw, zrzeszającej większość byłych republik ZSRR. Należą także do Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym, która zrzesza część członków WNP. Co więcej, Rosja i Białoruś są członkami konfederacji dwóch państw, zwanej potocznie Związkiem Białorusi i Rosji (ZBiR). W ramach tych wszystkich organizacji państwa te zobowiązane są do udzielania sobie pomocy, także wojskowej.
Białoruś. Moskwa pomoże Białorusi? "Nic się nie zmieni"
- Po pierwszej rozmowie przekaz Kremla i Mińska różnił się, jednak teraz, po drugiej rozmowie, ten przekaz jest jednolity. Moskwa przyjdzie z pomocą Białorusi. Tak na prawdę jednak, to nic się nie zmieni. Ten komunikat oznacza, że na ten moment Putin nie chce wchodzi w spór na Białorusi - mówił na antenie TVN24 Andrzej Poczobut.
Jak zaznaczył, Łukaszenko powoli traci kontrolę w państwie. - Dziś na ulicach Grodna widziałem mnóstwo ludzi, kilka tysięcy protestujących. Nie spotkałem ani jednego milicjanta. To festiwal wolności, który jednak może zostać znów brutalnie stłumiony - zaznaczył dziennikarz.
Do komunikatu Kremla odniósł się już rząd Litwy. "Kryzys na Białorusi ma charakter polityczny, a wszelkie zarzuty władz tego państwa, dotyczące ingerencji ze strony obcych krajów lub stwarzanych przez nie zagrożeń, są próbą zrzucenia winy i usprawiedliwienia własnych działań" - oświadczył minister obrony narodowej Litwy Raimundas Karoblis.
Minister spraw zagranicznych Linas Linkevicius poszedł jeszcze dalej i w ostrych słowach wyraził się o interwencji Rosji. "Wygląda na to, że Łukaszenko chce całkowicie zrujnować niepodległość swego kraju. Żałosne" - napisał na Twitterze.
Białoruś. Protesty po wyborach prezydenckich
W piątek Centralna Komisja Wyborcza Białorusi ogłosiła ostateczne wyniki wyborów prezydenckich, które odbyły się 9 sierpnia. Według danych CKW urzędujący od 26 lat prezydent Aleksander Łukaszenka zdobył 80,1 proc. głosów. Z kolei jego rywalka Swiatłana Cichanouska - 10,1 proc. głosów. Zdaniem większości obserwatorów te wyniki zostały jednak sfałszowane, a zdecydowaną zwyciężczynią jest Cichanouska.
Kandydatka opozycji obecnie znajduje się na Litwie, miała zostać zmuszona do wyjazdu przez białoruskie władze. Tymczasem "Rzeczpospolita" donosie, że Cichanouska przygotowuje oświadczenie, w którym ogłosi, że to ona jest formalnym zwycięzcą wyborów. W dokumencie ma być również apel, by Łukaszenka zrezygnował ze stanowiska głowy państwa.
Od momentu ogłoszenia wyników exit poll na ulicach Białorusi trwają protesty, które są brutalnie tłumione przez policję. Wiele tysięcy osób zostało zatrzymanych. Są ofiary śmiertelne. Wśród nich 25-letni Aleksander Vikhor, którego pogrzeb odbył się w niedzielę.
Interweniują m.in. politycy z zagranicy. Ministrowie spraw zagranicznych z 27 krajów Unii Europejskiej zlecili swym dyplomatom przygotowanie sankcyjnej listy Białorusinów winnych przemocy, represji oraz fałszowania ostatnich wyborów prezydenckich.